Rozdział IX

624 56 22
                                    

Obudziło ją zamaszyste trzaśnięcie drzwiami skrzydła szpitalnego.

To był on, bogowie, ON, ubrany w czarne spodnie od garnituru i granatową koszulę.

‒ Możesz mi łaskawie powiedzieć, co ty wyprawiasz, Granger? ‒ wycedził, a jego głos, tak jak uprzednio trzask drzwi, poniósł się zwielokrotnionym echem po sali chorych.

‒ Gdybym wiedziała, że ściągnę cię tym do zamku, zemdlałabym już dawno ‒ zaśmiała się słabo.

Czuła teraz ulgę: niewymowną ulgę: Snape nie tylko jeszcze żył, ale chodził i to o własnych siłach.

‒ Nic ci nie jest? ‒ zapytała jeszcze.

Prychnął.

‒ Pomfrey na pewno dobrze sprawdziła ci głowę? ‒ zapytał. ‒ Może powinienem zabrać cię do szpitala na rezonans?

Pokręciła głową, krzywiąc się przy tym z bólu.

‒ Obejdzie się.

Spoglądał na nią krytycznie, jakby chciał ocenić, czy dziewczyna mówi poważnie, czy tylko się z niego naigrywa.

Zamrugała, poruszyła się niespokojnie.

‒ Czuję się nieswojo, kiedy tak na mnie patrzysz.

‒ Jeszcze kilka sekund temu twierdziłaś, że cieszysz się na mój widok, a teraz marudzisz na to, że na ciebie patrzę. Chyba ci się pogarsza, idę zawołać Pomfrey.

‒ Nie ma takiej potrzeby, profesorze Snape ‒ pielęgniarka odsunęła kotarę obok łóżka Hermiony i oczom dwójki rozmawiających ukazała się grupka przypatrujących się im w zdumieniu osób.

Molly. Ron. Ginny. I oczywiście profesor McGonagall.

‒ Severusie, na Merlina, co ty tutaj robisz i co to wszystko znaczy?

‒ Nic takiego, pani dyrektor ‒ powiedziała Hermiona, przypatrując się przenikliwie Mistrzowi Eliksirów. ‒ Profesor Snape miał właśnie wytłumaczyć mi, gdzie podziewał się przez te wszystkie tygodnie.

‒ To byłoby zaiste pomocne ‒ przytaknęła Minerwa. ‒ Ale prosiłabym, żebyś ten raport złożył przede wszystkim mnie.

‒ Nie muszę się nikomu tłumaczyć ‒ warknął Snape. ‒ To mój prywatny czas i mogę z nim robić co chcę.

‒ Jeśli tylko zgłosisz chęć czy zamiar wyjazdu swojemu bezpośredniemu przełożonemu! ‒ McGonagall, zirytowana, podniosła teraz nieco głos. Jej surową twarz ściągnął grymas złości i zniesmaczenia.

‒ Bałam się, że już nie żyjesz ‒ wymsknęło się Hermionie.

I znów wszystkie oczy skierowały się na nią.

Snape sarknął:

‒ Trzeba jej zmierzyć temperaturę, bo bredzi.

‒ Ta dziewczyna prawie się zagłodziła, próbując znaleźć remedium na twój problem, Severusie, więc nie waż się...

‒ No przecież mówię Minerwo, że coś jest z nią nie tak! Powiedziałbym, że upadła na głowę, ale cóż... w obecnych okolicznościach...

Zapadła cisza. Po ostatnich słowach Mistrza Eliksirów, nikt nie wiedział, co mądrego można by powiedzieć.

‒ Czy możecie nas zostawić? ‒ zapytała wreszcie cicho Hermiona.

‒ Ależ oczywiście ‒ Minerwa wyprostowała się, gotowa do wymarszu. ‒ Jeśli tylko pani Pomfrey zgodzi się na kilka minut odwiedzin, zostawimy cię z twoimi przyjaciółmi.

DZIEDZICTWO FENIKSA cz. 2: Rozwiązanie  (Sevmione) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz