Noc była dla Vittorii niespokojna. Rozmowa z Dumbledore'm, wszystko, czego się dowiedziała i wreszcie świadomość tego, na co się zgodziła nie pozwalały jej zasnąć przez długi czas. Bała się, choć właściwie sama nie była pewna, co bardziej ją przeraża: perspektywa obcowania z rośliną, która potrafi zabić w kilka sekund czy fakt, że najprawdopodobniej Voldemort przeżył i szykuje się do powrotu do świata czarodziejów. Również rozmowa z Knotem, jaka czekała ją następnego dnia nie napawała jej entuzjazmem. Jednocześnie czuła podniecenie na myśl o nowych wyzwaniach. Wierciła się na łóżku, nie mogąc znaleźć sobie miejsca, dopóki za oknem nie zaczęło robić się jasno. Wreszcie po mniej więcej dwóch godzinach lekkiego snu udała się na rozmowę z Ministrem Magii. Poszło dokładnie tak, jak się tego spodziewała. Po całym kalejdoskopie reakcji, od niedowierzania po wyśmianie i próbę przekupstwa, Korneliusz nie wytrzymał i zaczął wygrażać po kolei Vittorii, Dumbledore'owi i całemu światu, zaś rozmowa skończyła się wyrzuceniem kobiety z gabinetu.
Później udała się do laboratorium. Pożegnanie z zespołem badaczy, z którymi spędziła ostatnie trzy lata szukając leku na smoczą ospę przebiegło o wiele bardziej emocjonalnie. Był płacz i dobroduszne klepanie po plecach, zaś od rudowłosego zielarza, o którym Vittoria wiedziała, że się w niej podkochuje, dostała w tajemnicy maleńką sadzonkę rośliny z gatunku Cornus florida, którą kilka miesięcy wcześniej zespół uratował przed wymarciem.
Pozałatwiawszy jeszcze różne sprawy na mieście reszta dnia upłynęła jej na pakowaniu rzeczy, a były to głównie książki i ubrania. Już od dłuższego czasu jej mieszkanie w centrum Londynu służyło właściwie jako miejsce spływania poczty. Specyfika pracy Vittorii powodowała, że przez większość czasu o wiele częściej przebywała w pracy lub w podróży niż we własnym domu. To, co najbardziej przeszkadzało jej wprowadzonym trybie życia to fakt, że z powodu długich nieobecności w mieszkaniu nie mogła pozwolić sobie na trzymanie w nim roślin.
Cóż, teraz będę miała własny gabinet – pomyślała z niemałą satysfakcją, próbując upchnąć ubrania w za małej walizce. I własnych uczniów – dodał głos w jej głowie, który rozpoznała jako zimny głos rozsądku. Westchnęła. Od zawsze odczuwała zimne poty na myśl o wszelakich publicznych wystąpieniach, a prowadzenie lekcji zdecydowanie mieściło się w tej kategorii. Ostatnimi czasy była często zmuszana do udzielania wywiadów do gazet i branżowych czasopism w związku z odkrytym lekiem i było to dla niej okropnie stresujące. Nie uważała się co prawda za osobę nieśmiałą, ale zdecydowanie preferowała indywidualny tryb pracy i bardzo ceniła sobie święty spokój. W szkole również uchodziła za odludka (choć mogło to wynikać z faktu, że z powodu stosunku jaki większość nauczycieli przejawiała wobec córki byłego nauczyciela nie cieszyła się zbytnią popularnością), zaś większość wolnego czasu spędzała w bibliotece. Vittoria od zawsze lubiła się uczyć, ale chłonęła nie tylko rzeczy związane z magią. Jak osoba wychowana w zupełnie mugolski sposób, miała wiele zainteresowań i nawyków, których nie miewają dzieci z czarodziejskich rodzin. Wszystkie czynności takie jak gotowanie, sprzątanie, czy chociażby pakowanie walizki wykonywała własnoręcznie. Jej największym hobby pozostawała – oprócz zajmowania się roślinami – gra na fortepianie. Oprócz tego w dzieciństwie trenowała pływanie i nawet odnosiła pierwsze sukcesy w tej dyscyplinie. Zanim dowiedziała się że trafiła do Hogwartu, planowała pójść w ślady matki i zostać lekarzem. Prawdopodobnie jako jedna z niewielu czarodziejek mogła poszczycić się posiadaniem prawa jazdy. Prowadzenie samochodu sprawiało jej zresztą ogromną radość i odprężało ją.
Późnym wieczorem, kiedy wszystko było już spakowane, Vittoria postanowiła zrobić jeszcze jedną rzecz. W salonie, wciśnięty między regał z książkami a kominek, stał czarny fortepian jej matki. Nie była w stanie sobie przypomnieć kiedy ostatnio na nim grała. Uznała jednak, że właśnie nadeszła odpowiednia okazja. Nalała sobie kieliszek wina i usiadła przy pokrytym kurzem instrumencie. Otworzyła nakrywę. Biało – czarne klawisze błyszczały nienaturalnie, odbijając srebrne światło księżyca wpadające przez wysokie okno. Siedziała dłuższą chwilę w ciszy, napawając się widokiem instrumentu. Przed jej oczami zaczęły pojawiać się obrazy, przebłyski z lat dzieciństwa.
CZYTASZ
Jabłko śmierci || Severus Snape x OC
Fanfiction- Pójdę już - Severus zerwał się z fotela i skierował w stronę drzwi, żeby odpędzić od siebie natrętne myśli i pokusę, jaką ze sobą niosły. - Zaczekaj... - usłyszał jej błagalny głos i poczuł jej uścisk na ramieniu. Nie był to jednak ten sam siln...