Wpis 13

1K 46 5
                                    

29.05 Środa

Rano poszłam z Magdą do marketu niedaleko szkoły i kupiłam całą siatkę pączków, żeby odstresować się jakoś przed sprawdzianem z angielskiego, który pisałam po lekcjach. W końcu jeżeli dostałabym z niego złą ocenę, mogłabym zacząć żegnać się z trzecią klasą...

Pod szkołą czekała na nas Anka. Dałyśmy jej kilka pączków i usiadłyśmy na murku. Zagadałyśmy się i nagle przed nami zatrzymał się pomarańczowy samochód.

Momentalnie skamieniałam.

- Przepraszam dziewczyny – szyba zjechała w dół – Wiecie jak dojechać na Lipową?

Momentalnie złapałam Magdę i Ankę za ręce i pobiegłam z nimi pod wejście do szkoły.

- Co ty robisz, co się dzieje?? - Magda pociągnęła mnie do siebie, zatrzymując naszą trójkę.

- Chodźcie szybko,to znowu on. - byłam tak przerażona, że aż kręciło mi się w głowie.

- Kto? - Anka rozejrzała się po ulicy.

- Karol!

Dziewczyny przyglądały mi się jak szaleńcowi.

- To nie on, popatrz.

Odwróciłam się. Za kierownicą siedział zdezorientowany staruszek.

Oparłam się załamana o latarnię.

- Przez niego zaczyna mi odbijać...

- Komu by nie odbiło.

- Chodźmy do środka, kupię ci żelki. - powiedziała Magda i obie chwyciły mnie za ręce.

_________________________

Siedziałyśmy na stołówce. Magda pomagała Ance dokończyć zadanie na biologie, a ja zajadałam się żelkami i pączkami, dziękując niebiosom, że odrobiłam lekcje wczoraj wieczorem.

Kilka minut przed dzwonkiem dołączyli do nas Adam i Kaśka. Wszyscy zaczęli rozmawiać o dzisiejszym wyjściu do kina i od razu się naburmuszyłam.

Zadzwonił dzwonek, więc odprowadziliśmy Magdę do jej klasy i poszliśmy pod salę od historii. Pan Tyc był już w środku, więc zajęliśmy swoje miejsca. Mówiliśmy dzisiaj o kampanii wrześniowej i jak zwykle, dzięki jego opowieściom, czułam się, jakbym oglądała w głowie film.

Na biologi robiliśmy powtórzenie przed sprawdzianem i kiedy nauczycielka zapytała, czy ktoś chcę zrobić prezentację na ocenę, to nie zdążyła nawet dokończyć zdania, a moja ręka była już w górze. To idealna okazja do zdobycia oceny praktycznie za nic.

Po biologi nadszedł czas na niemiecki. Nie umiem pojąć tego języka i chyba nawet nie chcę. Do tego pani Cichocka to durne wredne babsko.

Może wszyscy nauczyciele języków tak mają.

Cały angielski powtarzałam do sprawdzianu, stresując się jak nigdy. Szymański zaczął pytać na ocenę i popatrzyłam na niego z takim przerażeniem, że chyba się nade mną zlitował.

Za to Agnieszka, która stała pod tablicą, zamiast odpowiadać na jego pytania, wpatrywała się w niego, jakby chciała rzucić się na niego tu i teraz. Błe...

Na wuefie miałam w planach dalej siedzieć przytulona do podręcznika, ale stwierdziłam, że nie dam rady nauczyć się niczego więcej, bo mózg mi eksploduje.

Graliśmy w siatkówkę i tak się zamyśliłam, że piłka wylądowała prosto na mojej twarzy.

- Żyjesz?? - podbiegły do mnie Anka i Kaśka.

- Czacha cała, więc chyba żyję... - przyłożyłam rękę do obolałego nosa i w tym samym momencie zaczęła cieknąć z niego krew.

- O matko, Karolczak, nie ruszaj się! - wuefista zaczął panikować i pobiegł po chusteczki.

Wysłał mnie do higienistki, a ta nie wypuściła mnie stamtąd przez nastęne pół godziny.

- Tłumaczę pani, że muszę już iść. Przerwa się już prawie skończyła, a ja mam do napisania sprawdzian. - wymachiwałam rękami na wszystkie strony.

- Usiądź dziecko, bo znów zacznie kręcić ci się w głowie.

- Przecież nic mi nie jest!

Nic do niej nie docierało.

Popatrzyłam na drzwi, na higienistkę i znowu na drzwi.

- Nawet o tym nie myśl. Jesteś teraz pod moją opieką.

- Pani wybaczy, obowiązki wzywają. - zasalutowałam i dałam nogę na korytarz, słysząc za sobą jej wołanie.

Wbiegłam do szatni, złapałam swój plecak razem z ubraniami i popędziłam na górę do klasy.

Szymański wyglądał, jakby miał się już zbierać.

- Jestem, pan się nigdzie nie rusza! - o mało co nie wyplułam płuc.

Szymański zlustrował mój strój sportowy i nie do końca zmazaną z twarzy krew.

O nic nie pytając, położył na ławce sprawdzian. Nie wyglądał na zadowolonego, ale to akurat żadna nowość.

Usiadłam i popatrzyłam na kartkę, od razu się załamując.

Przez połowę wczorajszego wieczoru wypytywałam klasę o pytania, które były na sprawdzianie, a on dał mi inną grupę...

Przeczytałam treść pierwszego zadania i wpatrywałam się w nie szokowana przez dobre kilka minut.

Przeszłam więc do drugiego, ale nie zapowiadało się, żebym umiała je rozwiązać.

Popatrzyłam na Szymańskiego z załamaną miną, więc ten oderwał wzrok od laptopa i również na mnie spojrzał. Zmarszczył brwi, nie wiedząc o co mi chodzi, więc wróciłam do sprawdzianu.

Usiłowałam przypomnieć sobie o czym czytałam na jednej z przerw, bo dokładnie tego potrzebowałam do zrobienia dwóch kolejnych zadań.

Na całe szczęście coś w końcu zaczęło mi świtać i wzięłam się za pisanie.

Popatrzyłam na zegar i aż ścisnął mi się żołądek. Zostało niecałe dwadzieścia minut, a ja miałam dopiero dwa zadania.

Kolejne okazało się jeszcze trudniejsze, więc zrobiłam je tylko do połowy.

Wyglądało na to, że więcej nie dało się wycisnąć z mojego mózgu. Policzyłam punkty za wszystkie dobre odpowiedzi, których byłam pewna i do dostania chociaż dwói, musiałam zrobić jeszcze jedno zadanie.

Czytałam ostatnie polecenie i czytałam, ale za nic nie byłam w stanie pojąć o co w nim chodzi. Zaraz miał dzwonić dzwonek, więc zaczęłam ociupinkę panikować.

- Wczoraj miałaś zamiar napisać ten sprawdzian w piętnaście minut.

Uniosłam wzrok znad kartki, zerkając z niezadowoleniem na Szymańskiego przyglądającego mi się zza biurka.

Starałam się skupić, ale ostatecznie końcu się poddałam i położyłam głowę na ławce, godząc się ze swym nędznym losem.

Po klasie rozeszło się poirytowane westchnienie. Zaraz po tym Szymański wstał i do mnie podszedł.

Przyjrzał się zadaniu, z którym miałam problem i zaczął tłumaczyć jak mam je zrobić.

Zdziwiona uniosłam głowę, patrząc to na niego, to na sprawdzian i o mało co nie obsmarkałam się z wdzięczności.

Usiadł z powrotem za biurkiem, a ja zaczęłam pisać. Z emocji oblał mnie większy pot niż na wuefie.

Gdy skończyłam, uchachana podniosłam się na nogi i potykając się po drodze o plecak, oddałam Szymańskiemu sprawdzian.

- Do widzenia! - pożegnałam go z uśmiechem.

- Do widzenia.

Nic na jego twarzy nie uległo zmianie, ale byłam zbyt szczęśliwa, żeby przejmować się co tam sobie o mnie myślał.

Wyszłam z klasy i ruszyłam do wyjścia, hasając przez korytarz. 

Poranek o zapachu waty cukrowejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz