Wpis 61

842 43 3
                                    


16.07 Wtorek

Leżałam na trawie, używając brzucha Maksa jako poduszki. Przewróciłam stronę i przyłożyłam książkę niemalże do samej twarzy. Moje serce załomotało szybciej. Czy ta durna okularnica naprawdę nie zorientowała się, że duch śledził ją odkąd wyszła z piwnicy...?

Słońce wyszło zza chmur, więc wystawiłam nos zza książki i przymrużyłam oczy. Położyłam ją na brzuchu, przyglądając się niebu. Ptaki latały wysoko nade mną, przelatując z jednego drzewa na drugie. Ich śpiew słychać było w każdym zakamarku ogrodu.

Mama i pani Justyna siedziały na huśtawce w cieniu, popijając lemoniadę, a pan Bartek z Szymańskim malowali bramę.

Zerknęłam w ich stronę, przyglądając się jak o czymś rozmawiają. Po chwili oboje się roześmiali. Szymański schylił się, żeby zamoczyć pędzel w farbie i przetarł ramieniem spocone czoło. Prostując się, wyłapał mój wzrok. Instynktownie chciałam ukryć twarz w książce, ale zamiast tego się uśmiechnęłam. Szymański odwzajemnił mi się tym samym, a jego radosna twarz sprawiła, że nie umiałam oderwać od niego oczu.

- Kuba, słuchasz mnie? - pan Bartek szturchnął go w ramię.

- Wybacz, możesz powtórzyć? - wrócił do malowania.

Zamknęłam książkę. Podniosłam się i razem z Maksem podeszłam do huśtawki.

- Już nie czytasz? - mama przesunęła się bliżej pani Justyny, robiąc mi miejsce.

- Za gorąco tam. Muszę posiedzieć w cieniu. - nalałam sobie lemoniady i przyssałam się do szklanki, układając włosy splecione w koczki na ramieniu mamy. - Tata pisał, czy udało się naprawić samochód?

- Nie, nadal jest u mechanika.

- Czyli po nas nie przyjedzie. - załamałam się, nie ośmielając się nawet zerkać poza granicę cienia.

Pani Justyna pochyliła się nad Maksem, a kiedy ten zaszczekał, pocałowała go w nochal.

- Jutro może uda się dowiedzieć, kim jest ten kosmita siedzący w moim brzuchu.

- Minęło już tyle czasu?? - prawie udławiłam się z emocji.

- Dokładnie dwanaście tygodni i dwa dni. - rozpromieniła się.

- To wspaniale – mama ją objęła - Pani Anastazja to bardzo dobry lekarz, więc powinno się udać. Chodziłam do niej przez całą ciążę.

- Na bank to dziewczynka. Czuję to w kościach. - zacisnęłam pięść.

- Tak samo jak czułaś, że dostaniesz piątkę ze sprawdziany z matematyki?

Popatrzyłam na mamę i się skrzywiłam.

- Lepiej nie mówić tego na głos przy Bartku. Rozplanował już całą budowę boiska za domem i zamówił trzy zestawy młodego mechanika.

- Aż trzy? - zapytała mama i wszystkie na niego spojrzałyśmy.

Nieświadomy niczego pan Bartek, pomachał nam z uśmiechem.

- No cóż. W razie czego wychowacie panią mechanik. - poklepałam ją po ramieniu.

Pani Justyna zachichotała.

- Już prawie piętnasta. Za moment będę musiała zerknąć czy ziemniaki są już gotowe – mama odstawiła telefon z powrotem na stolik.

- Piętnasta?! - poderwałam się na nogi – Muszę się zbierać. - pozbierałam wszystkie moje rzeczy z trawy i poupychałam do torebki.

- Nie idziesz z nami do kina? - zdziwiła się pani Justyna.

Poranek o zapachu waty cukrowejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz