Śnieg, który spadł w listopadzie, został już z nimi do grudnia. Boże Narodzenie zbliżało się wielkimi krokami, co można było poznać między innymi po wystroju jaki pojawił się w Wielkiej Sali. Stały tu teraz ogromne, magicznie powiększone choinki przystrojone w wielkie bombki i łańcuchy. Z zaczarowanego sufitu niemal codziennie prószył śnieg. Zaś nastroje, jakie panowały na lekcjach można było określić wyłącznie jednym zdaniem - degrengolada. Im bliżej świąt, tym bardziej uczniowie byli rozkojarzeni. Ciężko było przeprowadzić choć godzinę zajęć. Vittoria zazdrościła im trochę że tak to wszystko przeżywają, ale chyba bardziej jednak tego, że mają dokąd wracać i że ktoś na nich czeka. Od śmierci matki wszystkie święta spędzała samotnie, i o ile za czasów pracy dla Ministerstwa nie przeszkadzało jej to, teraz czuła autentyczną radość na myśl o tym, że w końcu nie będzie sama. Rokrocznie spora część grona nauczycielskiego zostawała w Hogwarcie na czas Bożego Narodzenia, jednak dla Vittorii najważniejszą informacją było to, że Snape zalicza się do tego grona. Już od jakiegoś czasu pracowała nad prezentem świątecznym dla niego, co w połączeniu z obowiązkami nauczycielskimi i odwiedzinami w lochu pochłaniało cały jej wolny czas. Wiedziała, że te święta również będą pracowite - drzewo śmieci nadal nie urosło ani o centymetr i wiedziała, że będzie musiała poświęcić przerwę świąteczną by bliżej zgłębić ten problem.
W ostatnią sobotę przed Bożym Narodzeniem uczniowie trzecich i starszych klas pod opieką nauczycieli wybierali się do położonej obok Hogwartu wioski Hogsmeade. Vittoria nie planowała brać udziału w tym przedsięwzięciu, jednak została w ostatniej chwili poproszona o zastąpienie w roli opiekuna Krukonów profesora Flitwicka, który zmagał się z potężnym przeziębieniem. Kiedy chwilę po dziewiątej znalazła się na dziedzińcu, zauważyła panujący wokoło chaos – najwyraźniej nie tylko ona cieszyła się na to wyjście. Podeszła do uczniów Ravenclawu i rozpoczęła sprawdzanie formularzy ze zgodą na wyjście do wioski. Procedura przebiegła nad wyraz sprawnie, więc uporawszy się ze swoją grupą podeszła powoli do stojącego nieopodal Severusa, który właśnie karcił jednego ze swoich podopiecznych. Był nim nie to inny, jak Logan Staghart. Vittoria, nie mogąc przepuścić takiej okazji, stanęła kilka kroków za nauczycielem eliksirów i nadstawiła oboje uszu.
- Masz mnie za idiotę, Staghart? Naprawdę myślisz, że nie wiem, kto to podpisał? - warczał Snape, piorunując szukającego Ślizgonów swoim wzrokiem-nie-do-zniesienia.
- Ale, panie profesorze...to naprawdę jest...
- Zbyt wiele razy poprawiałem te idiotyzmy, które wypisujesz na wypracowaniach, żeby nie poznać twojego pisma. Zejdź mi z oczu, zanim zarobisz kolejny szlaban za podrabianie podpisów.
Staghart odwrócił się ze spuszczoną głową i ruszył w stronę schodów. Na odchodne Snape zdzielił go w głowę pozostałymi formularzami, które trzymał w ręce. Vittoria ledwo powstrzymywała się, by nie wybuchnąć śmiechem. Poczekała, aż mężczyzna sprawdzi podpisane zgody pozostałym uczniom i stanęła obok niego.
- Severusie – rzekła z nieukrywanym podziwem – to był miód na moje uszy.
Snape spojrzał na nią z politowaniem, ale ona widziała że uśmiecha się dyskretnie pod nosem. Gdy wszelkie formalności zostały dopełnione, ruszyli w stronę wioski. Panował niemiłosierny ziąb i hulał mroźny wiatr, kiedy więc stanęli w centrum Hogsmeade, wszyscy przebierali nogami z zimna i marzyli jedynie o tym, by znaleźć się gdzieś gdzie jest choć odrobinę cieplej. Ustalili godzinę zbiorki na trzynastą i całe towarzystwo szybko rozeszło się. Nauczyciele zaś w większości skierowali swoje kroki do pubu Pod Trzema Miotłami.
- A ty dokąd? - spytał Snape Vittorię widząc, że oddala się w zupełnie innym kierunku.
- Jak to dokąd? Na świąteczne zakupy! - powiedziała radośnie, po czym zebrała garść suchego śniegu ze stojącej obok ławki i podrzuciła w górę. - Idziesz ze mną?
CZYTASZ
Jabłko śmierci || Severus Snape x OC
Fiksi Penggemar- Pójdę już - Severus zerwał się z fotela i skierował w stronę drzwi, żeby odpędzić od siebie natrętne myśli i pokusę, jaką ze sobą niosły. - Zaczekaj... - usłyszał jej błagalny głos i poczuł jej uścisk na ramieniu. Nie był to jednak ten sam siln...