21.06 Piątek
Czekałam przed marketem na Kaśkę i Magdę, które powinny były zjawić się już prawie piętnaście minut temu. Dzisiaj otwierali basen i z okazji pierwszego dnia lata, rozdawali koła w kształcie donatów. Chciałam być tam jak najszybciej, za nim wszyscy się na nie rzucą, a one wlekły się jak ja idąca na matematykę. Wachlowałam się dłonią, nie mogąc dłużej znieść tego upału. Moja twarz była tak mokra, że okulary przeciwsłoneczne, co sekundę ześlizgiwały mi się z nosa. Chciałam być już w basenie, wylegując się w moim nowym piękniusim kole. Kiedy w końcu przyszły, wybaczyłam im tylko dlatego, bo kupiły mi loda.
Stałyśmy w kolejce, dyskutując o nowym serialu o wampirach, który miał wczoraj premierę. Nagle usłyszałam jedną z pań sprzedających bilety i natychmiast się wzdrygnęłam.
- Przykro mi, koła dostają jedynie osoby do czternastu lat. - powiedziała do dziewczyny przed nami.
Natychmiast popatrzyłam zrozpaczona na dziewczyny.
- Na pewno niedlugo będą sprzedawać takie w sklepach. - Magda usiłowała mnie pocieszyć.
- Przymknij się i zachowuj się jak zawsze to ci je dadzą. - powiedziała Kaśka.
Popatrzyłam na nią, zastanawiając się, czy właśnie mnie obraziła. Nadeszła nasza kolej. Kupiłyśmy bilety, a pani w okienku wręczyła mi koło z uśmiechem i życzyła dobrej zabawy. Wzięłam je, nie wiedząc, czy powinnam się cieszyć, czy płakać.
Poszłyśmy do szatni i ściągnęłyśmy ubrania, zostając w samych strojach. Schowałyśmy rzeczy do szafek i wyszłyśmy na zewnątrz. Na kocach i leżakach wygrzewało się od groma ludzi. Stałyśmy przez chwilę, rozglądając się za jakimkolwiek wolnym miejscem. Magda wypatrzyła dwa leżaki przy małym basenie, więc tam poszłyśmy. Wyjęłam z foli poskładane na kilka części wielgachne koło i zaczęłam je dmuchać. W połowie zaczynało brakować mi już tlenu, więc Magda mi pomogła. Kiedy było już napompowane, nie mogłam oderwać od niego oczu. Trafiło mi się to różowo niebieskie! Rzuciłam je do wody i wskoczyłam do basenu, mając w planach wylądować idealnie na nim. Ono jednak odpłynęło kilka centymetrów w bok i zaryłam głową o dno basenu.
- Twoja głupota cię w końcu zabije! - Magda, która wyciągnęła mnie z wody i posadziła na leżaku, wrzeszczała nade mną od pięciu minut.
Starałam się ją jakoś uspokoić, mówiąc, że przynajmniej poćwiczyła pracę ratowniczki, którą zaczynała od przyszłego tygodnia. Ona jednak zdawała się jeszcze bardziej wkurzyć, więc się przymknęłam.
Leżałam w kole, unosząc się na wodzie. Obok na materacach wylegiwały się dziewczyny. Trzymałyśmy się za ręce, żeby od siebie nie odpływać. Wiał lekki wietrzyk, który w połączeniu z grzejącym wysoko na niebie słońcem, sprawiał, że w basenie było jak w rajskich niebiosach. Było tak przyjemnie, że nie przeszkadzały mi nawet wydzierające się na wszystkie strony dzieciaki.
Przeniosłyśmy się na leżaki, bo zwolniły się wszystkie trzy, a potem urządziłyśmy wyścig w dużym basenie. Magda, profesjonalny pływak, była oczywiście pierwsza. Kaśka w połowie dostała skurczu, więc ją wyprzedziłam, zajmując drugie miejsce. Gdy wyszłyśmy z wody, zarzuciła mi, że porzuciłabym ją na tonącym Titanicu.
Zebrały się ciemne chmury i się ochłodziło. Niecałe dziesięć minut później zaczęło kropić. Owinęłyśmy się ręcznikami i schowałyśmy pod parasolami w kawiarni. Kaśka poszła do szatni po nasze portfele, a kiedy wróciła, zamówiłyśmy sobie po gorącej herbacie.
Nie zapowiadało się na to, żeby się jeszcze rozpogodziło, więc poszłyśmy się przebrać. Magda musiała iść jeszcze do drogerii, więc zadeklarowałam się, że z nią pójdę, przy okazji kupując coś na dzień taty, który był w niedzielę. Kaśka była umówiona z Adamem, który kończył niedługo pracę, więc odprowadziłyśmy ją na przystanek i poczekałyśmy z nią na tramwaj.
Wróciłam do domu i od razu poszłam do kuchni, przywołana przez smakowite zapachy. Mama stała nad kuchenką, szykując spaghetti.
- Nie martw się, nie ładowałam tam mięsa. - powiedziała, widząc jak pochylam się nad garnkiem, żeby trochę podjeść. - Skąd mam takiego wielkiego siniaka na czole?
Tata stał na taborecie w salonie i zmieniał żarówkę.
- Jak było na basenie?
- Fajnie. Patrz co mam. - pochwaliłam się moją zdobyczą w postaci donatowego koła.
Weszłam do pokoju i Budyń leżący na parapecie, od razu uniósł głowę. Podeszłam do niego i dałam mu wielgachnego buziaka w nos. Przebrałam się i padłam na łóżko. Uniosłam komórkę i wyświetliłam zdjęcia od Anki, na których pozowała wraz z tatą na tle żyraf w zoo. Budyń zeskoczył z parapetu i rozłożył się na moim brzuchu, domagając się głaskania. Wyprzytulałam go i sięgnęłam po książkę leżącą na biurku. Przeczytałam kilka rozdziałów i usłyszałam mamę wołającą mnie na obiad. Wsunęłam na nogi kapcie i potuptałam do kuchni. Mimo ulewy, można było uznać to za udany pierwszy dzień lata.
W piątek o 18 nowy rozdział 🎹
CZYTASZ
Poranek o zapachu waty cukrowej
Roman d'amourJest połowa maja. Druga klasa liceum wyjeżdża na upragnioną wycieczkę nad morze. Entuzjazm jednej z uczennic szybko odlatuje jednak w dal, gdy przez brak miejsc w autokarze, zmuszona jest siedzieć ze znienawidzonym nauczycielem angielskiego. Gdy do...