Rozdział 8

365 13 0
                                    

Aktualnie...

- Mogliby już w końcu wyjść! - nerwowo krążę po korytarzu w tę i z powrotem, błagając w myślach, by te przeklęte drzwi w końcu się otwarły.

Jakieś dwadzieścia minut temu zostałem niemal siłą wypchnięty z sali na szpitalny korytarz przez lekarza i jego kumpla neurologa, którzy z wielkim przejęciem wtargnęli mi do sali, w której leży Gabi. Stanowczo kazali mi opuścić pomieszczenie, nie zważając na mój sprzeciw. Ostatecznie zgodziłem się wyjść. Musiałem to zrobić. Ważniejsze było dla mnie dobro Gabi. Nie chciałem tracić czasu na bezwartościowe sprzeczki z nimi, gdy ona leżała na łóżku przytomna, czekając na pomoc lekarzy. Musiałem ustąpić. Muszą jednak wiedzieć, że ja nie zamierzam dzisiejszej nocy opuszczać szpitala. Będą musieli mnie stąd siłą wyrzucić. Na pewno nie wyjdę ze szpitala o własnych nogach. Zostanę tutaj, przy Gabi, dla niej. Teraz gdy odzyskała świadomość, chcę być przy niej. Chcę, by czuła się bezpiecznie i spokojnie, chcę, by wiedziała, że przy jej boku czuwa ktoś z bliskich jej osób, z osób, które są jej znane. Nie chcę, by czuła się samotnie. Nie chcę, by otwarła oczy i zobaczyła, że przy jej łóżku nikogo nie ma.

Unoszę wzrok, gdy drzwi się otwierają i z sali wychodzą wspomniani lekarze. Mają poważne miny. Zbyt poważne, bym rzekł. Nie podoba mi się to. Od razu do nich podchodzę.

- Chcę do niej wejść! - oznajmiam z uporem.

- Pacjentka teraz śpi...

- Nigdzie się stąd nie ruszę. - nie dam się przegonić.

Zamiast odpowiedzi słyszę tylko głośne westchnięcie. Lekarz prowadzący przenosi wzrok ze mnie na swojego kolegę, jakby liczył, że ten go wesprze w walce.

- Doktorze, co z Gabi? - słyszę zmartwiony głos Lenor, dobiegający gdzieś zza moich pleców.

- Jest widoczna spora poprawa. Pacjentka reaguje na światło i dotyk. Potrafi też udzielać krótkich odpowiedzi. Ma świadomość tego, co się wokół niej dzieje. To spory krok w przód patrząc na poważny stan, w jakim była. Oczywiście bardziej szczegółowe dane dotyczące jej zdrowia otrzymamy dopiero jutro, kiedy to przeprowadzimy szereg szczegółowych badań. Dzisiaj jednak pozwolimy pacjentce odpocząć.

- Skoro Gabi się wybudziła ze śpiączki, to oznacza, że jej życiu nic więcej już nie zagraża? - kolejne pytanie zadaje Dante.

- Myślę, że najgorsze mamy już za sobą. - czuję, że po tych słowach wszyscy oddychamy z ulgą. Dostrzegam radość na twarzach bliskich. Cudownie jest pozbyć się tego uciążliwego kamienia napierającego na nasze serca.

- Chciałbym do niej wejść, proszę. - podejmuję kolejną próbę. Jestem gotów nawet paść przed nimi na kolana i ich błagać o pozwolenie.

- Wpuść go! Obaj doskonale wiemy, że nam nie odpuści! - neurolog zwraca się do swojego kolegi.

Kolejne głośne westchnięcie lekarza znów dociera do moich uszu.

- Niech stracę. - przewraca oczami. - Tylko proszę jej nie męczyć. Pacjentka ma spać.

- Oczywiście. - zgadzam się na wszystko, co powiedział lekarz.

- Pacjentka w dalszym ciągu ma problemy z mową. Kosztuje ją to sporo energii. Może potrwać nawet kilka dni, nim zacznie się normalnie z nami komunikować.

- Rozumiem. Nie będę nalegać na żadną rozmowę. - obiecuję.

- W porządku. Może pan zostać tak długo, jak będzie pan chciał. - lekarze mijają mnie i ruszają przed siebie.

- Dziękuję. - rzucam.

- A i jeszcze jedno! - lekarz nagle się zatrzymuje, jakby mu się przypomniało, że zapomniał przekazać mi jakąś ważną informację. - Tylko pan może czuwać przy pacjentce, reszta... - wskazuje ręką na moich bliskich. - wraca do domu. Jeśli się dowiem, że...

PORZUCIŁEM SERCE W KOLUMBIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz