Aktualnie...
Z samego rana ubieram się i wyraźnie podekscytowany schodzę po schodach, kierując swoje kroki do kuchni, z której dochodzą mnie różne głosy. Męskie mieszają się z damskimi, a ich właścicielom z pewnością dopisują dobre humory. Rozpoznaję donośny głos Dantego, który pojawia się najczęściej i towarzyszący temu śmiech Sergio, a także rozbawioną czymś Aitanę i nawet cichszy od pozostałych śmiech... Gabi.
- ... i na to weszła nauczycielka. Jak zobaczyła, co zrobiliśmy, zrobiła się cała czerwona na twarzy, po czym wpadła w taką furię. Od razu wezwała na rozmowę do szkoły naszych rodziców. Po wszystkim przez ponad miesiąc nie mogliśmy z Deiverem zbliżać się do siebie na odległość dwóch metrów, nawet w szkole. Mieliśmy całkowity zakaz, a nauczycielka bardzo tego pilnowała. - rozległy się głośne śmiechy.
Jak tylko wchodzę do kuchni, mój wzrok spoczywa na śmiejącym się Sergio, który trzyma się za brzuch i ociera załzawione oczy. Niedaleko niego o lodówkę opiera się Aitana i również rży ze śmiechu, zwijając się przy tym w pół. Kątem oka zauważam stojącego po drugiej stronie kuchni Dantego, jednak to nie przyjaciel skupia na sobie moją uwagę, a drobna postać siedząca przy nim na wózku inwalidzkim. Na jej twarzy widnieje szeroki uśmiech. Wygląda na zadowoloną i rozluźnioną oraz dobrze czującą się w tym gronie. Dawno jej takiej nie widziałem. Dosłownie szczęście z niej tryska. Mam wrażenie, że wokół niej rozpościera się aura spokoju i zachwytu, którą zaraża innych. Zupełnie jakby na nowo czerpała przyjemność z życia, jakby była panem własnego losu. W tym oto momencie przypomina mi dawną Gabi. Moją sarenkę. Tak samo wrażliwą, niewinną i kochającą wszystko i wszystkich. Nie mogę oderwać od niej oczu. Cudownie jest ją widzieć znów taką pełną energii, którą mam wrażenie, że zaraża wszystkich wokół, w tym również i mnie. Ta dobra energia, którą jest przesiąknięta, czuję, jak skacze po mojej skórze i delikatnie łaskocze mnie, sprawiając, że na moich ustach również pojawia się uśmiech. Ewidentny dowód na to, że śmiech potrafi być zaraźliwy.
- Widzę, że dobry humor dopisuje. - podsumowuję zastany stan, gdy śmiechy milkną, a oczy wszystkich spoczywają na mnie. Mam nadzieję, że to nie moja obecność przerwała ich dobrą zabawę. Nie chciałbym być głównym powodem, przez który dobry nastrój się ulatnia.
- Opowiadałem im, jak w szóstej klasie w pracowni chemicznej pod nieobecność pani Colley zrobiliśmy eksperyment, który skończył się wybuchem i cała pracownia była po brzegi uwalona klejącą się mazią. - Dante wyznaje z rozbawieniem.
Parskam śmiechem na jego słowa, przypominając sobie ten jakże zabawny moment z przeszłości. Oj tak, byłem okropnym dzieciakiem. Nic dziwnego, że nauczyciele mnie nie znosili. Właściwie to mnie i Dantego. Zawsze wpadaliśmy na głupie pomysły, które wymykały się spod kontroli, kończąc się wezwaniem rodziców do szkoły. Och! To były czasy! Wzdycham na jedno ze szkolnych wspomnień. Dzieciństwo było wówczas takie beztroskie. Wtedy myślałem, że problemy nie istnieją, a nawet jeśli istniały, to miały one nazwę „rodzice" i „miesięczny szlaban".
Rodzice... Ile bym dał, by znów ich zobaczyć, by znów z nimi porozmawiać, przytulić się, wygłupiać z nimi... Ile bym dał, by znieść znów ochrzan, kończący się za każdym razem tymi samymi słowami: Masz szlaban! Do odwołania! Teraz wiem, że to były wspaniałe czasy. Szkoda tylko, że doceniamy to wszystko, dopiero gdy to stracimy.
- No ładnie, ładnie Deiver! - głos Aitany wyrywa mnie z zamyślenia. - Tyle lat się już znamy, a ja aż do teraz byłam święcie przekonana, że byłeś grzecznym dzieckiem...
- Deiver i grzeczne dziecko? - do moich uszu dociera parsknięcie. - Ha! Dobre! - drwi ze mnie przyjaciel. Słowa Aitany wyraźnie go rozbawiły.
CZYTASZ
PORZUCIŁEM SERCE W KOLUMBII
ChickLitStworzone przez niego kłamstwa od początku miały chronić ją i jego bliskich. Taki był plan. Nie spodziewał się tylko, że jego idealny plan posypie się jak domek z kart... Deiver po raz kolejny stara się zapanować nad swoim życiem, które nieustannie...