Wpis 32

937 47 8
                                    

17.06 Poniedziałek

Dzisiejsza droga do szkoły była niczym spacer po wnętrzu rozgrzanego piekarnika. Postanowiłam rano, że za nic nie mam zamiaru w taki upał cisnąć się z innymi ludźmi w autobusie, więc szłam już prawie godzinę, robiąc sobie przerwy w każdym napotkanym strzępku cienia. Przetarłam ręką spocone czoło i wewnętrznie przepraszałam mamę, która przy śniadaniu usiłowała wybić mi z głowy ten pomysł.

Gdy ledwo żywa doczołgałam się w końcu do szkoły, rozpakowałam loda, którego kupiłam w spożywczaku naprzeciwko. Usiadłam na murku przy wejściu, a on zsunął się z patyczka prosto na moją spódniczkę. Zerwałam się z wrzaskiem na nogi i w tym samym momencie pojawiła się przede mną Kaśka z Adamem. Spojrzała na swój but, na którym wylądowała truskawkowa breja i na jej twarzy pojawił się mord w czystej postaci. Zaśmiałam się przepraszająco, chwyciłam swój plecak i jak najszybciej zaczęłam stamtąd spierniczać.

- Wycieraj to! - darła się za mną, ale ja tylko przyśpieszyłam.

Zatrzymałam się przy drzwiach, sprawdzając czy mnie nie goni i wtedy zdjęła but i wycelowała nim prosto we mnie.

- Uspokójcie się, wszyscy się na nas gapią. - nakazał Adam, ale ona go olała i tak oto brudna podeszwa, którą pewnie wdepnęła w milion gum, wylądowała na moim czole.

Posłałam jej wzrok pełen chęci zemsty, chwyciłam jej but i uciekłam do szkoły, śmiejąc się na cały głos. Ta od razu zaczęła się wydzierać i mnie gonić. Minęłam panią Mazur, o mało co się z nią nie zderzając i wdrapałam się po schodach. Magda stała pod swoją klasą, rozmawiając z koleżankami, więc schowałam się za jej plecami.

- Magda, ratuj, ta szajbuska mnie goni.

Sekundę później zjawiła się Kaśka. Dyszała jak moje sąsiadki przygotowujące się do otwarcia sklepu w dzień pełen promocji. Już myślałam, że na tym nędznym etapie zakończy się mój żywot, ale Magda stanęła między nami, dała nam obu po łbach i kazała iść umyć się do damskiego.

Do lekcji zostało jeszcze trochę czasu, więc poszliśmy posiedzieć na stołówce. Owinęłam spódniczkę chusteczkami, które dała mi Magda, mając nadzieję, że zdąży wyschnąć do końca przerwy.

- Ciekawe czy będą dzisiaj normalne lekcje, czy może dadzą nam spokój dwa dni przed zakończeniem roku. - zastanawiała się Kaśka.

- Na matmie przegadamy pewnie z panią Mazur całe czterdzieści pięć minut, na polskim będzie można spać, a na biologi, tak jak to było w tamtym roku, obejrzymy film. Został jeszcze wf, ale nim się nie martwię, bo chętnie pogram w nogę. - Adam bawił się kosmykiem włosów Kaśki.

- U nas też raczej będzie dzisiaj luz. - Magda mimo tego co powiedziała, nos miała utkwiony w podręczniku.

Patrzyłam na nich wszystkich naburmuszona. Fajnie się mieli. Myślami byli już na wakacjach, a mnie czekała jeszcze poprawa sprawdzianu z angielskiego, który decydował o tym, czy w ogóle te wakacje będę mieć. Dziwnie było z myślą, że tak wcześnie mamy zakończenie roku, ale że tym razem Boże Ciało wypadało w taki, a nie inny dzień, postanowili zrobić je zaraz przed nim. Wyjęłam z plecaka podręcznik do angielskiego, biorąc się za powtarzanie. Kilka minut przed dzwonkiem przyszła Anka. Dała nam babeczki, które robiła wczoraj z tatą na urodziny dziadka i analizowała mimikę każdego z nas. Usiadła dopiero, gdy zjedliśmy i uznała po naszych minach, że chyba wyszły.

Odprowadziliśmy Magdę pod jej klasę i poszliśmy na matmę. Tak jak przewidział Adam, całą lekcję gadaliśmy z panią Mazur o jej synu, który zepsuł już drugi rowerek w tym miesiącu. Jedynie pod koniec wypytywała nas o wakacyjne plany i chwaliła się, że mąż zabiera ją do Chorwacji.

Poranek o zapachu waty cukrowejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz