Obudziło ją zamaszyste trzaśnięcie drzwiami skrzydła szpitalnego.
To był on, bogowie, ON, ubrany w czarne spodnie od garnituru i granatową koszulę.
‒ Możesz mi łaskawie powiedzieć, co ty wyprawiasz, Granger? ‒ wycedził, a jego głos, tak jak uprzednio trzask drzwi, poniósł się zwielokrotnionym echem po sali chorych.
‒ Gdybym wiedziała, że ściągnę cię tym do zamku, zemdlałabym już dawno ‒ zaśmiała się słabo.
Czuła teraz ulgę: niewymowną ulgę: Snape nie tylko jeszcze żył, ale chodził i to o własnych siłach.
‒ Nic ci nie jest? ‒ zapytała jeszcze.
Prychnął.
‒ Pomfrey na pewno dobrze sprawdziła ci głowę? ‒ zapytał. ‒ Może powinienem zabrać cię do szpitala na rezonans?
Pokręciła głową, krzywiąc się przy tym z bólu.
‒ Obejdzie się.
Spoglądał na nią krytycznie, jakby chciał ocenić, czy dziewczyna mówi poważnie, czy tylko się z niego naigrywa.
Zamrugała, poruszyła się niespokojnie.
‒ Czuję się nieswojo, kiedy tak na mnie patrzysz.
‒ Jeszcze kilka sekund temu twierdziłaś, że cieszysz się na mój widok, a teraz marudzisz na to, że na ciebie patrzę. Chyba ci się pogarsza, idę zawołać Pomfrey.
‒ Nie ma takiej potrzeby, profesorze Snape ‒ pielęgniarka odsunęła kotarę obok łóżka Hermiony i oczom dwójki rozmawiających ukazała się grupka przypatrujących się im w zdumieniu osób.
Molly. Ron. Ginny. I oczywiście profesor McGonagall.
‒ Severusie, na Merlina, co ty tutaj robisz i co to wszystko znaczy?
‒ Nic takiego, pani dyrektor ‒ powiedziała Hermiona, przypatrując się przenikliwie Mistrzowi Eliksirów. ‒ Profesor Snape miał właśnie wytłumaczyć mi, gdzie podziewał się przez te wszystkie tygodnie.
‒ To byłoby zaiste pomocne ‒ przytaknęła Minerwa. ‒ Ale prosiłabym, żebyś ten raport złożył przede wszystkim mnie.
‒ Nie muszę się nikomu tłumaczyć ‒ warknął Snape. ‒ To mój prywatny czas i mogę z nim robić co chcę.
‒ Jeśli tylko zgłosisz chęć czy zamiar wyjazdu swojemu bezpośredniemu przełożonemu! ‒ McGonagall, zirytowana, podniosła teraz nieco głos. Jej surową twarz ściągnął grymas złości i zniesmaczenia.
‒ Bałam się, że już nie żyjesz ‒ wymsknęło się Hermionie.
I znów wszystkie oczy skierowały się na nią.
Snape sarknął:
‒ Trzeba jej zmierzyć temperaturę, bo bredzi.
‒ Ta dziewczyna prawie się zagłodziła, próbując znaleźć remedium na twój problem, Severusie, więc nie waż się...
‒ No przecież mówię Minerwo, że coś jest z nią nie tak! Powiedziałbym, że upadła na głowę, ale cóż... w obecnych okolicznościach...
Zapadła cisza. Po ostatnich słowach Mistrza Eliksirów, nikt nie wiedział, co mądrego można by powiedzieć.
‒ Czy możecie nas zostawić? ‒ zapytała wreszcie cicho Hermiona.
‒ Ależ oczywiście ‒ Minerwa wyprostowała się, gotowa do wymarszu. ‒ Jeśli tylko pani Pomfrey zgodzi się na kilka minut odwiedzin, zostawimy cię z twoimi przyjaciółmi.
CZYTASZ
DZIEDZICTWO FENIKSA cz. 2: Rozwiązanie (Sevmione) ZAKOŃCZONE
FanfictionHermiona i Snape znają już źródło choroby Albusa i Harry'ego. Teraz w niebezpieczeństwie znajduje się sam Mistrz Eliksirów, a nasza Gryfonka zrobi wszystko, by uratować życie mężczyzny, w którym właśnie zaczyna się zakochiwać...