Veritaserum

138 8 2
                                    

Lucy leżała już w loży szpitalnym czekając na czarnowłosego, Severus przystawił krzesło tak aby było go widać w ciemnym pomieszczeniu, gdzie światło dawała jedynie mała lampka nocna i przystąpił do rozmowy.

-Zacznijmy od tego, co cię tak załamało... - zrobił krótką pałzę, przyglądając się jej zielono-brązowym oczom, które swoją intensywnascia przyciągały, a wręcz hipnotyzowały mężczyznę. - Co zobaczyłaś w zwierciadle Ain Eingarp?

-Zobaczyłam mężczyznę mojego życia, obejmuacego mnie, wraz z dzieckiem na dłoni. - mówiła szczerze uśmiechając się i patrząc w czarną nicość, przywołując tamten obraz. - To była dziewczynka...moja córeczka. - w jej oczach zabłysły łzy. - Miała piękne, długie, czarne i kręcone włoski, ogromne, błyszczące, ciemno brązowe oczka, była taka śliczna...

-Z pewnością będzie... - odparł cicho, by ślizgonka go nie usłyszała, lecz po krótkiej chwili przerwał ciszę, widząc pierwsza spływająca łzę po policzku dziewczyny. - Teraz wytłumacz mi, jak się znalazłaś w takim stanie?

-To dosyć jasne. - otarła pospiesznie mokry policzek, od razu zmieniając ton głosu. - Zostałam dźgnięta sztyletem.

-Zauważyłem. - burknął ostrzegawczo. - Dobrze wiesz, o co pytam.

-Zamach na Księżniczkę Półkrwi. - odparła dumnie. - Władczynie ciemnej strony.

-Co ty bredzisz? - zmarszczył brwi prześmiewczo. - Uderzyłaś się w głowę, w pokoju życzeń?

-Po co pytasz? Jeżeli mi nie wierzysz. - wzruszyła ramionami.

-Bo opowiadasz niewiarygodne historie.

-Jaki masz problem, podaj mi Veritaserum. - lekki ton blondynki mocno zdziwił mężczyznę.

-Nie mogę stosować Veritaserum na uczniach. - uniósł jedną brew.

-Daj mi eliksir, użyje go sama, z własnej woli. - mówiła pewnie, gdy czarnowłosy lustrował ją podejrzliwie.

-Niech będzie. - nie zastanowiajac się długo zostawił dziewczynę samą, znikając za drzwiami w mroku korytarza,wrócił po krótkiej chwili trzymając w dłoni fiolkę. - Trzy...

-Tak wiem, trzy krople. - przewróciła oczami i wlała miksturę do swojej herbaty, wypiła duszkiem i usiadła wygodnie na łóżku. - Teraz pytaj o co chcesz.

-A więc, kto ci zadał tę ranę?

-Antonin Dołochow.

-To nie możliwe... - próbował wykryć w zrokim, czy aby na pewno Veritaserum zaczęło działać. - On siedzi w Azkabanie... Dlaczego to zrobił?

-Już mówiłam, to był zamach na moje życie. - odparła na jednym oddechu. - Jako iż przejęłam stanowisko od Voldemorta, miała władze jak nikt inny.

-Co ty opowiadasz! - krzyknął zirytowany. - Dołochow odsiaduje wyrok w Azkabanie, a Czarny Pan nie żyje!

-Jeszcze jest tak jak mówisz, lecz w przyszłości Voldemort się odrodzi i uwolni swoich popleczników.

-W przyszłości. - zmrużył oczy w niedowierzaniu. -Właśnie, powiedziałaś, że masz 19 lat, a z tego co wiem jeszcze tydzień temu miałaś 18, coś przegapiłem?

-Mam moc przemieszczania się w czasie, pomiędzy wymiarami i rzeczywistościami. - mówiła niczym w trasie, mimo iż nie chciała niczego ukrywać, eliksir zmuszał ją di wypowiadania tych fraz, nie pozwalając jej mówić dobrowolnie. - Wróciłam, ponieważ moje czyny, a zarazem błędy strasznie namieszały, a teraz muszę wszystko naprawić.

-Co za błędy i co masz zamiar zrobić? - zapytał twardo.

-Naraziłam życie mężczyzny, który był dla mnie wszystkim. - mimo posąg owego wyrazu twarzy i płynnej wymowy, z pod jej powiek zaczęły płynąć łzy. - Ratując Moje życie, sam zginął. - nie zatrzymując się ani na sekundę, kontynuowała wypowiedź. - Mam zamiar uratować świat magii, nie doposzczajac do powstania drugiej wojny czarodziejów.

-Kim był ten mężczyzna? Jest ojcem dziecka?

-Był najodważniejszym czarodziejem jakiego znał świat, oczywiście, że jest ojcem dziecka, planowaliśmy założenie rodziny...lecz bez niego...

-Powiedziałaś "jest" ojcem dziecka, więc jeszcze żyje?

-Tak.

-Ma jakieś imię? - pokręcił głową widząc, iż ślizgonka próbuje ukryć dane ojca dziecka.

-Tak...

-No wysłów się! - krzyknął tracąc resztki cierpliwości. - Jak ma na imię? - wysyczał.

-Severus... Tobiasz...

-Nie, to nie możliwe...

-Snape...

-Nie... - mężczyzna wstał z krzesła, był cały zdrętwiały ze zdumienia, oczy miał szeroko otwarte, nie wiedział co ma myśleć, zaczął się powoli wycofywać.

-Poczekaj... - próbowała go zatrzymać, lecz na marne, wyszedł szybkim krokiem znikając za drzwiami, które zatrzasnął zamaszyście. - Proszę... - dziewczyna zakryła dłońmi twarz i zaczęła szlochać, znów została sama, w ciemności i pustce, z bólem w sercu, który ściskał gardło, niczym stryczek.

𝑫𝒊𝒎𝒆𝒏𝒔𝒊𝒐𝒏𝒔 𝒂𝒏𝒅 𝑻𝒊𝒎𝒆𝒔: 𝑭𝒊𝒙𝒊𝒏𝒈 𝒕𝒉𝒆 𝒘𝒐𝒓𝒍𝒅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz