Wpis 25

1K 39 2
                                    

10.06 Poniedziałek

Rano, gdy tylko zadzwonił budzik, schowałam głowę pod poduszkę. Tak bardzo nie chciało mi się wstawać. Przez całą noc kręciłam się w łóżku, usiłując zasnąć, ale ostatecznie nie zmrużyłam oka nawet na minutę.

Wypełzłam spod kołdry i przeczołgałam się na dywan. Leżałam tam, dopóki do pokoju nie weszła mama, która się o mnie potknęła.

- Co ty robisz? Ubieraj się i chodź na śniadanie.

Jęknęłam załamana i się podniosłam.

Wygrzebałam z szafy różową sukienkę i poszłam się szykować. Byłam tak bardzo zmęczona, że herbatę posłodziłam solą, a na przystanku o mało co nie wsiadłam do autobusu, który wywiózłby mnie za miasto.

Usiadłam na murku przed szkołą i otworzyłam paczkę lizaków. Włożyłam jeden do ust, obserwując wysiadających z autobusu uczniów. Na niebie zbierały się burzowe chmury. Nie chciałam, żeby znów padało, ale raczej nie zapowiadał się słoneczny dzień.

Myślałam już tylko o wakacjach. Wizja kąpieli w jeziorze i spania codziennie do dwunastej była najlepszą motywacją do nauki. Musiałam poprawić jeszcze trzy oceny z angielskiego i uczyć się na ostatni sprawdzian, który Szymański zapowiedział na czwartek. Tylko tydzień i w końcu będę wolna od siedzenia całymi dniami z głową w podręcznikach.

Wyciągnęłam z kieszeni bluzy telefon. Magda powinna była zjawić się pięć minut temu. Zaczęłam pisać jej wiadomość, żeby ruszyła tyłek i w momencie gdy ją wysłałam, Magda pojawiła się nade mną, a z jej kieszeni wydostało się miauknięcie kota.

Usiadła obok mnie, więc dałam jej swój podręcznik od polskiego, o który prosiła w sobotę.

- O co chodzi z wczorajszą nocą? Ania opowiadała mi coś na pół śpiąco i niczego nie zrozumiałam.

Naburmuszyłam się, na nowo sobie o tym przypominając, ale i tak wszystko jej opowiedziałam.

- Jezu, nic ci nie zrobił? - zerwała się na nogi, przyglądając mi się od góry do dołu.

- Jak widać żyję i nie straciłam żadnej kończyny.

- Jak dobrze, że pan Szymański odebrał telefon. Przecież ten wariat mógł cię gdzieś wywieźć, albo zabić.

- Magdunia, oddychaj. Nic mi nie jest.

Magda się zamknęła i usiadła z powrotem obok mnie.

- Poszłaś z tym na policję?

- Tak, jak tylko wróciłam do domu, rodzice wpakowali mnie do samochodu i zawieźli na komisariat.

- Aresztowali go??

- Tak. Powiedziałam jak ma na imię i go opisałam, a ci od razu wiedzieli o kogo chodzi.

- Matko, to przerażające. Kupuje ci dzisiaj gaz pieprzowy. Masz się nigdzie bez niego nie ruszać. - wstała, ale za nim ruszyła do wejścia do szkoły, wyciągnęłam z paczki lizaka i wcisnęłam go jej do buzi. Dopiero wtedy miała zezwolenie na odejście.

Miałam jeszcze chwilę czasu do rozpoczęcia matematyki, dlatego rozsiadłam się wygodniej i włożyłam do uszu słuchawki. Zaraz jednak je wyjęłam, czując dziwny niepokój. Rozejrzałam się, ale wypatrzyłam jedynie uczniów zmierzających do szkoły i staruszkę z pudlem na smyczy.

Czy przez tego Karola, już do końca moich dni, będę czuła się obserwowana...?

Już miałam zamiar pójść do szkoły, ale moją uwagę zwrócił zatrzymujący się na parkingu czerwony samochód z odsłoniętym dachem.

Poranek o zapachu waty cukrowejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz