Aktualnie...
- Wow! Faktycznie jest tragedia! - słyszę głos swojego szefa ochrony.
- Nie wyglądał tak nawet po rozstaniu. - odpowiada mu Dante.
- Pragnę was poinformować, że wszystko słyszę. - odzywam się zaspanym głosem.
- I dobrze, bo masz słyszeć! - przyjaciel unosi głos.
- Nie krzycz tak! - krzywię się, gdy jego donośny głos zadaje mi ból. - Głowa mi pęka. - przecieram zaspane oczy, jednak żałuję tego, jak tylko wszystko zaczyna mnie boleć i szczypać.
Co jest? No tak! Przypominam sobie wydarzenia zeszłej nocy. Nawet nie chcę wiedzieć, jak wyglądam. Z pewnością musi być źle, skoro nawet te dwa durnie się przeraziły. Mimo wszystko postanawiam zaryzykować. Otwieram jedno oko, bo drugiego nie jestem w stanie otworzyć przez opuchliznę i zamglonym wzrokiem rozglądam się dookoła. Dopiero po kilku sekundach wzrok mi się wyostrza, a ja spostrzegam, że nie jestem u siebie. No tak! Przecież przyjechałem do Dantego. Nie chciałem, by widzieli mnie w takim stanie. Zaraz! Nie! Wróć! Ja nie przyjechałem tutaj sam! Na samą myśl, że zgodziłem, by ten śmieć mnie przywiózł, mam ochotę zwymiotować. Z trudem przełykam poranny posmak i się podnoszę.
- Aj... - krzywię się, gdy każdy fragment mojego ciała przypomina mi o wczorajszych wydarzeniach.
- Dobrze ci tak! - słyszę wściekły głos Dantego. - Po co się szlajasz po nocy! - mija mnie i siada obok. - Gdzie byłeś, że cię tak urządzili?
- Dlaczego od razu zakładasz, że gdzieś byłem? - przekrzywiam głowę raz w lewo, a raz w prawo, by rozluźnić powstałe w szyi napięcie i ból, jakiego dorobiłem się przez spanie na tej niewygodnej kanapie. Słyszę, jak coś strzyka mi w kręgosłupie, a nieprzyjemny ucisk ustępuje.
- W szpitalu się raczej tego nie dorobiłeś.
- Byłem u Jose. - odpowiadam.
- Co?! - Dante z Sergio wykrzykują w tym samym momencie.
- Ciszej! - krzywię się i zatykam rękoma uszy.
Cholerny kac i cholerna wrażliwość na dźwięki.
- Gadaj, co u niego robiłeś?! - Dante szarpie mnie za rękę, nakazując mówić wszystko jak na spowiedzi.
Rozglądam się dookoła. Wszędzie panuje straszny bałagan. Koc leży pomięty na podłodze, na stole leży przewrócona butelka, z której na szklany blat rozlała się końcówka alkoholu. Zapewne byłem w tak tragicznym stanie, że miałem nawet problemy z odstawieniem butelki na stolik. Spoglądam na niewygodną poduszkę, na której spałem. Jest w opłakanym stanie. Są na niej ślady brudu i zaschniętej krwi. Kurwa! Dante pozwolił mi u siebie przenocować, a ja tak mu się odpłacam. Niezłe pobojowisko mu zrobiłem.
- Zaczniesz w końcu mówić?! - Dante coraz bardziej się niecierpliwi.
- Opowiem wam wszystko, tylko najpierw wezmę prysznic. Pożycz mi Dante jakieś swoje rzeczy...
- Przywiozłem ci wszystko, co potrzebne z rezydencji. - odzywa się Sergio. - Leżą w torbie! - spoglądam na sportową torbę leżącą na fotelu, którą wskazuje mi ręka szefa ochrony.
- Dzięki. - zaciskam z całych sił szczękę i wstaję z kanapy.
Mam wrażenie, że każdy ruch rozrywa mi wnętrzności.
- Powinieneś dać się zbadać jakiemuś lekarzowi. - wtrąca blondyn, patrząc, jak kuśtykam po torbę.
- Kilka tabletek przeciwbólowych załatwi sprawę. - słyszę tylko, jak wzdycha, po czym ruszam do łazienki znajdującej się na dole. Do tych na górze nie dam rady się dostać. Zbyt wiele wysiłku będzie mnie to kosztować.
CZYTASZ
PORZUCIŁEM SERCE W KOLUMBII
ChickLitStworzone przez niego kłamstwa od początku miały chronić ją i jego bliskich. Taki był plan. Nie spodziewał się tylko, że jego idealny plan posypie się jak domek z kart... Deiver po raz kolejny stara się zapanować nad swoim życiem, które nieustannie...