Biegłam przez las co chwila potykając się o wystające z gleby korzenie drzew, każda sekunda była istotna. Nigdy tak bardzo czas nie miał dla mnie znaczenia... Słyszałam jego kroki tuż za mną, ale odwrócenie się było by moją klęską. Jedyne co mogłam teraz zrobić to uciekać i mieć nadzieje że zdołam mu uciec. Byłam coraz bliżej bezpiecznego miejsca, w którym będę mogła odpocząć. Jednak im bliżej go zdawałam się znajdować tym mój przeciwnik był bliżej mnie, w pewnej chwili mogłam poczuć jego oddech na karku. Przyspieszyłam próbując się uratować, ale zostałam przewrócona na ziemie i razem sturlaliśmy się w dół górki. Próbowałam wstać, ale mój przeciwnik ograniczył moje ruchy przygniatając moje ręce oraz nogi do ziemi. Nie miałam szans na wygraną, pozostało mi tylko pogodzić się ze swoim losem.
- Nie żyjesz!
- Tym razem to nie moja wina, byłeś znacznie szybszy niż zwykle! Oszukiwałeś? Przyznaj używałeś skrótów! - Powiedziałam zwalając z moich pleców chłopaka po tym jak rozluźnił swój uścisk.
- Podczas prawdziwej ucieczki przeciwnik może używać skrótów, po prostu szkolę cię na każdą ewentualność.
- Mhm, po co tak właściwie ćwiczymy ucieczkę? Nie miałam ich przypadkiem zabijać? - Powiedziałam nieco zbulwersowana kolejną przegraną siadając na ziemi.
- Nasza technika jest najbardziej efektowna z zaskoczenia, więc jeśli twój przeciwnik będzie zbyt silny lepiej odłożyć walkę niż zginąć. Poza tym jesteś demonem więc możliwe że nie tylko przed nimi będziesz musiała uciekać. Chce po prostu przygotować cię lepiej niż innych... Musisz przeżyć.
- Nawet jeśli przeżyje i zostanę łowcą myślisz, że są jakieś szanse na to że mnie zaakceptują?
- Szczerze nie mam pojęcia, nigdy nie widzieli kogoś takiego jak ty. Większość łowców jest szalona, albo żywi żal do demonów. Wiele z nich straciło bliskich przez demony. Ciężko będzie im w ciebie uwierzyć, ale zrobię co w mojej mocy by cię zaakceptowali.
- A ty? Nie nienawidzisz mnie za moją rasę więc... Do której grupy należysz? - Zapytałam nie mogąc powstrzymać ciekawości, mimo iż wiedziałam jak ciężkie dla Ga może okazać się to pytanie.
- Jakby to ująć... Zawsze byłem czarną owcą w mojej rodzinie, nie miałem z nimi najlepszych relacji i szybko zerwałem łączące nas więzy. Jednak pokrętny los chciał że ta znowu mnie dopadła, a bynajmniej jej część która przeżyła. Rok po moim odejściu mój dom rodzinny został zaatakowany przez demony i przeżyła jedynie cząstka mojej rodziny. - Chłopak zamyślił się. - Mimo iż są nieznośni cieszę się że przeżyli. A co do tego jak zostałem łowcą, powiedzmy że znalazłem się w niewłaściwym miejscu, w niewłaściwym czasie. Bardzo nie właściwym czasie...
- Rozumiem, ale czemu w takim razie nie chcesz ich odwiedzić? - Zapytałam nie rozumiejąc chłopaka.
- Cieszę się z tego że żyją, ale wciąż są nieznośni. Może kiedyś nadejdzie taki moment kiedy ich odwiedzimy, albo mnie znajdą i będziesz musiała mnie bronić. Masz kolejny powód do nauki! - Podniósł głos Ga próbując mnie zmotywować. - Kontynuujmy, tym razem nie dam ci forów! - Dodał po chwili.
- To ty dawałeś mi jakieś fory?! - Zdziwiłam się, mając nadzieje że Kaikei żartuje, bo nie umiałam sobie poradzić z "forami", a co dopiero bez nich.
- Dasz sobie radę, uwierz w siebie! - Powiedział wstając i wbiegając w las, przez co nie mogłam go dostrzec. Gdy już był w lesie usłyszałam tylko - Dalej! Uciekaj!
Błyskawicznie się podniosłam i zaczęłam biec, w kierunku świątyni. Na początku skupiłam się jedynie na Ga którego mogłam wyczuć kilka metrów za mną, zawsze z początku dawał mi małe fory choć nigdy tego nie przyznał. Myślałam o tym jak o zwykłej grze, do czasu aż nie spojrzałam w górę. Zeszło nam bardzo długo na treningu, zaczęło się przejaśniać. Gdy zobaczyłam że moje życie wisi na włosku, mogłam myśleć tylko o ucieczce. Świątynia była blisko, dlatego miałam szanse na przeżycie. Mimo to wizja tak głupiej śmierci dodawała mi motywacji do biegu. Nie wiem kiedy i jak, ale znalazłam się przed świątynia. Niestety jednak spóźniłam się i promienie słońca zdarzyły musnąć moja skórę, odruchowo zasłoniłam twarz dłońmi. Ogarnął mnie strach przed śmiercią, co było nieco zabawne biorąc pod uwagę że niedawno jej pragnęłam. Czułam przez chwile palące uczucie na skórze, ale nagle ono ustało i znów poczułam ulgę. Moją pierwszą myślą było to że umarłam, ale gdy otworzyłam oczy zamiast ogni piekielnych, czy też bramy niebios zobaczyłam czarną tkaninę zasłaniającą mnie. Trzymał ją rzecz jasna Ga, który jak najbardziej starał się mnie nią osłonić, bynajmniej do czasu, aż wpadł na znacznie lepszy pomysł . Dosłownie w jego spojrzeniu można było dostrzec tą małą żarówkę świadczącą o genialnym (bynajmniej jego zdaniem) pomyśle. Chłopak nagle odwrócił się i dosłownie owinął mnie materiałem jak burrito, po czym przerzucił jak worek ziemniaków przez ramię i zaniósł do świątyni. Mój poziom zażenowania był już tak wysoki, że myślałam przez dłuższą chwile czy nie lepiej wyskoczyć z tego worka i spalić się na słońcu. Po namyśle odrzuciłam jednak ten kuszący pomysł. Nareszcie chłopak mnie postawił na czymś w rodzaju ławy, przez pierwsze kilka minut nic nie mówiłam próbując połączyć kropki i wymyślić jak powinnam zareagować. Ga widząc jednak że patrzę się z nieco przerażającym wzrokiem w przestrzeń przede mną zdecydował się dla dobra swojego jak i mojego przeprosić za ten jakże barbarzyński sposób noszenia mnie.
- Co? Za co przepraszasz? coś się stało? - Powiedziałam stosując technikę wyparcia.
- Sam nie wiem, nie pamiętam za co miałbym. - Mężczyzna również zgrywał głupiego , jednak nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
- Gaaaaa!
- Dobra dobra! Wybacz!
- Nie możesz nosić mnie jak worek ziemniaków za każdym razem gdy przypadkiem wyjdzie słońce... - Powiedziałam bardziej do siebie niż do chłopaka.
- Racja... Może poproszę Tamayo o wykonanie jakiegoś stroju odpornego na promienie słoneczne? Raczej nie będzie pięknie wyglądał, ale chociaż pomoże w naszych treningach.
- Myślisz że Pani Tamayo jest w stanie zrobić coś takiego?
- Czasem zastanawiam się czy ona nie potrafi czegoś zrobić. Jestem prawie pewien że sobie poradzi, ale nie sądzę żeby ten strój wtapiał się w tłum. Niestety nadal nie będziesz mogła wychodzić za dnia do miasta...
- To zawsze coś, jakoś przeżyje bez dziennych spacerów. Dotychczas dawałam sobie jakoś radę.
Od kiedy zaczęliśmy nasz trening minął niecały tydzień, a ja już dostałam do ręki miecz Ga. Bycie nieśmiertelnym miało swoje plusy, mogłam trenować znacznie intensywniej od ludzkich łowców. Kolejnym plusem było to, że praktycznie żaden demon nie stanowił dla mnie większego zagrożenia, dlatego mogłam zamiast na bambusach ćwiczyć na prawdziwych szyjach demonów. Nie sądzę, aby wielu łowców miało okazje zabić jakiegokolwiek demona do czasu selekcji . Te cechy były dla mnie wielkim plusem. Dzięki nim mój trening postępował dwa razy szybciej niż u innych, mimo tego że Ga mówił że świetnie sobie radze przez cały czas naszego treningu nie mogłam pozbyć się wrażenia że moje postępy i umiejętności wynikały tylko z demonicznych cech. Boje się że gdyby nie te moce byłabym strasznie słaba, a może nawet zupełnie bezbronna przeciwko silnemu demonowi...
Wróciłam do świata żywych z piekła zwanego liceum... Przyniosłam ze sobą nową okładkę. (Napiszcie proszę czy się załadowała)
(Jeśli ten rozdział ci się spodobał, zachęcam do zostawienia głosu.)
CZYTASZ
Obietnica - Demon Slayer
FanfictionTej jednej nocy jej życie uległo wielkiej zmianie. Stała się potężna, ale wraz z siłą i szybkością przyszedł niewyobrażalny głód. Głód którego nie było w stanie zaspokoić żadne ludzkie pożywienie, a jedynie ludzka krew i mięso. Dziewczyna jednak ni...