Opiekunka biblioteki, Irma, okazała się być osobą bardzo pomocną, co nieco podreperowało kiepski humor Vittorii. Miała również tę niewątpliwą zaletę, że nie zadawała zbędnych pytań, więc usłyszawszy, o jaki rodzaj literatury chodzi, od razu wskazała nauczycielce odpowiednie regały. Vittoria buszowała przez mniej więcej godzinę w Dziale Ksiąg Zakazanych, po czym wybrawszy kilka tomów, uprosiła Irmę, by ta pozwoliła jej pożyczyć wybrane książki na jakiś czas. Na drodze negocjacji uzgodniły, że za tydzień pozycje wrócą na swoje miejsce.
Obładowana książkami Vittoria udała się ponownie w stronę gabinetu, szykując się mentalnie na kolejną rundę walki z drzwiami. Ku jej zaskoczeniu zamek puścił od razu. Odłożyła przyniesione przez siebie tomy na biurko i poszła się przebrać. Skórzany kostium dał się jej mocno we znaki podczas porannych zajęć w szklarni, ale nie chciała marnować czasu na kąpiel. Zdjęła z siebie zbędne odzienie i przystąpiła do pracy.
Przeglądanie książek przyniesionych z biblioteki tak ją wciągnęło, że przegapiła moment, w którym zegar wybił osiemnastą. Kiedy się ocknęła, do końca czasu przeznaczonego na kolację pozostało jedynie dwadzieścia minut. Nie chcąc powielać błędów poprzedniego dnia, pobiegła do Wielkiej Sali. Kiedy dotarła na miejsce zauważyła, że większość miejsc przeznaczonych dla nauczycieli była już pusta. Przy stole siedzieli jedynie Flitwick i profesor Trelawney. Vittoria przysiadła się do osobliwej dwójki i zjadła - przerywaną rozmowami o wróżbach i marnym losie, jaki ją czeka – zimną kolację. Po powrocie kontynuowała przeglądanie książek, sporządzając przy okazji notatki. Zasnęła, kiedy za oknem zaczynało świtać.
Obudziła się koło południa. Sobotni dzień również zapowiadał się na słoneczny i wyjątkowo ciepły, postanowiła więc jego większą część spędzić na zewnątrz. Najpierw jednak udała się do szklarni, by w końcu zrealizować złożoną sobie obietnicę i zająć się dogorywającymi okazami roślin. Chwilę zajęło jej, zanim przetransportowała doniczki do swojej kwatery i rozstawiła w odpowiednich miejscach. Spocona i brudna od ziemi poszła się wykąpać, następnie udała się na obiad. Wciąż bocząc się na Snape'a, zabrała swój talerz i usiadła po drugiej stronie stołu.
Po obiedzie przez jakiś czas spacerowała nad jeziorem i po błoniach, rozmyślając o różnych sprawach i przypominając sobie szkolne lata. Pożółkła od słońca trawa trzeszczała pod jej stopami. Powietrze było wilgotne, na niebie kłębiły się gęste zwarte chmury, a drzewa upstrzone były złocistą zielenią, tak charakterystyczną dla późnego lata. Uczniowie, którzy nie szukali schronienia w cieniu drzew lub zaciszu zamkowych komnat, spędzali wolny czas nad jeziorem. Powolnym krokiem udała się na boisko, gdzie kotłowała się niewielka grupka osób z miotłami ubranych w żółto – czarne szaty. Najwyraźniej za chwilę miał odbyć się trening quidditcha.
- Przyszła panio bejrzeć nasz trening?! - wrzasnął ktoś wprost do jej ucha i postać Dereka Cresswella wyrosła jakby z podziemi tuż obok niej. Wyrwana z zamyślenia Vittoria podskoczyła w miejscu.
- Panie Cresswell... próba zastraszenia mnie na śmierć nie pomoże panu w uzyskaniu lepszych ocen - wymamrotała, rozmasowując sobie okolice mostka.
Chłopak podrapał się po głowie, po czym odwrócił się i rzucił wściekłe spojrzenie grupce Puchonów, którzy stali kilka kroków za nim i ledwo tłumili śmiech.
- Zostanie pani, pani profesor? - spytał z niepewnym wyrazem na czerwonej ze wstydu twarzy. Vittoria, nieco udobruchana, pokiwała symbolicznie głową i ruszyła na trybuny. Osobiście nie była fanką latania na miotle i tej sztuki – jako jednej z niewielu nauczanych w szkole - nigdy nie udało jej się do końca dobrze opanować. Miotła jako taka kojarzyła się jej jedynie z przyrządem do zamiatania podłogi(nawet kiedy już okazało się, że wbrew temu, co początkowo zakładała, nie do tego jest używana w Hogwarcie). Było to prawdopodobnie wywołane jej mugolskim wychowaniem. O wiele bardziej odpowiadała jej jazda samochodem i innego rodzaju niemagiczne sposoby przemieszczania się, do których była przyzwyczajona od dzieciństwa. W ostateczności stosowała teleportację.
CZYTASZ
Jabłko śmierci || Severus Snape x OC
Fanfic- Pójdę już - Severus zerwał się z fotela i skierował w stronę drzwi, żeby odpędzić od siebie natrętne myśli i pokusę, jaką ze sobą niosły. - Zaczekaj... - usłyszał jej błagalny głos i poczuł jej uścisk na ramieniu. Nie był to jednak ten sam siln...