Rozdział XVII

617 55 26
                                    

Spoźnilam się z wstawieniem o 2 minuty xDDD

Rodzice pojawili się, gdy jadła śniadanie.

Można by powiedzieć „jedli" ale Snape już swoje skończył i teraz zawzięcie nitkował zęby (dzięki Hermionie odkrył szeroką gamę mugolskich preparatów do zębów).

Gdy zapukali do drzwi, ona miała usta pełne jajecznicy, on właśnie pluł i charkał jej do umywalki.

Spojrzała przez judasza i o mały włos nie zakrztusiła się jedzeniem. Cicho, na palcach, podbiegła do łazienki.

‒ Snape ‒ syknęła mu nad ramieniem.

‒ Co się dzieje? ‒ wybełkotał. ‒ Masz tak przerażoną twarz, jakby sam Czarny Pan...

‒ Gorzej ‒ przerwała mu krótko. ‒ Moi rodzice. Zakładaj spodnie!

Klnąc i mamrocząc coś o ludziach, którzy mają idealne wyczucie czasu, wycierał ręcznikiem nieogoloną jeszcze twarz.

Hermiona szybko zakładała na siebie pierwsze ubrania, które wyciągnęła z szafy.

Gdy ona biegła już otwierać drzwi, Snape podniósł jeszcze leżące w kącie salony majtki ‒ pozostałość po minionej nocy.

Odruchowo chciał je odesłać do kosza na pranie, ale zrezygnował, bo oczyma wyobraźni zobaczył miny państwa Grangerów, gdy pierwszą rzeczą, którą zobaczą po wejściu do mieszkania córki, byłyby dryfujące w powietrzu kuse, koronkowe majtki... Uśmiechnął się krzywo, chowając je do kieszeni. Nigdy by nie pomyślał, że można tak często uprawiać z kimś seks.

Momentami miał wrażenie, że przeżywa właśnie kryzys wieku średniego, tę mityczna podróż w poszukiwaniu drugiej młodości. Ale tak naprawdę wiedział, że jest to po prostu pogoń za czasem, za życiem. Pogoń, w której i tak w końcu przegra.

Nie wiedząc, co właściwie powinien ze sobą zrobić (nigdy dotąd nie miał okazji uczestniczyć w tak trywialnych, absurdalnych szopkach), Snape stał pod oknem i, ze względu na Hermionę, starał się nie wyglądać ani jakby dosłownie przed chwilą kogoś zabił, ani jakby właśnie zamierzał.

Gdy pochód dotarł już do progu pokoju, a wszystkie jąkane przez Hermionę tłumaczenia stały się zbyteczne, Snape skrzyżował spojrzenia z dwojgiem rodziców dziewczyny.

‒ A to ci niespodzianka ‒ pani Granger obrzuciła go szybkim spojrzeniem, szukając zapewne znaków pośpiesznego ubierania się. Snape z trudem powstrzymał wredny uśmieszek. Gdyby nie odpowiednie zaklęcie, zapewne nadal zapinałby guziki ciemnozielonej koszuli, którą dostał od niej na Boże Narodzenie.

‒ Pani Granger, panie Granger. ‒ Postąpił kilka kroków naprzód.

‒ Jestem Howard ‒ pan Granger wyciągnął do niego dłoń.

Snape po chwili wahania, pod ostrzałem wzroku Hermiony, uścisnął dłoń jej ojca. O ile od roku wiedział już, że Gryfonka wścibstwo odziedziczyła po matce, to aż do dziś nie był pewien, czyim prezentem była jej irytująca bezpośredniość.

‒ Severus Snape ‒ wydusił z siebie.

Hermiona posłała mu spojrzenie pełne dumy, co sprawiło, że przez moment poczuł się jak przedszkolak, który pierwszy raz zawołał w nocy siku i zasługiwał na czekoladkę.

‒ Może usiądziemy? ‒ zapytała Hermiona piskliwym tonem.

‒ Herbaty? Kawy?

‒ Jakbyśmy mogli prosić...

‒ Kawę...

‒ Ja zrobię ‒ zaoferował się Snape, kalkulując, że w ten sposób za jednym zamachem zarobi punkty u Grangerów i uniknie chociaż części przesłuchań. Tylko Hermiona nie dała się zwieść jego manewrom i jej zwężone w szparki oczy odprowadzały go przez moment, aż po chwili powiedziała:

DZIEDZICTWO FENIKSA cz. 2: Rozwiązanie  (Sevmione) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz