Epilog

486 20 10
                                    

Rok później...

- To tak w skrócie Adeline. Przekaż to, co ci powiedziałem Vittorio. Niech od razu zajmie się tym projektem. - mówię, jak tylko wychodzę z hotelu, w którym od ponad tygodnia przebywam i ruszam w kierunku wynajętego auta nowszej klasy. - Ja właśnie jadę na otwarcie. - spoglądam na zegarek, by upewnić się, ile jeszcze mam czasu i widząc, że zostało zaledwie czterdzieści minut do rozpoczęcia ceremonii, pośpiesznie wskakuję na fotel kierowcy i uruchamiam silnik. Szlag! Zaraz się spóźnię! - Odezwę się, jak już będzie po wszystkim. - włączam tryb głośnomówiący i wyjeżdżam z parkingu. - Pewnie do trzeciej mi gdzieś zejdzie, bo muszę jeszcze spotkać się z dziennikarzami i udzielić wywiadu mediom. - skupiam się na drodze i jednocześnie na rozmowie, co nie jest komfortowe. - Dowiedz się również od Ality, jak tam jej rozmowy z kandydatami. Mam nadzieję, że zatrudniła w końcu jakiegoś porządnego PR-owca. Nie mogę za każdym razem prosić Gabi, by nam pomagała. Jest w Miami i wiem, że stamtąd nie jest jej łatwo zajmować się sprawami firmy. Poza tym nie chcę jej tym dłużej zamęczać, dlatego tak bardzo zależy mi, by Alita w końcu kogoś zatrudniła. - przypominam sobie o słodkiej sarence i humor automatycznie mi się polepsza.

- Dobrze. - w głośniczku pojawia się głos mojej asystentki.

- Zapisałaś sobie wszystko? - nie chcę, by o czymś zapomniała.

- Tak. Wszystko. - słyszę, jak zawzięcie coś notuje.

- Dobra, jeśli to wszystko, to będę już kończył...

- W zasadzie mam jeszcze jedno pytanie. Czy pański powrót odbywa się zgodnie z planem, czy mam może przełożyć lot na jakiś inny dzień...

- Niczego nie przekładaj! - od razu wchodzę jej w słowo. - Wszystko zostaje tak, jak wcześniej ustaliliśmy. Dziś wieczorem, choćby się walił i paliło, wsiadam w samolot i jutro w południe melduję się na miejscu.

- Dobrze. - żegnam się z pracownicą i kończę rozmowę.

Na miejsce docieram w niecałe pół godziny. Jestem punktualnie na czas. Oddycham z ulgą i mknę w kierunku głównego wejścia do budynku, gdzie odbywać się ma cała uroczystość, a gdzie zebrał się już spory tłum ważnych osobowości i dziennikarzy. Mijam kilka osób, które podobnie jak ja przybyły również na uroczystość i podchodzę do starszego mężczyzny, który przez ostatni rok pilnował, by budowa wieżowca dla osób mniej i średnio zamożnych, dobiegła końca zgodnie z planem, a wszelkie sprawy związane z realizacją projektu, który stworzyła Gabi, zostały spełnione.

W ciągu ostatnich dwóch miesięcy to już trzeci wieżowiec i trzecie takie oficjalne otwarcie. Pomysł Gabi się sprawdza i nasza firma idzie jak burza. Stawiamy wieżowce praktycznie w każdym kraju. Ludzie dosłownie oszaleli na ich punkcie. Dla mnie i dla Vittorio to spełnienie marzeń, a tym samym niezły zarobek. Firma już sporo dorobiła się na tym projekcie, a najlepsze, że jeszcze sporo zarobi. Pociesza mnie ten fakt, bo dzięki temu w końcu odbiliśmy się od dna i teraz możemy być spokojni, jeśli chodzi o przyszłość rodzinnej firmy. A to wszystko dzięki najwspanialszej i najmądrzejszej kobiecie na całym świecie – mojej ukochanej Gabi.

- Dzień dobry, panie Deiverze. - wspomniany mężczyzna wita się ze mną. - Za moment zaczynamy. - oświadcza.

Ze względu na fakt, iż Vittorio nie spodobał się pomysł odbycia podróży do Niemiec i dopilnowania na miejscu finalnych spraw związanych z oficjalnym otwarciem wieżowca, a tym samym pozostawienie na ponad tydzień swojej rodziny w Kolumbii, zgodziłem się tu przylecieć za niego. Rozumiem, dlaczego nie chciał opuszczać swoich bliskich i dlaczego ten pomysł do niego nie przemówił. Zrobiłem to wyłącznie dla niego i ze względu na to, co go spotkało. Zresztą już nie pierwszy raz, bo w poprzednich otwarciach również i ja brałem udział. Spędziłem dobre dwa tygodnie na drugim końcu Kolumbii, gdzie po wielu trudnościach w końcu otwarcie miał nasz pierwszy wieżowiec i pięć dni we Francji, gdzie miała miejsce podobna uroczystość do tej, która za moment się odbędzie. Teraz przyszedł czas na Niemcy. To tu od ośmiu dni tkwię i zajmuję się od rana do wieczora sprawami wieżowca. Ale dzięki temu udało mi się upolować tu kolejny świetny projekt, który w przyszłości liczę, że da mojej i Vittorio firmie kolejne profity, ale to już nie ja będę się nim zajmował, a Vittorio, którego mam nadzieję, że właśnie w tym momencie o wszystkim informuje Adeline.

PORZUCIŁEM SERCE W KOLUMBIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz