1. Propozycja nie do odrzucenia

3.4K 109 40
                                    

  Ostatnie dni sierpnia 1989 roku były w Szkocji wyjątkowo gorące. Przyzwyczajona do niższych temperatur roślinność zdawała się omdlewać w palącym słońcu, zaś przepełnione kurzem i pyłem powietrze było gęste, ciężkie, niemal namacalne. Nawet wiatr porzucił tę piekielną krainę, pozostawiając niebo czyste i bez ani jednej chmury, która mogłaby choć na kilka sekund powstrzymać lejący się z nieba żar.

   Zmierzające w stronę zamku młoda kobieta odczuwała temperaturę wyjątkowo dotkliwie. Była niemal pewna, że słońce skupiło całą swoją moc tylko i wyłącznie na niej. Mrużąc mocno oczy, by choć odrobinę złagodzić kłujący ból jaki wywoływało u niej jasne białe światło, szybkim krokiem zbliżała się do dziedzińca. Gdy przekroczyła próg Bramy Wejściowej i znalazła się w środku, natychmiast ogarnęło ją przyjemne uczucie chłodu panującego wewnątrz zamku. Wnętrze skąpane było w mroku, choć słońce niestrudzenie penetrowało swoimi mackami każdy centymetr kwadratowy strzelistych okien, rzucając tu i ówdzie złote refleksy w których tańczyły wesoło drobinki kurzu. Kobieta uśmiechnęła się pod nosem. Poczuła się tak, jakby właśnie przekroczyła próg do innego świata (co nie było wcale tak dalekie od prawdy). Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie witała ją ponownie po niemal dwunastu latach nieobecności.

   Przez chwilę pieściła czule wzrokiem znajome widoki, po czym żwawym krokiem ruszyła przed siebie. Gabinet dyrektora mieścił się – jeśli pamięć jej nie zawodziła - na drugim piętrze. Kiedy już zbliżała się do celu zdała sobie sprawę, że nie zna hasła otwierającego ukryte przejście. Schowane za posągiem gargulca schody ukazywały się jedynie po wypowiedzeniu odpowiedniej formuły. Ze zdumieniem odkryła jednak, iż wejście jest otwarte. Najwyraźniej Dumbledore na nią czekał. Pokonując po dwa stopnie na raz, szybko znalazła się na szczycie i stała przed skromnymi dębowymi drzwiami. Poprawiła odruchowo ubranie i cicho zapukała. 

   - Proszę! - rozległ się głos zza drzwi.

   Nieśmiało wsunęła głowę do środka.

   - Nie przeszkadzam?

   - Ach, Vittoria, nareszcie! Wchodź, wchodź moja droga! - dyrektor wstał zza biurka i gestem dłoni zachęcił ją, by podeszła bliżej.

   Kobieta zamknęła za sobą drzwi i niespiesznym krokiem ruszyła w jego stronę, dyskretnie lustrując wnętrze gabinetu, które w zasadzie w ogóle nie zmieniło się od kiedy była tu ostatnim razem. Zza oprawionych ram spoglądały na nią dziesiątki ciekawskich par oczu poprzedników Dumbledore'a. Ci mniej zainteresowani drzemali bądź pogrążeni byli we własnych sprawach. W pomieszczeniu unosiło się delikatne brzęczenie srebrnych wiotkich urządzeń rozstawionych w różnych miejscach gabinetu.

   Sam dyrektor również niewiele się zmienił – długa, siwa broda sięgała mu do pasa, zaś mądre niebieskie oczy spoglądały zza okularów – połówek.

   - Dzień dobry dyrektorze. Proszę wybaczyć, nie mogłam stawić się wcześniej. Ministerstwo... - Vittoria uścisnęła wyciągniętą dłoń czarodzieja i natychmiast urwała kiedy dostrzegła, iż sama stała się obiektem jego badawczego spojrzenia.

   Obraz, jaki ukazał się Dumbledore'owi, był bardzo miły dla oka. Vittoria Berry miała prawie trzydzieści lat, lecz wyglądała niemal dokładnie tak samo jak wtedy, kiedy ponad dekadę temu kończyła swoją naukę w Hogwarcie. Dyrektor zapamiętał ją również dlatego, że była nieodrodną córką swojego ojca, a dobrego przyjaciela Dumbledore'a i byłego nauczyciela Hogwartu – Herberta Beery'ego. Największą uwagę przykuwały jasne, bystre oczy kobiety, których kolor umiejscowiony był gdzieś między szarym a zielonym. Gęste kręcone włosy miały kolor miodu i spływały miękką kaskadą poniżej jej ramion.

Jabłko śmierci || Severus Snape x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz