1

1.3K 90 28
                                    

Płomień jasno płonął przez całą noc i choć niszczył wszystko czego dotknął była w tym pewna gracja, całą noc spoglądałam na płomień świecy nie umiejąc zasnąć. Gdy ból ustał przebrałam kimono ubrudzone krwią na szlafrok dany mi przez chłopaka, kimono zamknęłam szczelnie w szufladzie szafki nocnej by mnie nie kusiło, a właściwie by nie kusiła mnie krew którą jego materiał był nasiąknięty. Nie wiem ile godzin minęło, ale wyjrzało już słońce. Podwinęłam  powoli zasłonę, ale gdy tylko promienie słoneczne mnie musnęły poczułam palący ból w miejscu ich padania. Szybko zakrywam tamto miejsce szlafrokiem i z powrotem zasłoniłam okno. Usiadłam na łóżku i doszłam do pewnego wniosku. Byłam głodna. Stanęłam na równe nogi i skierowałem się w kierunku drzwi, jednak było to ciężkie przez nadal nie zagojone rany. Wyszłam z pokoju i zaczęłam bez namysłu szukać czegoś do jedzenia w budynku, znalazłam coś na kształt kuchni. Zaczęłam przeszukiwać szafki w poszukiwaniu czegokolwiek co zaspokoiło by ten palący głód, nic jednak nie pomagało. Czegokolwiek nie wzięła bym no ust od razu wypluwałam, nie byłam w stanie tego przełknąć. Nagle poczułam pewien aromat w pokoju obok, był mi doskonale znany. Wiedziałam że to zapach krwi. Mimo wszystko jednak moje ciało ruszyło bez namysłu w tamtym kierunku, weszłam do pokoju z którego dobiegał zapach. Pokój był bardzo mały, jedynym co się w nim znajdowało był stół na którym stała mała buteleczka z krwią a obok niej kartka wyrwana niechlujne z notesu. Podniosłam skrawek papieru i przeczytałam treść wiadomości napisanej na nim piórem.

Nie dotykaj buteleczki póki nie wrócę.

Upuściłam karteczkę na dębową podłogę, podeszłam mimowolnie do stolika i wyciągnęłam rękę w kierunku buteleczki. Nie chciałam jej dotknąć, jednak moje ciało pragnęło pożywienia. W ostatniej chwili zawahałam się i oddalając rękę odwróciłam się w przeciwnym kierunku. Znowu przygryzam ten sam palec tym razem opatrzony bandażem. Walczyłam z sama sobą. Moje ciało pragnęło pożywienia, jednak umysł wiedział że nie mogę tego zrobić. Nie wiem ile czasu minęło, godziny, dni, tygodnie, ale dla mnie trwało to wieki. Nagle usłyszałam pęknięcie, spoglądając w dół ujrzałam mój odgryziony palec w ustach. Odgryzłam go? Przerażona wyplułam odgryziony fragment ciała i odsunęłam się dwa kroki w tył prawie przewalając przy tym stolik, na szczęście buteleczka nadal pozostała w całości. Wreszcie zebrałam w sobie siłę i podniosłam palec, chciałam włożyć go do wody, ale nie umiałam opuścić tego pokoju. Krew mnie przyciągała...

Już zaczynałam się uginać pod wpływem głodu, trzymałam butelkę w dłoni... Już chciałam wlać jej zawartość do ust... W ostatniej chwili odstawiłam ją na stół i znów zamknęłam. Następnie padłam na ziemię i zagryzałam kciuka prawej ręki, chciałam by ktoś zakończył to cierpienie i mnie zabił. Z pozoru łatwe zadanie, nie ruszać naczynia było dla mnie gorsze od śmierci. Czułam się jakby ktoś przypalał mnie rozgrzanym żelazem, a rany posypał solą. W każdej chwili mogłam to zakończyć, ale wiedziałam że jeśli to zrobię to będzie znaczyć że przepadłam i sama nie kontroluje swoich czynów.

Nareszcie przyszedł ten mężczyzna, spodziewał się po prostu wypitej buteleczki. Zastał krew, odgryzione palce i dziewczynę która traciła powoli rozum w kącie pokoju. Mężczyzna gestem pokazał bym się częstowała. Tak uczyniłam, podbiegłam do naczynia i wlałam jego zawartość do ust, słodka ciecz musnęła moje podniebienie. Chciałam więcej. Więcej! Moje ciało bez mojego udziału rzuciło się na gospodarza. Mężczyzna jednak nic sobie nie robił z próby zabicia go, uśmiechnął się rozbawiony i unieszkodliwił mnie jednym uderzeniem w kark.
                                
                                 ***

Ocknęłam się w tym samym pokoju do którego zaniósł mnie mężczyzna poprzedniej nocy, poczułam ten sam zapach krwi niedaleko siebie. Kiedy się odwróciłam zobaczyłam na stoliku dwie spore butelki z krwią wewnątrz. Po jakimś czasie zauważyłam mężczyznę opartego o ścianę, miał on na sobie czarne kimono. Spoglądał on na mnie z dumą, a przynajmniej to wyczytałam z jego twarzy. Po czasie wpatrywania się we mnie powiedział to jedno słowo które zmieniło wszystko:

Zdałaś

Niby tak nie wiele ale za razem tak wielkie miało to dla mnie znaczenie, doskonale rozumiałam o co chodziło chłopakowi. Zdałam jego test, chciał sprawdzić jak długo potrafię wytrzymać na głodzie. Mimowolnie delikatnie się uśmiechnęłam, było to dla mnie jedyna dobra nowiną w ostatnim czasie.

-Wypij tą krew, dzięki niej powinnaś się zregenerować.

-Dobrze...  - powiedziałam cicho.

-Niewiele demonów ma taką wolę i upór, pokazałaś że jesteś warta uwagi.

-Na-Naprawdę?

-Ale.... Dlaczego odgryzłaś sobie palec? - Zapytał wskazując na moja dłoń w bandarzu.

-Ze stresu, ciężko wytrzymać ten głód...

-Dlatego siwiejesz?

- Chwila, co? Siwieje? - Powiedziałam ukazujący wszystkie stereotypy o kobietach za razem, świetne podejście. Włosy ważniejsze od odgryzionego palca...

-Nie zauważyłaś? - Chłopak podszedł do biurka i wziął z niego lustro po czym mi je przekazał.

-Co... - Nie poznałam się na pierwszy rzut oka, moje dotychczas brązowe włosy stawały się białe. Moje zęby, zwłaszcza kły niesamowicie urosły, a oczy... Były...Przypominały oczy węża. Przez ich środek przechodziła wąska źrenice dokładnie jak u węża. Moje oczy zawsze były złote ale teraz miały wyraźniejszy kolor. - Co się ze mną stało?

- Cóż... Zostałaś demonem, nie fajny bonus nadprzyrodzonej siły to upiory wygląd. Choć w twoim przypadku raczej słodki. Zdałaś mój test więc pozwolę ci żyć, ale pod jednym warunkiem. Nigdy nie skrzywdzisz człowieka. - Powiedział akcentując ostatnie zdanie.

-Co się ze mną stanie? - Zapytałam spuszczając głowę.

- Znam pewnego demona który wiedzie nieszkodliwy i spokojny tryb życia, zapewni ci ochronę. Nic więcej nie mogę dla ciebie zrobić.

- Rozumiem... Czy mogę mieć do ciebie prośbę? - Powiedziałam złączając ze sobą dłonie.

Mężczyzna spojrzał na mnie pytająco.

-Moja rodzina została zamordowana, chciałabym ja pochować. Sama jednak boje się tam wrócić... -Powiedziałam spoglądając na chłopaka błagalnym wzrokiem. - Proszę... To moja rodzina, zasługują na godny pochówek... - Powiedziałam nie mogąc powstrzymać już dłużej łez.

- Dobrze, wyruszymy wieczorem. - Powiedział po czym skierował się w kierunku wyjścia.

-Kim tak właściwie jesteś?

-Mów mi Ga.



Jeśli ten rozdział ci się spodobał zachęcam do zostawienia głosu. <3

Obietnica - Demon SlayerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz