Wpis 51

930 44 13
                                    

06.07 Sobota

Stałam przed namiotem, szczotkując zęby. Słońce było jeszcze dość nisko, więc delektowałam się póki mogłam, wiedząc że większość cienia niedługo zniknie. Czułam pod bosymi stopami resztki rosy. Niebo było całkowicie czyste i nawet w oddali nie wypatrzyłam ani jednej chmury. Wiatr poruszał delikatnie powierzchnią jeziora. Rozwiewał również moje włosy, więc gdy te już któryś raz znalazły się w moich oczach, zdjęłam z nadgarstka frotkę i spięłam je w koka.

Rodzice jeszcze spali. Pan Bartek nurkował w namiocie w poszukiwaniu puszki Maksa, a ten przyglądał mu się merdając ogonem. Pani Justyna pochylała się nad Szymańskim siłującym się już którąś minutę z jej rozkładanym krzesłem, które niechcący złamała.

Chwyciłam butelkę z wodą i przepłukałam usta z pasty. Przetarłam buzię rękawem bluzy, wciąż zerkając ukradkiem w ich stronę. To był pierwszy raz, kiedy widziałam na twarzy Szymańskiego zarost. Do szkoły, czy gdziekolwiek indziej chodził zawsze z buźką gładką jak pupcia niemowlaczka, więc ten widok był prawie tak samo niespotykany, jak Antos bez makijażu. Co do Antos... Popatrzyłam na jej namiot, natychmiast się krzywiąc. Wyglądało na to, że ona i jej koleżanka jeszcze spały. Jak dla mnie mogły wcale stamtąd nie wyłazić.

Schowałam szczoteczkę do kosmetyczki i w tym samym momencie, jak na zawołanie, wejście jej namiotu się rozsunęło. Na zewnątrz pojawiły się jej idealnie ułożone rude włosy i twarz nie zdradzająca w ani jednym procencie, że przed chwilą się obudziła. Czy ona cały czas odstawiała wizytę u kosmetyczki, za nim postanowiła wyleźć ze swojej jamy...?

- Dzień dobry wszystkim - rozpromieniona wsunęła na nogi klapki i stanęła obok pani Justyny, przyglądając się Szymańskiemu naprawiającemu krzesło. Gdy zauważyła mnie, wyglądała, jakby tym razem to ona miała zamiar zwymiotować - Co się stało? - jej spojrzenie wróciło do ich dwójki, która również na nią spojrzała.

- Nie mogłam rozłożyć krzesła i tak się zdenerwowałam, że niechcący je złamałam - pani Justyna zachichotała zmieszana, a brwi Antos się zmarszczyły.

Z tego samego namiotu wyszła zaspana kobieta z rozczochranymi jasnymi lokami. Przyjrzała się Antos, zamrugała kilka razy i do niej podeszła.

- Coś się tak wyszykowała? Masz zamiar gdzieś iść o tej porze? - ziewnęła, a Antos posłała jej poirytowane spojrzenie. Zaraz jednak znów się uśmiechnęła.

- Miałyśmy gdzieś w samochodzie taśmę izolacyjną, poszukałabyś jej? - zatrzepotała rzęsami.

- Do czego ci teraz potrzebna taśma?

- Nie mnie. Im - uniosła rękę i wskazała kciukiem krzesło. - Powinna pomóc, prawda? - skierowała to pytanie do Szymańskiego.

- Może się przydać. - odparł, więc Antos popatrzyła na blondynkę podekscytowana, jakby co najmniej usłyszała od niego, że ładnie dziś wygląda.

- Dobra, poszukam... - wywróciła oczami, po czym wyminęła kilka namiotów i ruszyła do zaparkowanych pod drzewami samochodów.

Skrzywiłam się i odwróciłam od nich wzrok, kładąc kosmetyczkę na kocu rozłożonym obok Maksa wsuwającego puszkę. Usłyszałam dobiegające z namiotu głosy rodziców, więc cała się nastroszyłam. Prędko chwyciłam koło i pozbyłam się bluzy, pod którą miałam strój kąpielowy. Za nic w świecie nie miałam zamiaru pozwolić na to, żeby tata znów kazał przepraszać mi to wstrętne babsko.

- Idę do wody. - powiedziałam do reszty.

- Nie zjesz z nami śniadania? - zapytał pan Bartek, który dopiero co rozłożył na kocu jedzenie.

Poranek o zapachu waty cukrowejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz