Rozdział 2

374 9 0
                                    

8 lat temu...

- Dziękujemy wszystkim za skorzystanie z naszych linii lotniczych... - słyszę głos stewardesy, przedzierający się przez gwar, powstały na pokładzie samolotu, zaraz po tym, jak maszyna wylądowała na płycie jednego z bardziej znanych lotnisk w Kolumbii, a pasażerowie zaczęli szykować się do jej opuszczenia.

Wychodzę z samolotu i kieruję się przez odprawę w stronę punktu bagażowego, by z taśmy zabrać swoją walizkę. Przy wejściu czeka już na mnie Vittorio z Dante.

- Cześć! - witam się kolejno najpierw z bratem, a następnie z najlepszym przyjacielem.

- Cześć! Dobrze cię w końcu zobaczyć. - szeroki uśmiech gości na twarzy kumpla. - Rozumiem, że ci dobrze w Madrycie, ale za rodziną i najlepszym przyjacielem mógłbyś od czasu do czasu zatęsknić. - przedrzeźnia mnie.

Szczerze mówiąc, czekałem na to. Wiedziałem, że nie przemilczy tej sprawy i jak tylko się spotkamy, stanę się jego ofiarą. Długo nie musiałem czekać. Dzięki Dante. Świetny z ciebie kumpel! Zapewniam cię, że brakowało mi tego. Z sarkazmem przyznaję w myślach.

- Daruj sobie! - rzucam tylko, po czym spoglądam na brata. - Nie przyleciałem na długo. Sprawa jest poważna. - wyjaśniam.

- Domyślam się. Przez telefon brzmiałeś dość dziwnie. - kierujemy się w stronę zaparkowanego na parkingu samochodu.

- Uznałem, że najlepiej będzie spotkać się i wspólnie to obgadać.

- Zaraz wszystko nam opowiesz. - wsiadamy do samochodu. - To dokąd? - pyta Vittorio, odpalając silnik.

- Do firmy! - odpowiadam krótko.

Miałem wylecieć do Madrytu tylko na kilka dni. Nie sądziłem, że mój pobyt w Hiszpanii przeciągnie się do kilku tygodni. A to wszystko przez... Spoglądam w telefon. Żadnej wiadomości. Żadnego połączenia. Nie wiem, czego się spodziewałem. Że do mnie napisze albo zadzwoni? Sam już nie wiem. Może nie interesuje jej, czy już doleciałem na miejsce?

Wchodzę w kontakty i wybieram jej numer, po czym zaczynam pisać treść wiadomości:

Cześć, chciałem tylko przekazać, że dotarłem już naaaaaa...

W ostatniej chwili rezygnuję z wysłania wiadomości. Usuwam jej treść, po czym blokuję telefon i chowam go do kieszeni. Dlaczego tak bardzo boję się do niej napisać? Przecież to jedna głupia wiadomość SMS. Dlaczego przeraża mnie, co sobie pomyśli?

Co, jeśli nie odpisze? Albo w żaden sposób nie zareaguje na tę wiadomość? Co, jeśli za mną nie tęskni? Nie! Z pewnością tak nie jest. To Gabi. Słodka, niewinna Gabi. Moja sarenka! Moja? Nazwałem ją swoją sarenką? Naprawdę? Boże, do czego to doszło? Przecież ledwo ją znam. Dlaczego tak mi na niej zależy? Dlaczego ciągle o niej myślę? Co jest do cholery?! Nie rozumiem tego. Nie widzę się z nią dopiero kilka godzin, a już mi jej brakuje. Jej głosu, jej śmiechu, tego, jak zarzuca włosami, tego, jak się rumieni... Czuję, jak kąciki moich ust unoszą się ku górze na myśl o tej dziewczynie. No pięknie, Deiverze! Dałeś się omamić jakieś zwyczajnej dziewczynie! Nie! Ona nie jest zwyczajna! Jest niesamowita! W myślach prowadzę wewnętrzny monolog z samym sobą, a przed oczami mam jej dziewczęcą twarzyczkę. Na pierwszy rzut oka wydaje się taka niewinna, ale gdy tylko spuścisz ją z oczu, przybiera postać diablicy. Jak w łóżku! Seksownej diablicy! Przypominam sobie wszystkie bliskie momenty z nią.

Moje serce od razu przyspiesza, podobnie jak oddech, a ciało zalewa przyjemna fala ciepła. Muszę przestać o niej myśleć, inaczej wysiądę z tego auta ze sterczącym kolegą w spodniach. Spoglądam na swoje krocze. Ty też za nią tęsknisz? W myślach zwracam się do swojego członka. Natychmiastowa reakcja w spodniach daje mi jasną odpowiedź. Mnie też jej brakuje! W końcu otwarcie to przyznaję.

PORZUCIŁEM SERCE W KOLUMBIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz