Wpis 42

850 43 10
                                    

27.06 Czwartek

Leżałam z nogami wywalonymi do góry i głową zwisającą z kanapy, skacząc po kanałach w telewizji i przytulając się do mojego wiatraka na baterie. Budyń leżał obok, turlając się wokół butelki z wodą, którą wyjęłam kilka minut temu z lodówki. Mama rozwieszała pranie na balkonie, a tata przeglądał w kuchni jakieś papiery z firmy. Było tak strasznie gorąco, że byłam zdolna wylegiwać się tak calutki dzień. Kiedy tata skończył, rodzice zapytali czy jadę z nimi do sklepu, ale nie miałam siły zajść nawet do toalety, a co dopiero doczołgać się do samochodu. Powiedziałam im, żeby kupili lody i chwilę później zostałam sama. Zamknęłam oczy, rozmyślając, czy się nie zdrzemnąć. W telewizji leciała reklama lodówek, więc obróciłam się na brzuch i wpadłam na przegenialny pomysł. Pobiegłam do kuchni i otworzyłam zamrażarkę. Wyjęłam z niej wszystkie szuflady i władowałam głowę do środka, kładąc się na podłodze. Jeżeli niebo istnieje, to na pewno wygląda właśnie tak.

Wieczorem, kiedy w końcu zajęłam się czymś innym, niż leniuchowaniem, a konkretniej sprzątaniem pokoju, do mnie i do dziewczyn zadzwoniła Kaśka. Odebrałam i zaraz odsunęłam telefon od ucha, słysząc jej piski.

- Nigdy nie zgadniecie kto ma dzisiaj koncert na boisku obok basenu!! - wydzierała się i przez myśl przeszło mi, że tyle życia nie słyszałam u niej nawet podczas otwierania prezentów świątecznych.

- Kto? – zapytała Magda.

- Pamiętacie ten zespół, którego płyty kupowałam razem z wami w listopadzie?

- Ciężko byłoby nie pamiętać. Każdy wolny skrawek ściany w pokoju masz zaklejony gębami tych kolesi – powiedziała Anka z pełną buzią.

W tle słychać było Adama mówiącego Kaśce, żeby się tak nie darła, bo obudzi jego młodszą siostrę. Ta coś do niego warknęła i więcej już się nie odezwał.

- Nie chcę przerywać jednego z nielicznych momentów w roku, kiedy dzwonisz po coś innego, niż gadanie o ciuchach, ale skoro koncert jest dzisiaj, to bilety są już pewnie wyprzedane. - usiadłam w fotelu przy biurku, odkładając miotłę na bok, a w telefonie nastalała głucha cisza – Kaśka?

- Pewnie siedzi w koncie i beczy – u Anki słychać było jakieś hałasy, jakby ktoś przewrócił właśnie górę talerzy – Cholera.

- Zbiórka u Adama, JUŻ! - krzyknęła Kaśka i się rozłączyła.

- Tak jest milordzie, już wszystko rzucam i wsiadam na rower... – Anka też zakończyła rozmowę.

- Lepiej wezmę ze sobą zatyczki do uszu – powiedziałam.

Magda westchnęła na cały głos i się rozłączyła.

Siedziałam przed komputerem w pokoju Adama, a on razem z dziewczynami pochylał się nade mną, wgapiając się w ekran. Przeszukałam z siedem stron, ale na żadnej nie było już biletów. Kaśka odeszła od nas załamana i padła plackiem na łóżko, lamentując nad tym, że nie dowiedziała się o koncercie wcześniej. Wtedy do głowy przyszedł mi pewien pomysł. Podniosłam się z fotela i powiedziałam do niej, że wychodzimy, więc niech się ubiera.

- Nigdzie nie idę, zostaw mnie – schowała głowę pod poduszkę.

- Rusz że cztery litery i wyłaź z tego łóżka, bo się spóźnimy! - pociągnęłam ją za nogi, wywalając ją na podłogę.

Autobus zatrzymał się na przystanku niedaleko boiska. Już stamtąd słychać było głośną muzykę, która aż dudniła w żołądku. Chwyciłam Kaśkę za rękę i pobiegłam pod wejście na teren imprezy, ciągnąc ją za sobą. Pozostali nas dogonili, a ja usiadłam na krawężniku przy sznurze zaparkowanych wzdłuż całej ulicy samochodów.

- Nie zobaczysz ich, ale przynajmniej usłyszysz – poklepałam miejsce obok siebie, więc Kaśka się uśmiechnęła i usiadła przy mnie.

- Jednak czasem umiesz wpaść na coś mądrego – powiedziała, więc już chciałam odpowiedzieć jej coś miłego, ale mój mózg wcisnął pauzę i przeanalizował jeszcze raz jej słowa.

Ona chciała mi podziękować, czy mnie obrazić...?

Na zewnątrz robiło się już ciemno. Słońce prawie całkiem zaszło, a całe niebo wokół było pomarańczowe. Koncert trwał już prawie godzinę. Przez Kaśkę znaliśmy te wszystkie piosenki na pamięć, więc siedzieliśmy na krawężniku i śpiewaliśmy na cały głos razem z wokalistą. Popijaliśmy jakąś dziwną miksturę alkoholową, którą Adam stworzył i przelał do butelki po soku, kiedy wracałam z nim ze sklepu za rogiem. Odblokowałam telefon, chcąc zrobić nam zdjęcie i wtedy zauważyłam, że mam jedną nieprzeczytaną wiadomość. Weszłam w nią i uniosłam brwi, widząc, że jest od Szymańskiego. „Zajmuje się jutro Maksem, więc przyjdź na korepetycje do mnie". Zmarszczyłam brwi. Jak mogłam nie połączyć faktów, gdy rodzice z panią Justyną ekscytowali się wczoraj u dziadków jutrzejszym wypadem do spa. Skierowałam wzrok z powrotem na ekran telefonu. Nie wiedzieć czemu ten SMS uradował mnie do tego stopnia, że nie mogłam przestać się szczerzyć. Usiłowałam coś napisać, ale byłam tak pijana, że ledwo co udało mi się wycelować paluchami w literki. Usunęłam z siedem różnych wersji, które były nie do rozszyfrowania dla zwyczajnego śmiertelnika i wzięłam się za pisanie czegoś o wiele krótszego. Ale może to i lepiej, bo wypisywałam wtedy takie głupoty, że nigdy więcej nie spojrzałabym Szymańskiemu w twarz. „Do pana zawsze", napisałam i bez żadnego większego namysłu kliknęłam wyślij. Odpowiedź przyszła szybciej, niż mogłam się tego spodziewać, a spodziewałam się, że nie przyjdzie wcale. „Cieszę się, że dwie godziny angielskiego napawają cię takim szczęściem. Miłego wieczoru." Zablokowałam telefon i upuściłam go niechcący na jezdnię

- Z kim tam tak piszesz? - zapytała Kaśka, odkładając na bok butelkę.

Popatrzyłam na nią i zaraz znów się odwróciłam, zawieszając wirujący wzrok na migającym na niebie samolocie.

- Chyba podoba mi się Szymański – powiedziałam, przez co siedząca obok Magda popluła się sokiem.

Adam patrzył na mnie z wysoko uniesionymi brwiami, a Kaśka z Anką wymieniły się jakimiś porozumiewawczymi spojrzeniami. Po chwili Kaśka się do niej odezwała.

- Widzisz? Mówiłam. Wisisz mi dychę.

Jutro o 18 nowy rozdział bu bi ba ba 

Poranek o zapachu waty cukrowejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz