Rozdział 24

296 8 0
                                    

Aktualnie...

- To chyba tu. - oświadczam.

- Chyba się pomyliłeś. - marszczy czoło, gdy okulary przeciwsłoneczne przesuwa z nosa na czubek głowy. - Wygląda na niezamieszkany. - wysiada z auta.

Zerkam raz jeszcze w nawigację, by mieć stuprocentową pewność. Na panelu dotykowym widnieje jasno i wyraźnie, że dotarliśmy do miejsca docelowego. To musi być tutaj. To ten adres.

Gaszę silnik i również opuszczam klimatyzowane wnętrze pojazdu.

- Gabi, nawigacja pokazuje dobrze. To ten dom. - upieram się przy swoim, przenosząc wzrok ze starego parterowego, niewielkiego domku, którego teren wokół pokrywają chaszcze. Posesja jak i dom wyglądają faktycznie na zaniedbane i opuszczone.

- Co teraz? - wbija we mnie wzrok. - Co my teraz zrobimy, Deiverze? - jest wyraźnie przerażona i bliska zawału.

- Spokojnie. - ściskam ją za rękę. Widząc, że sytuacja się zaognia, a sama Gabi traci panowanie nad sobą, popadając w coraz większą rozpacz, postanawiam wziąć sprawy we własne ręce. - Rozejrzyjmy się najpierw. - ciągnę ją za sobą w kierunku domku jednorodzinnego.

Popycham skrzydło zardzewiałej, metalowej furtki. Zawiasy wydają z siebie charakterystyczny dźwięk. Przydałoby się je nasmarować. Stwierdzam, słysząc, jak skrzypią.

Boki kostki brukowej, która prowadzi wprost pod same drzwi domu, zaczynają porastać trawą oraz chaszczami. Z pewnością nikt dawno już tutaj nie mieszkał. Podjazd, jak i ogród nie mogły tak zarosnąć w jeden dzień. Upewniam się, obchodząc dom dookoła z każdej ze stron. Nikogo od dawna tu nie było widać. Nie mówię jednak nic, tylko przykładam dłoń do zakurzonych szyb i staram się dojrzeć przez te brudne okna, co jest wewnątrz domu. Nie chcę niepotrzebnie złościć Gabi, która i tak jest wystarczająco już poddenerwowana zaistniałą sytuacją. Ja również nie należę do spokojnych, przeczuwając najgorsze, ale staram się zachować mimo wszystko jasny umysł.

- Deiver, to bez sensu! - podenerwowany głos ukochanej dociera do moich uszu. - Nikogo tutaj nie ma. To oczywiste, że naszej córki tu nie znajdziemy. Musieli się stąd wyprowadzić już jakiś czas temu.

Odsuwam się od szyby i strzepuję kurz z boków dłoni. Gdy spoglądam na kobietę, pierwsze co rzuca mi się w oczy to jej oczy, w których pojawia się niemoc. Jej oczy błyszczą się w słońcu, jednak powodem tego są łzy, które z mocą naciskają na nią, a które za wszelką cenę stara się odgonić. Jej broda delikatnie drga, a niemoc zdobi rysy jej przygnębionej twarzy.

Serce me krwawi na ten widok. Naprawdę sądziłem, że uda nam się, że zastaniemy Magdalenę całą i zdrową na miejscu. Przez całą drogę próbowaliśmy wspólnie ustalić, jak to pierwsze spotkanie może wyglądać, próbowaliśmy przygotować się psychicznie na różne ewentualne scenariusze, ale żaden z nich nie dotyczył tego, że po dotarciu na miejsce, nie zastaniemy nikogo ani niczego więcej poza opuszczonym domem i chaszczami. Najwidoczniej nawet teraz, w takiej sytuacji, los stara się z nas zadrwić i rzuca nam kłody pod nogi. Nawet teraz po tym wszystkim, co przeszliśmy, nie możemy mieć z górki. Nawet poszukiwania córki nie mogą należeć do łatwych. Zawsze coś musi być nie tak. Zawsze coś musi się dziać niedobrego. Zawsze muszą się na naszej drodze pojawiać jakieś przeszkody.

- Spokojnie. To jeszcze nic pewnego. - nie wiem, kogo chcę bardziej okłamać, skoro sam w to nie wierzę. - Popytajmy najpierw sąsiadów... - zerkam na okoliczne domy. Nie ma ich tutaj zbyt wiele, raptem cztery domy po jednej stronie ulicy i pięć po drugiej, co daje razem dziewięć, a więc pójdzie nam sprawnie i szybko. - Może nam coś powiedzą.

Gabi na szczęście się zgadza. Opuszczamy zapuszczoną posesję i kierujemy się do pierwszego domu.

Ulica, na której znajduje się budynek, w którym rzekomo miała mieszkać Magdalena, nie należy do obleganych. To raczej spokojna okolica. Z pewnością każdy każdego tutaj zna.

PORZUCIŁEM SERCE W KOLUMBIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz