Wpis 54

949 40 18
                                    

09.07 Wtorek

Wyszłam z autobusu i zarzuciłam na głowę kaptur bluzy, chroniąc włosy przed deszczem. Przebiegłam przez pasy, zatrzymując się przed automatycznymi drzwiami prowadzącymi do centrum handlowego. Weszłam do środka i odblokowałam telefon. Napisałam do Adama, czy on i Kaśka już są i usiadłam na pufie naprzeciwko lodziarni. Oboje mieli zjawić się jako pierwsi, a tymczasem nie raczyli nawet odpisać. Siedziałam więc i przyglądałam się wysokiej blondynce nakładającej klientom gałki lodów do wafelków. Wpatrywałam się w nie już tyle czasu, że sama nabrałam ochoty, żeby je zjeść.

- Co będzie dla ciebie? - dziewczyna uśmiechnęła się do mnie, gdy wstałam i podeszłam do lady.

Zastanawiałam się przez moment, nie mogąc zdecydować się, które smaki wybrać. Przejechałam wzrokiem po każdym z nich, aż w końcu podjęłam ostateczną decyzję. Już chciałam się odezwać, ale powstrzymał mnie przed tym znajomy głos, przez który żołądek podszedł mi do gardła. Popatrzyłam na pasaż i przerażona zauważyłam Szymańskiego. Zbliżał się w moją stronę, rozmawiając przez telefon, a po chwili jego spojrzenie wylądowało niebezpiecznie blisko lodziarni.

- Ej, w porządku? - zapytała dziewczyna za ladą, ale ja byłam już w trakcie ewakuacji.

Pociągnęłam za sznurki od bluzy, dzięki czemu kaptur zakrył większość mojej twarzy. Odwróciłam się i pomaszerowałam jak najszybciej w przeciwnym kierunku. Rozglądałam się, nie wiedząc gdzie się ukryć. Wtedy wypatrzyłam automaty z gumowymi piłkami oraz słodyczami i prędko do nich podbiegłam. Schowałam się za nimi i kucnęłam. Nie widział mnie, prawda? Na pewno był zbyt zajęty rozmową, żeby zwracać uwagę na ludzi wokół, prawda?

Wychyliłam czubek nosa zza automatu. Przejechałam wzrokiem po pasażu, po czym odetchnęłam z ulgą, nie zauważając nigdzie jego ciemnej kurtki. Wyglądało na to, że sobie poszedł.

- Co ty wyprawiasz? - usłyszałam jego spokojny głos tuż za plecami i poczułam nieprzyjemny dreszcz na karku.

Czyli jednak mnie widział...

Załamana odwróciłam głowę w jego stronę i uśmiechnęłam się cała zestresowana.

- Oo, dzień dobry. Ja...eee...kupuję gumy - wygrzebałam z kieszeni spódniczki drobne i upuszczając niechcący połowę, wrzuciłam je do automatu. Kiedy kilka okrągłych gum z niego wyleciało, poupychałam nimi policzki. Sekundę później moje wnętrze złamało się na pół, czując jakie są kwaśne - A pan co tu robi? - dalej się uśmiechałam, powstrzymując łzy.

Szymański zmarszczył brwi i uklęknął obok mnie, zaczynając zbierać z podłogi moje drobniaki.

- Przyjechałem po składniki na obiad. - podał mi monety i wstał, więc również się podniosłam.

- Aha, i co takiego będzie pan gotował? - skupiałam się tylko na tym, jak pozbyć się z buzi tego koszmaru gorszego niż tuzin cytryn.

- Powiedziałbym, że dziwnie się zachowujesz, ale w twoim przypadku to dość normalne zachowanie.

- Ja? Dziwnie? Zdaje się panu - machnęłam ręką - A co to? - uniosłam palec, wskazując zdziwiona za jego plecy.

Szymański się odwrócił, a ja podbiegłam prędko do kosza i wyplułam to paskudztwo.

- O czym ty mówisz? Niczego tam... - obrócił głowę w tym samym momencie, w którym do niego wróciłam - ...nie ma.

Wyszczerzyłam zęby, jakby nic tu nie zaszło. Szymański przyjrzał mi się jak uciekinierowi z psychiatryka i powędrował wzrokiem w miejsce z którego przybiegłam.

- Więc? - zapytałam, pozbywając się z głowy kaptura.

- Więc co? - jego spojrzenie wróciło do mnie.

- Pytałam co będzie pan gotować.

- Barszcz. - odparł, a ja natychmiast się skrzywiłam.

- Nie lubisz?

- Nie, że nie lubię, ale pani Barbara przez cały czas jadła go nad jeziorem i jak tylko myślę o jego zapachu to mnie skręca. - wyciągnęłam z kieszeni telefon, sprawdzając, czy dziewczyny lub Adam nie dzwonili - Poleżałabym teraz w takim jeziorze na słoneczku. Fajnie tam było. - westchnęłam i popatrzyłam na deszcz spływający po szybach galerii.

- Racja, ale szkoda, że było tak mało okazji żeby razem posiedzieć i porozmawiać. - powiedział, a ja spojrzałam na niego, nie wiedząc co miał na myśli.

- Ze mną?

- No chyba nie z panią Barbarą.

Przeanalizowałam raz jeszcze jego słowa i po chwili oświecenia poczułam jakby ktoś rozpalił ognisko na mojej twarzy.

- No tak...szkoda... - odwróciłam od niego wzrok, nie mając pojęcia co powinnam była powiedzieć, ani jak się zachować.

Staliśmy tak przez moment i nie musiałam nawet na niego patrzeć, żeby widzieć, jak kąciki jego ust się unoszą.

- Leć bo przyjaciele na ciebie czekają.

- Co? Skąd pan - popatrzyłam na niego zaskoczona, a on wskazał za moje plecy, więc odwróciłam się i zobaczyłam przyglądającego nam się Adama i dziewczyny.

- Miłej zabawy. - powiedział i nim zdążyłam znów na niego spojrzeć, on już sobie poszedł.

- A ten co taki zadowolony? - Anka pojawiła się tuż obok mnie, odprowadzając go wzrokiem razem ze mną.

- Dobre pytanie. - przyglądałam mu się, dopóki nie zniknął w markecie.

_________________________________________

- To było jakieś dziwne. - w mojej buzi wylądowała kolejna frytka.

- Ale co? - siedząca obok Magda ugryzła nuggetsa.

- Rozmowa z Szymańskim. Przecież każdy na jego miejscu unikałby mnie po czymś takim. Dlaczego on zachowuje się tak jak zawsze? A może nawet i milej... - ułożyłam policzek na stole, a oni zerknęli na siebie jakby wszyscy myśleli o tym samym. - O co wam chodzi?

- Może ty też mu się podobasz. - Adam przyłożył słomkę do ust i zaczął siorbać resztkę napoju.

- Uderzyłeś się w głowę...?

- A skąd wiesz - Kaśka wzruszyła ramionami - Zacznij zwracać uwagę na to jak się przy tobie zachowuje.

- Zwracać uwagę jak się zachowuje...?

- Przynajmniej poznasz odpowiedź. - powiedziała Anka z pełną buzią i zrobiła kolejnego gryza hamburgera.

Uniosłam na moment głowę, ale zaraz znów ułożyłam ją na stole, wzdychając załamana na cały głos.

Nowy rozdział w środę o 18. Śledzie z rana jak śmietana.

EDYTORSKA NOTATKA INFORMACYJNA!
Z przyczyn techniczno życiowo przypadkowych rozdział się jutro nie pojawi.

Poranek o zapachu waty cukrowejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz