Wpis 35

860 39 3
                                    

20.06 Czwartek

- Wstawaj, spóźnisz się do szkoły! - obudziły mnie wrzaski mamy.

Zerwałam się z łóżka, jakby było wyłożone armią pająków i spanikowana zaczęłam ściągać piżamę, jednocześnie wygrzebując ciuchy z szafy. Nagle coś mnie olśniło. Zastopowałam przebieranie się i spojrzałam na mamę morderczym wzrokiem.

- Przecież są wakacje! - rzuciłam w nią koszulą nocną.

- Chodź na śniadanie. - powiedziała zadowolona z siebie i wyszła z mojego pokoju.

Potwór nie matka...

Usiadłam przy stole w kuchni, przyglądając się kanapkom i zgięłam się w pół. Po wczorajszych ciastkach Anki, nadal bolał mnie brzuch. Mama postawiła kubki z herbatą obok mnie oraz taty i usiadła, biorąc się za jedzenie. Popatrzyła na mnie, więc przestałam bawić się rzodkiewką i zmarszczyłam brwi, przyglądając się jej podejrzliwie. Ona zdecydowanie coś knuła.

- Żeby w trzeciej klasie nie było powtórki z rozrywki, będziesz mieć korepetycje w wakacje. - upiła łyk herbaty.

Moje brwi znalazły się niemalże na suficie.

- Nie ma mowy! - ogłosiłam natychmiastowy sprzeciw.

- Dzwoniłam już do pana Szymańsiego. Będzie przychodził w piątki od przyszłego tygodnia. - niczego sobie nie robiła z moich jęków.

Osunęłam się na podłogę i zaczęłam turlać się po dywanie.

- To spisek! Odbierasz mi moją wolność i młodość. - lamentowałam.

Mama tylko przymrużyła oczy, więc się zamknęłam. Budyń usiadł na moich plecach i zaczął myć jedną z łap, a ja załamana opuściłam głowę na dywan.

Wieczorem tata podwiózł mnie do Kaśki. Przywitałam jej ojczyma oraz mamę i potuptałam na koniec mieszkania. Weszłam do jej pokoju i padłam na łóżko obok Anki i Magdy. Kaśka siedząca na dywanie z Adamem, uniosła jedną brew.

- A tobie co się zaś stało?

Opowiedziałam o niecnym planie mojej mamy, a kiedy wszyscy stwierdzili, że wcale ich to nie dziwi, załamałam się jeszcze bardziej.

Pogadaliśmy chwilę i wyszliśmy z bloku. Dzisiaj było święto, więc wszystkie sklepy były zamknięte. Jedyny jaki znaleźliśmy to ten przy stacji benzynowej. Rzuciliśmy kasjerowi na blat górę drobniaków oraz pomiętych banknotów i ruszyliśmy w drogę, tachając plecaki wypchane alkoholem, butelkami z oranżadą i paczkami chipsów. Miał z nami iść jeszcze ten cały Krystian, którego Magda poznała w internecie, ale stwierdziła, że weźmie ją za dziwaczkę, jeżeli na trzecim spotkaniu zabierze go w takie miejsce. Po dwudziestu minutach marszu rozłożyliśmy się w naszej stałej miejscówce przy lesie. Była daleko od jakichkolwiek budynków i raczej nikt tam nie chodził, więc można powiedzieć, że lokalizacja idealna na morderstwo. Poszłam z Adamem i Magdą poszukać patyków, a Anka z Kaśką rozpakowały wszystkie rzeczy. Gdy wróciliśmy, Adam zajął się rozpalaniem ogniska, a my przyturlałyśmy z lasu połamane drzewo, żeby mieć na czym siedzieć. I tak sobie piliśmy, zajadaliśmy się chipsami i wygłupialiśmy już prawie całkiem pijani. No i to się nazywa porządne świętowanie pierwszego dnia wakacji. Nie mogło oczywiście zabraknąć strasznych opowieści przy ognisku. Praktycznie obok znajdował się opuszczony dom, którego historię opowiadałam dziewczynom podczas wycieczki klasowej nad morze. Wszyscy znali ją już na pamięć, ale ona nigdy się nikomu nie nudziła. Tym razem za lektora robił Adam. Jeszcze nie zdążył się nawet odezwać, a Magda już kleiła się przerażona do Anki. W zasadzie to każdy słyszał coś innego o tym miejscu, ale wszyscy mieszkańcy, zgadzali się, że tam starszy. Jedyne co było pewne, to, to, że kilkanaście lat temu mieszkało tam małżeństwo, które niecały miesiąc po wprowadzeniu się, razem powiesiło się w sypialni na piętrze. Ponoć słyszeli różne głosy, coś stukało cały czas w ściany, a przedmioty znajdowały się nie na swoich miejscach. Babcia Adama twierdziła, że wiele lat przed nimi mieszkała tam inna rodzina, w której mąż zabił swoją żonę i dzieci. Z kolei mój tata z panem Bartkiem, powtarzali zawsze, że gdy chodzili do podstawówki to nauczyciel polskiego mówił im, że mieszka tam wdowa, która ma pełno kotów i z nimi rozmawia. A jak wracali raz ze szkoły, to widzieli, że przed tym domem leżały chyba ze trzy martwe koty. Zaś sąsiadka Anki uważała zupełnie coś innego. Mówiła, że był tam kiedyś psychiatryk, w którym umarło wiele osób. Tak więc nie wiadomo co jest prawdą, ale sam fakt, że tamto małżeństwo się tam powiesiło, wywołuje ciarki na plecach i sprawia, że nikt nie chce się tam wprowadzić. W sumie się nie dziwie. Za nic w świecie nie umiałabym mieszkać w takim domu.

Zaczynało robić się chłodno, więc dołożyliśmy do ogniska. Otworzyłam ostatnią paczkę chipsów i wtedy na moim nosie wylądowała kropla deszczu. Spojrzeliśmy wszyscy na niebo. Ostatnim czego się spodziewaliśmy była ulewa, która zepsuje nam całą zabawę. Zaczęło lać w mniej niż minutę, więc szybko zebraliśmy wszystkie nasze rzeczy. Do Kaśki było daleko, więc wpadła na prze super genialny pomysł, przez który prawie narobiłam w portki. A myślałam, że to tylko mi po alkoholu przychodzą do głowy takie kretyńskie rzeczy. Jak widać mam konkurencję!!

- Przeczekajmy deszcz w tamtym domu.

- Mózg ci wypłynął uszami?? Za nic w świecie tam nie wejdę! - usiłowałam przekrzyczeć deszcz.

- Ja też nie.

- Nie ma mowy. - Magda i Anka natychmiast się ze mną zgodziły, więc jak doszło do tego, że niecałe trzy minuty później staliśmy przed jego drzwiami?!

Kaśka nacisnęła klamkę, a ja dalej wrzeszczałam po niej i Adamie.

- Chyba nigdy nie oglądaliście żadnego horroru!

Magda z Anką szły za mną, trzymając się za ręce, więc poczułam natychmiastową potrzebę, żeby i mnie ktoś chwycił za moje telepiące się rączki. Wepchnęłam się pomiędzy Adama i Kaśkę, rozłączając ich splecione paluchy i przykleiłam się do nich obojga. Włączyliśmy latarki w telefonach, cali ociekając wodą. Magda zamknęła drzwi i w środku zrobiło się przerażająco cicho. Jedyny dźwięk jaki nam towarzyszył to skrzypiące pod nogami deski i uderzający w okiennice deszcz. Wszędzie było brudno, a na ścianach znajdowały się różne graffiti. Większość podłogi na parterze była przegniła i można było zobaczyć dno zalanej piwnicy. Poszliśmy na górę, wchodząc pojedynczo po zniszczonych schodach. Rozumiem, że można lubić takie miejsca, ale to jak Kaśka była zajarana tym wszystkim, było już grubą przesadą. Adam z kolei nie okazywał żadnych emocji. Co z nimi nie tak...?

Zajrzeliśmy do wszystkich pokoi, ale wszędzie przeciekał dach. Jedynie w tym na końcu korytarza było względnie sucho. Rozsiedliśmy się na podłodze i od razu przysunęłam się jak najbliżej Magdy. Po kilku minutach zaczęliśmy jakiś temat i na szczęście dało się nieco zapomnieć gdzie tak właściwie się znajdowaliśmy. Przejechałam wzrokiem po całym pokoju i zawiesiłam go na dwuosobowym łóżku stojącym przy oknie. Wtedy coś do mnie dotarło. Owinęłam się wokół ramienia Magdy z wielką gulą w gardle.

- Czy to nie jest czasem sypialnia...?

Wszyscy od razu zaczęli się rozglądać i z ulgą zauważyłam, że ich wyraz twarzy był przynajmniej w połowie podobny do mojego. Wstałam pełna nadziei, że w końcu zgodzą się stamtąd pójść i w tym samym momencie usłyszałam za sobą jakiś dziwny dźwięk, przez który wytrzeźwiałam, jak za sprawą magicznej różdżki trzymanej zębami przez jednorożca. Odwróciliśmy się i popatrzeliśmy na mokrą zbitkę włosów siedzącą na taborecie od toaletki. Po chwili zachrypnięty głos tego czegoś, wydał jakiś dziwny jęk.

- Duch!!! - krzyknęłam i wszyscy uciekliśmy stamtąd z wrzaskiem.

W domu po długiej cieplutkiej kąpieli, kiedy zastałam w salonie wyglądającego jak siedem nieszczęść Budynia, którego mama niechcący zamknęła podczas ulewy na balkonie, uświadomiłam sobie, że tym czymś w tamtym domu, był po prostu zwykły przemoczony kot.

Jutro o 18 nowy rozdział 🍩

Poranek o zapachu waty cukrowejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz