Wpis 11

1.1K 48 6
                                    

27.05 Poniedziałek

Przez cały ranek biegałam w panice po mieszkaniu, usiłując nie spóźnić się na autobus. Zawsze wiedziałam, żeby nie ufać budzikowi od babci...

Wskoczyłam w sukienkę, zawiązałam trampki, chwyciłam plecak i wybiegłam z bloku, niczym torpeda.

W ostatniej chwili wskoczyłam do autobusu, dysząc na cały głos.

Przebiegłam przez pasy, sprawdzając co dziesięć sekund, która godzina. Minęłam pomarańczowy samochód zaparkowany obok szkoły i wspięłam się po schodach.

Zaraz jednak przystanęłam, przypominając sobie o wczorajszej sytuacji podczas wynoszenia śmieci. Ten samochód wyglądał podejrzanie podobnie.

Skierowałam wzrok na szybę. Wydawało mi się, czy kierowca cały czas mi się przyglądał...?

Na parapecie przed klasą siedziała Anka ze słuchawkami w uszach. Kiedy mnie zauważyła, wyjęła jedną.

- Joł.

- Ej, Anka...

- Co jest?

- Pamiętasz jak pisałam ci wczoraj o tym podejrzanym typku na osiedlu?

- No, pamiętam, a co?

- Mam wrażenie, że stoi przed szkołą.

- Co?

- Nie wiem.

Hubert był zagadany z Konradem niedaleko nas, ale miałam wrażenie, że podsłuchuje o czym rozmawiamy. Gdy zauważył, że się na niego patrzę, pomachał mi, ale od razu odwróciłam od niego wzrok.

- Chodź, trzeba to sprawdzić. - zeskoczyła z parapetu i złapała mnie za rękę.

Zatrzymałyśmy się przy oknie, z którego był dobry widok na wjazd na parking.

- Gdzie go widziałaś?

- Tam, przy chodniku. Ale już go nie ma.

- Pamiętasz jak wyglądał?

- Auto czy on?

- No on.

- Nie przyjrzałam mu się.

Anka chwilę rozmyślała.

- Na pewno to nie był jakiś tatusiek odwożący dzieciaki do szkoły?

Może i racja. W końcu nie istnieje tylko jeden pomarańczowy samochód.

Zadzwonił dzwonek. Wróciłyśmy pod klasę i weszłyśmy do środka, zajmując swoje miejsca. Pani Mazur rozpoczęła lekcję matematyki i w tym samym momencie zdałam sobie sprawę, że zapomniałam zrobić zadanie.

Było już jednak za późno na zgłoszenie nieprzygotowania, bo zaczęła prosić niektórych o oddanie jej zeszytu do oceny. Nie zgadniecie kogo wybrała....

Kolejne lekcje minęły dość szybko. Przespałam cały polski, a na biologii oglądaliśmy jakiś film o chorobach pasożytniczych i ciesze się, że akurat niczego wtedy nie jadłam.

Jedynie wf ciągnął się jak nigdy dotąd. Zdawaliśmy na ocenę biegi w parach i niestety trafiła mi się Agnieszka...

Czekałyśmy na swoją kolej prawie całą lekcję i tak bardzo chciałam mieć to już za sobą. Kiedy w końcu naszedł czas na nas, ustawiłyśmy się na środku boiska i na dźwięk gwizdka, pobiegłyśmy przed siebie. Wtedy ta durna niebieska małpa podłożyła mi nogę i moja twarz wylądowała prosto na trawie.

Poranek o zapachu waty cukrowejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz