Rozdział 19

324 13 0
                                    

Aktualnie...

- Zwariowałeś?! - słyszę donośny krzyk Sergio, dochodzący z głośnika samochodowego, do którego podłączyłem swój telefon. - Do cholery masz się zatrzymać i na nas poczekać! - wścieka się. Przez telefon oprócz jego poddenerwowanego głosu i ciężkiego oddechu, słyszę jeszcze jakiś szelest. Jak znam Sergio, jest właśnie w trakcie pakowania najpotrzebniejszych rzeczy.

Zdaję sobie sprawę, że nie mam przy sobie żadnej broni na wszelki wypadek do obrony. Wszystko, co potrzebne, znajduje się w hotelu. Gdyby pracownicy wiedzieli, co ich klienci przetrzymują w swoich pokojach, zapewne zleciliby natychmiastowe pełne kontrole, jak ma to miejsce na lotniskach.

- Jestem już w drodze. Będę na miejscu szybciej niż wy. Nie będę czekał, nie wiadomo ile czasu, wiedząc, że ten psychol może właśnie sprawiać Gabi krzywdę.

Ta myśl chyba przeraża mnie najbardziej. Minęło już kilka dni od jej porwania, a my aż do tej pory kompletnie nic nie wiedzieliśmy, ciągle tylko kręciliśmy się w kółko. Aż do teraz starałem się nie dopuszczać do siebie myśli, że ten sukinsyn może ją torturować, a jeśli nie on to... ta przeklęta Natasha, ale teraz ta myśl mnie nie przestawała dręczyć. Obawiam się stanu, w jakim zastanę swoją ukochaną. Jeśli w dalszym ciągu odurzają ją jakimś świństwem... aż strach pomyśleć, jak poważne skutki zostaną wyrządzone w jej organizmie. Mam nadzieję, że to żaden z tych najgorszych narkotyków.

Zaciskam mocniej dłonie na kierownicy, gdy widok odurzonej narkotykami Gabi, leżącej pośród własnych odchodów, ze wbitą w żyłę brudną igłą, staje mi przed oczami. Przez moje ciało przechodzi dreszcz, które następnie oblewa zimny pot. Tego już dla mnie za wiele. Wciskam jeszcze mocniej gaz i zaczynam wyprzedzać kolumny samochodów, jadące z prędkością, która uznawana jest za dopuszczalną w świetle przepisów ruchu drogowego.

- Kurwa, Deiver! Weź mnie nawet nie wkurwiaj! Masz na nas, do kurwy, poczekać! - jestem przerażony ilością przekleństw, jakie wypowiada ten człowiek. - Weź może ty spróbuj przemówić mu do tego pustego łba. - zwraca się do kogoś.

- Sergio, ja chcę... - nie jest dane mi dokończyć.

- Deiver, chociaż raz w życiu zrób to, co ci się każe! - znikąd pojawia się głos Dantego.

- Jedziemy! - słyszę w tle przebijający się głos Sergio, a następnie trzask drzwi.

- Zrobię tylko małe rozeznanie. Zobaczę, czy oni w ogóle tam są. Być może to kolejny błędny trop. Nie ma sensu, żebyście niepotrzebnie jechali. Ktoś powinien zostać na miejscu na wypadek, gdyby policja na coś wpadła.

- Dobrze, że to powiedziałeś. Policja! Sam postanowiłeś z nimi współpracować. Niech oni się tym zajmą. Nie baw się w Jamesa Bonda, bo nim nie jesteś!

- Wolę być jak Sylvester Stallone. - odpowiadam i słyszę głośny wybuch śmiechu.

- A ty, z czego się cieszysz?! - burzy się Dante.

- To akurat było zabawne. - odpowiada mu wyraźnie rozbawiony Ivo.

- Zamiast się śmiać, lepiej wymyśl, jak temu durniowi wybić ten samobójczy pomysł z głowy!

- Sądzisz, że zginę? Tak słabo mnie oceniasz, bracie? - drażnię się z nim.

- Kurwa, Deiver, nie wkurwiaj mnie! I nie próbuj jak zwykle obrócić sprawy tak, by wyszło na twoje!

- Przyjemnie się gada, ale muszę już kończyć. Zadzwonię, gdy się czegoś dowiem! - przekrzykuję rzucającego we mnie licznymi obelgami Dantego, do którego dołączył również Sergio i kończę połączenie. Nie mija pięć sekund, a telefon znów zaczyna dzwonić. - Nie no chłopaki, tak się nie da prowadzić w spokoju auta. - wyłączam telefon i w pełni skupiam się na jeździe.

PORZUCIŁEM SERCE W KOLUMBIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz