Wpis 30

908 42 0
                                    

15.06 Sobota

Obudził mnie zapach, który wyczułabym nawet przez pancerne drzwi. Zerknęłam na zegar i usiadłam na skraju łóżka, rozciągając ręce. Była dopiero dziewiąta. Wyszłam z pokoju i weszłam do kuchni. Usiadłam przy stole obok rodziców i z uśmiechem popatrzyłam na talerz gofrów. Wzięłam jeden do ręki i obsmarowałam go nutellą, masłem orzechowym, a na koniec bitą śmietaną. Zrobiłam wielkiego gryza i się rozpromieniłam.

- O której idziesz z dziewczynami na zakupy? - mama wysmarowała swojego gofra dżemem.

- O piętnastej.

Ubrałam krótkie spodenki i koszulkę z opalającym się pingwinem. Spięłam włosy w koczka i zjechałam windą na parter. Wyszłam przed blok z książką pod pachą, po czym zaczęłam rozglądać się za idealnym drzewem. Gdy je wypatrzyłam, usiadłam pod nim i otworzyłam książkę. Tak się zaczytałam, że siedziałam tam prawie do trzynastej. Dopiero tata wołający mnie przez okno na obiad, wyrwał mnie z transu czytelniczego.

Zjadłam obiad, pooglądałam jakiś program w telewizji i poszłam na przystanek. Spotkałam się z Magdą i Kaśką pod centrum handlowym. Napisałyśmy do Anki za ile będzie, ale jednak nie mogła z nami iść, bo musiała pomóc w czymś tacie.

Weszłyśmy prawdopodobnie do każdego sklepu z ubraniami, jaki tam był. Kaśka kupiła masę ciuchów, w których wyglądała jak wyjęta z czasopisma o modzie. Magdzie prawie nic się nie podobało, ale i tak znalazła kilka rzeczy dla siebie. Ja dokopałam się w stercie promocji do koszulki z alpakami. Kupiłam jeszcze dwie spódniczki i białą sukienkę w słoneczniki. Byłam spełniona.

Zmęczone zakupami poszłyśmy na jedzonko.

- Jak było na randce z Krystiankiem? - wypytałam Magę.

- To nie była randka... - upierała się.

Opowiedziała czego jeszcze się o nim dowiedziała. Chodzi do technikum po drugiej stronie miasta, trenuje karate i uwielbia kaktusy. Ma ich ponoć z dwadzieścia w swoim pokoju. Pokazała nam jego zdjęcia, więc z buzią wypchaną frytkami, wystawiłam w jej stronę kciuk.

- Nic tylko brać.

Umówiła się z nim znowu na niedzielę. Niech jeszcze Anka sobie kogoś znajdzie, to jako jedyna zostanę singielką z kotem.

Poszłyśmy na przystanek obładowane torbami z zakupami. Pożegnałam dziewczyny i wsiadłam do tramwaju. Całe szczęście na niego zdążyłam, bo gdybym pojechała innym, musiałabym przesiadać się jeszcze na autobus.

Wróciłam do domu około dwudziestej pierwszej.

- Mama,popatrz na cudeńka, które kupiłam.

- Ale śliczna – chwyciła sukienkę w słoneczniki – Może pójdziesz w niej jutro na urodziny Bartka?

- W sumie dobry plan.

Wylegiwałam się w wannie prawie do północy. Powinnam skończyć oglądać seriale w łazience, bo gdyby nie rodzice każący mi już wyłazić, siedziałabym tam jeszcze przez kilka godzin. Ubrałam koszulę nocną i wzięłam pod pachę śpiącego na pralce Budynia. Wyszłam z łazienki i poszłam do swojego pokoju. Budyń położył się na łóżku. Na stoliku leżały jakieś papierki, więc poszłam je pozbierać. Wtedy zauważyłam na dywanie długopis. Na początku go nie poznawałam, ale zaraz zorientowałam się, że Szymański zawsze takim pisze. Musiał go wczoraj zapomnieć. Usiadłam na łóżku i dokładniej mu się przyjrzałam. Był porządnie wykonany i wyglądał na drogi. Wsadziłam go do piórnika, żeby nie zaginął pośród porozrzucanych ubrań. Położyłam się do łóżka i poszłam spać.

Poranek o zapachu waty cukrowejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz