Wpis 5

1.5K 60 20
                                    

21.05 Wtorek

Zrobiłam gryza tosta, patrząc z grymasem na deszcz za oknem. Przez tę paskudną pogodę, musieliśmy odwołać wycieczkę do zoo. A tak bardzo chciałam zobaczyć pingwiny...

- Moje włosy to jakaś katastrofa przez ten deszcz... - loki Kaśki były trzy razy bardziej napuszone, niż zazwyczaj.

- Popatrz na pozytywy. Nie musisz dzisiaj taszczyć ze sobą torebki – wyciągnęłam saszetki z cukrem ze szklanej miski i powciskałam je pomiędzy pukle Kaśki – Widzisz?

Kaśka ścisnęła widelec na tyle mocno, że ten odrobinę się wygiął.

- Wyjmij. To. Natychmiast!

- Dobrze dobrze, czego się tak wkurzasz... - zanurkowałam w puszu na jej głowie i rzuciłam saszetki z cukrem na stolik.

- Idę poszukać Adama... - Kaśka wstała.

- Widziałam go przy windzie. Rozmawiał z kimś przez telefon. - obok mnie usiadła Magda ze śniadaniem na talerzu.

- Gabryśka mówiła wam, co się stało w nocy? - Anka postawiła przed sobą miskę płatków z mlekiem – Marcel zasnął z odkręconym słoikiem nutelli, a kiedy Grzesiek zobaczył go rano całego obsmarowanego, zarzygał pół pokoju, myśląc, że ten narobił w gacie.

- Obrzydlistwo. Jak może cię to śmieszyć? - Magda odłożyła widelec.

Przyglądałam się uważnie saszetkom. Coś mi tutaj nie pasowało.

Jedna. Druga. Trzecia.

A gdzie czwarta?

- Ej, słuchasz mnie w ogóle?

Rozejrzałam się pod stołem, podniosłam talerz Magdy, uniosłam spódniczkę, ale nigdzie jej nie było.

Nagle mnie olśniło, więc prędko popatrzyłam, jak brązowe loki Kaśki znikają w holu.

Ups...

____________________________

Pani Mazur wymyśliła, żeby pograć w planszówki przy herbatce. Byłam w stanie przytrzasnąć sobie głowę szufladą, byleby nie musieć tam iść. Dziewczyny z kolei strasznie się cieszyły.

- Nie mogę po prostu posiedzieć w pokoju? - zapytałam panią Mazur, gdy zeszłyśmy do pokoju przy windach ze stołem bilardowym.

- Zostań chociaż na chwilę.

Usiadłam na kanapie pomiędzy Hubertem, a Magdą. Nigdy nie lubiłam gier planszowych, więc nie miałam tam kompletnie żadnego zajęcia.

Wszyscy zajęli się grą w kalambury, a ja rozłożyłam się na kanapie, przeglądając telefon.

Szymański podszedł do pani Mazur, mówiąc jej coś o pójściu do kina zamiast do zoo, ale że zaczytałam się w artykuł o nowej części horroru o nawiedzonych okularach, to niezbyt ich słuchałam.

Kiedy wszyscy nauczyciele gdzieś zniknęli, przemknęłam niezauważona do windy i wróciłam do pokoju. Padłam na łóżko, zastanawiając się co ze sobą zrobić. Sięgnęłam po książkę, ale jakoś nie umiałam się skupić. Włączyłam filmik o szyciu piżam dla kangurów, ale oburzyłam się, że żadna nie miała wzoru w kangury. Znalazłam w kontaktach zdjęcie taty oblanego pomidorową, po tym jak Budyń wlazł mu pod nogi i do niego zadzwoniłam.

- Hej, córciu, co porabiacie? - odezwał się zasapany głos taty. Pewnie znów biegał po mieszkaniu i szukał telefonu.

- Wszyscy grają na dole w planszówki, więc się ulotniłam.

Poranek o zapachu waty cukrowejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz