Rozdział 18

305 11 0
                                    

Aktualnie...

- Masz, napij się. - Dante podchodzi do mnie i wręcza mi butelkę z wodą.

- Dzięki. - niepewnie biorę od niego napój i kątem oka patrzę, jak siada obok mnie. - Przepraszam. - jest mi potwornie wstyd za moje wcześniejsze zachowanie.

- Nie przepraszaj. Nikt nie ma ci tego za złe. A już tym bardziej ja. - opiera łokcie o swoje nogi i pochyla się w przód.

- Ale ja...

- Siniakiem się nie przejmuj. - spoglądam na jego zaczerwienione miejsce pod okiem. Siniak zaczyna już się odznaczać na skórze. - Nie byłeś wtedy sobą.

- Mimo wszystko nie powinienem był cię bić. - źle postąpiłem i chcę ponieść odpowiedzialność za swój karygodny czyn. - Może powinniśmy jednak wezwać karetkę. - wtrącam, gdy opuszkiem palca dotyka obolałego miejsca, krzywiąc się przy tym z bólu.

- Daj spokój! Co ja siniaka na twarzy mam pierwszy raz. - macha lekceważąco ręką. - Ty jeden doskonale wiesz, ile razy miałem obitą mordę. Czy to jak za dzieciaka wdawaliśmy się w bójki, czy to od zazdrosnego faceta jakieś laski, do której startowałem. - parskam śmiechem na jego słowa, zdając sobie jednocześnie sprawę, że kumpel ma rację.

- No tak, trochę tego było. - z pewnością tych przypadków nie da się zliczyć na palcach jednej ręki.

- A jak z tobą? - zerka na mnie. - Może powinieneś pójść to w końcu przemyć. - wskazuje na mój zdarty policzek.

Przykładam dłoń do policzka, na którym mam świeżą ranę. Syczę, czując delikatne pieczenie, którego jakoś wcześniej nie czułem. Gdy odsuwam rękę, na końcówkach palców dostrzegam zaschnięte ślady krwi. Z pewnością nie wygląda to najlepiej. Nawet nie chcę wiedzieć, jak wyglądam. Mogę się jedynie domyślić, że całą moją lewą stronę twarzy pokrywa krewa, która spłynęła nawet na szyję, a kilka jej kropel zabrudziło mi nawet koszulkę.

- Zapomniałem nawet, że to mam. Przez to wszystko w ogóle nie czuję bólu.

- Wiesz, że Sergio ma rację?

- Tak. - spinam się, słysząc jego nagłą zmianę tematu.

- Zgłosisz sprawę? - choć nie chcę tego robić, wiem, że w tej sytuacji muszę. To najlepsze co mogę uczynić, by odnaleźć Gabi, tym bardziej że nie wiem, gdzie jej szukać. Nie mamy żadnych innych podejrzeń. Tak naprawdę Gabi może być wszędzie, niekoniecznie we Włoszech.

- A mam inne wyjście? - spoglądam mu w oczy.

- Myślę, że nie. Sytuacja za bardzo wymknęła już się nam spod kontroli. - kręci głową.

- Pytanie, czy kiedykolwiek mieliśmy nad nią kontrolę? - wzdycham.

- Zawołać Ivo? - wstaje z drewnianej ławki i staje przede mną.

- Tak. - odpowiadam po chwili, wiedząc, że i tak będę musiał to zrobić. Nie ma co zwlekać. Im szybciej to załatwię, tym szybciej będę mieć to za sobą.

- W porządku. - po tych słowach odwraca się i rusza w kierunku wejścia.

Patrzę, jak znika we wnętrzu domu mojego największego wroga. Biorę głęboki wdech i staram się uspokoić. Nie chcę znów wpaść w atak szaleństwa. Spoglądam w niebo i zaczynam głęboko oddychać. Przypominam sobie, że Gabi w takich sytuacjach przeważnie paliła papierosy albo liczyła. To pierwsze już przetestowałem. Spaliłem trzy fajki i niewiele to dało. Jedyne co wywołało to zawroty głowy i mdłości. Przez to nie mogę teraz nawet patrzeć na to świństwo. Jak tylko przypomnę sobie zapach dymu albo smak fajki, chce mi się rzygać. Błędem było spalić taką ilość w tak krótkim czasie. Teraz mam za swoje.

PORZUCIŁEM SERCE W KOLUMBIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz