Rozdział 6

300 10 0
                                    

8 lat temu...

- Stresuję się. - słyszę jej poddenerwowany głos, gdy parkuję samochód na parkingu.

- Wszystko będzie dobrze. - ściskam jej dłoń, którą odruchowo zaciska na mojej ręce.

- Nigdy wcześniej nie byłam w sądzie i nie...

Widzę, jak się zapowietrza z ogarniającego ją coraz bardziej przerażenia.

- Nic ci tam nie grozi. - przykładam dłoń do jej policzka. - Musisz tylko odpowiadać na zadawane ci pytania, szczerze odpowiadać. - uzmysławiam ją, że kłamanie przed sądem to nie najlepszy pomysł. Wiem, że Gabi nie jest do tego zdolna i nie okłamałaby sądu, by uniewinnić Natashę, jednak i tak wolę to powiedzieć na głos, chociażby dla świętego spokoju.

- Podziwiam cię, Deiverze, że jesteś aż tak spokojny. - spogląda mi w oczy.

- Jestem spokojny, bo wiem, że działam w słusznej sprawie. I ty też działasz w słusznej sprawie.

Gdy na jej ustach dostrzegam delikatny uśmiech, pochylam się i całuję ją w usta. Od razu odwzajemnia pocałunek.

- Idziemy? - pytam, jak tylko odrywam się od jej słodkich warg.

- Tak. - niechętnie przytakuje, po czym odpina pas i wysiada z auta.

Ściskam jej dłoń, gdy staję obok niej i razem ruszamy w kierunku czarno-białego budynku w kształcie koła. Wchodzimy po schodach, a cichy odgłos szpilek na stopach Gabi przecina ciszę pomiędzy nami.

Wchodzimy do budynku i pokonujemy schody, by dostać się na pierwsze piętro, gdzie znajduje się nasza sala, w której dzisiaj paść ma ostateczny werdykt w sprawie Natashy. Mam nadzieję, że zostanie skazana. Zasługuje na to, by ponieść karę za to, co robiła.

- Dzień dobry, mecenasie. - witam się ze starszym, znajomym mężczyzną, który od lat jest moim adwokatem, a który niejednokrotnie już pomagał mi w sprawach sądowych, w które wplątana była moja firma.

Kiedy prowadzi się własny biznes, posiadanie prawnika na wyłączność jest rzeczą normalną i cenną. Jeśli posiada się dobrze prosperującą firmę, która zatrudnia tysiące pracowników, sprawy sądowe są praktycznie czymś normalnym i codziennym. Czasami mam wrażenie, że salę rozpraw znam jak własną kieszeń. Może, zamiast inżynierki z budownictwa powinienem pójść na studia prawnicze? To w sumie nie byłby taki głupi pomysł.

- Dzień dobry, Deiverze! - wita się ze mną Kolumbijczyk uściśnięciem ręki, a następnie wita się z Gabi. - Dzień dobry, panno Monterez.

- Jak mecenas sądzi? Uda nam się wygrać tę sprawę? - pyta drżącym głosem.

- Mamy mocne argumenty. Wygraną mamy wręcz w kieszeni. - odpowiada spokojnie, poprawiając jednocześnie swoją togę.

- Widzisz? Mówiłem, że nie masz się czym przejmować. - wtrącam się.

Dźwięk otwieranych drzwi przyciąga uwagę naszej trójki. W drzwiach pojawia się elegancko ubrana kobieta.

- Sprawa przeciwko pani Natashy Server. - mówi.

- Do dzieła! - adwokat zaciska dłonie w pięści, po czym łapie za swoją aktówkę i rusza w kierunku sali rozpraw.

Przepuszczam przodem Gabi idącą na giętkich nogach. Błagam w myślach o to, by przypadkiem nie zemdlała z nadmiaru emocji. Ma dzisiaj zeznawać. Jest ważnym świadkiem w tej sprawie i sporo będzie zależeć od tego, co dzisiaj powie. Musi być w formie i musi jak najszybciej wziąć się w garść, jeśli chcemy wygrać tę sprawę.

PORZUCIŁEM SERCE W KOLUMBIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz