Przyszła po niego zaraz po kolacji, ubrana w długą, szkolną szatę koloru nocnego nieba. Czuła się trochę zestresowana, trochę stremowana, bo po zamku wciąż fruwały walentynkowe iluminacje, a ona przecież miała spędzić tę szczególną noc w towarzystwie największego dupka, jakiego widział świat. Po drodze musiała odebrać domom punkty, spotykając co najmniej tuzin uczniów zbyt nachalnie obściskujących się na korytarzach. Na tych, którzy robili to w miarę dyskretnie, nawet nie zwracała już uwagi.
Zapukała i na wypowiedziane chłodno hasło: „wejdź, Granger", otworzyła sama drzwi do jego gabinetu.
Siedział spokojnie i spoglądał na nią pytająco.
‒ Po co to właściwie robisz? ‒ zapytał.
‒ Ja?
‒ A widzisz tu drugą równie wpieniającą Gryfonkę?
Zmilczała.
‒ To jak? Odpowiesz na moje pytanie?
Wzruszyła ramionami.
‒ Chyba rzeczywiście próbuję się zrehabilitować ‒ to była oczywiście półprawda.
Nie wiedziała, czy to dostrzegł, w każdym razie pokiwał głową.
‒ Więc gdzie chcesz iść? ‒ zapytał, splatając ręce na podołku.
Tym ją zaskoczył. Wymyśliła ten argument naprędce podczas ich niefortunnego, przymusowego spaceru do Hogsmeade. Teraz powoli zaczynała żałować swojej zuchwałości. A jednak, jednak...
‒ Wschodnie skrzydło, wnęka za kotarą ‒ wypaliła, zanim zdarzyła pomyśleć. Było to pierwsze miejsce, które przyszło jej do głowy, miejsce, w którym najczęściej sama chowała się w czasach szkolnych, gdy przemykała nocą z biblioteki do dormitorium. Ale nie było to żadne miejsce schadzek.
Snape, z kamienną twarzą znów skinął głową. Potem wstał.
Patrzyła na niego, szczerze zaskoczona.
‒ Będziesz się tak gapić, Granger, czy możemy już iść? ‒ zapytał.
Przez moment chciała rzucić coś o testach i wariografach, ale ugryzła się w język. Snape był jak chodzący wariograf.
‒ I co teraz? ‒ zapytał, gdy po długiej, spędzonej w ciężkiej atmosferze wędrówce szkolnymi korytarzami, stanęli wreszcie przed rzeczoną kotarą. Skubany miał niezłą formę, ona ledwie dychała, prawie biegnąc za nim po wszystkich schodach, podczas gdy on sunął pewnie swoim płynnym krokiem, jakby wcale nie poruszał się po podłodze, a płynął nad jej powierzchnią, w powietrzu, na skrzydłach, niczym nietoperz.
‒ Chyba musimy się tam schować ‒ powiedziała wzruszając lekko ramionami.
Posłał jej w odpowiedzi dziwne spojrzenie, ale odsunął kotarę i gestem zaprosił ją do środka.
Weszła więc, w duchu krzycząc, klnąc i złorzecząc na samą na siebie. Jak mogła mieć taki durny pomysł? No jak? Zaraz jej oczywiste kłamstwo się wyda, a wtedy...
Minuty mijały jedna, za drugą. Wnęka była mała, ledwie mieściło ich obydwoje. Kiedy ostatnio tutaj się kryła była o niemal stopę niższa i zdecydowanie drobniejsza. Co tu dopiero mówić o Snape'ie, który wprawdzie do dobrze zbudowanych mężczyzn nie należał, ale mimo swojej szczupłości, zajmował całkiem sporo miejsca.
Uśmiechnął się kwaśno.
‒ Przypomnij mi Granger, dlaczego ja tu z tobą tkwię?
Uniosła brwi. Jakiej właściwie odpowiedzi od niej oczekiwał? Że wymyśliła ten pretekst naprędce, żeby chwilę pobyć w jego towarzystwie? Wmawiała sobie oczywiście, że robi to tylko po to, by ocenić stan jego zdrowia. Ale takie zabiegi i tak nie miałyby sensu: Severus Snape musiałby być konający, żeby okazać słabość.
CZYTASZ
DZIEDZICTWO FENIKSA cz. 2: Rozwiązanie (Sevmione) ZAKOŃCZONE
Fiksi PenggemarHermiona i Snape znają już źródło choroby Albusa i Harry'ego. Teraz w niebezpieczeństwie znajduje się sam Mistrz Eliksirów, a nasza Gryfonka zrobi wszystko, by uratować życie mężczyzny, w którym właśnie zaczyna się zakochiwać...