Ostateczne Próby

49 8 1
                                    

Magomedycy zaczęli kurację Lucy, trwała ona ponad dwa tygodnie, lecz nie udało im się wyprzeć intruza z jej umysłu. Próbowali pojedynczo, jeden po drugim oraz kilku naraz ale również nie uzyskali skutków. Severusowi optymizm u szedł niczym powietrze z balonu, znów był przygnębiony.

-I co teraz zamierzacie? - warknął rozgniewany czarnowłosy. - Wasze wszystkie próby były daremne.

-Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy panie Snape. - mówił jeden z lekarzy, próbując uspokoić mężczyznę.

-Widocznie to nie jest wystarczająco. - był zły na lekarzy, zapewniali go, że pomogą jego żonie.

-Wybacz pan ale to jest przypadek z którym jeszcze nikt się nie spotkał, konsultowaliśmy się również z innymi szpitalami, lecz nawet oni nie mieli pojęcia jak to leczyć. - tłumaczył wysoki blondyn z miną filozofa. - Były przypadki łagodniejsze, które powodował imperius, lub te od oklumencji ale nigdy tak poważne i z nieznanych przyczyn.

-Uznaliśmy, że najlepszym wyjściem z tej trudnej dla wszystkich sytuacji... - mówił powoli starszy medyk. - Będzie pozwolenie panskiej żonie zaznać spokoju.

-Z gumochlonem się na mózgi pozamieniałeś konowale! - krzyknął oburzony. - Chcecie zabić moją żonę, tylko dlatego, że nie jesteście w stanie jej pomóc!

-Proszę się uspokoić panie Snape. - dodał niewzruszony. - Nikt nie jest wstanie jej pomóc, to najlepsze rozwiązanie.

-Wystarczy, nie mam zamiaru więcej jej tu trzymać! - warknął cały czerwony. - Wypiszcie ja natychmiast, sami sobie poradzimy.

-Nie może Pan...

-Nie pytam was o zdanie! Nie pozwolę jej zabić!

Wyszedł z gabinetu trzaskając za sobą drzwiami, miał dość tych ludzi i tego szpitala. Wparowała do pomieszczenia gdzie leżała jego żona, usiadł przy niej i ucałował ją w czoło.

-Wracamy do domu kochanie. - szepnął, po czym wziął kobietę w ramiona. - Mamo weź wszystkie rzeczy Lucy.

-Ale co się stało? - zapytała zdezorientowana.

-Chcieli ją uśpić jak psa, rozumiesz? Moją żonę, chcieli ja zabić. - w jego oczach pojawiły się łzy, matka tylko otworzyła szeroko usta i zaczęła się zbierać.

*****

Lucy już od tygodnia leżała we własnej sypialni, a Severus próbował wszystkiego, eliksiry, zaklęcia i oklumencjia. Cały czas miał nadzieję, że coś da się zrobić lepiej, iż napewno jego ukochana wróci do świata żywych. Marzył, że Lucy wstanie z łóżka uśmiechnie się do niego, pocałuje z utęsknieniem i wszystko będzie jak dawniej, lecz to tylko marzenia.

-Dalej księżniczko walcz, nie możesz mnie zostawić. - mówił łamiącym się głosem. - Legilimens!

Po niebie biegły kosciotrupy koni, a na nich siedzieły szkielety jeźdźców, ustrojone w przeżarte rdzą pancerze i kolczugi, strzępy płaszczy, pogięte i skorodowane hełmy, udekorowane bawolimi rogami, resztkami strusich i pawich pióropuszy. Spod okapów hełmów oczy upiorów świeciły sinawym blaskiem. Szumiały podarte proporce. W jednej chwili wszystko zaczęło zamarzać, chłód opanował okolicę. Lucy stała na środku polany patrząc z przerażeniem w niebo, a obok niej stała dziewczyna z szarymi prawie białymi włosami

-Twe Ziraelan, dzieci starszej krwi! Dołączcie do nas, będziemy gnać aż do końca, aż do wieczności. Dzieci czasu, córki chaosu, jesteście nasze!

Zimny niski głos zadźwięczał, roznosząc się po całej okolicy, obie dziewczyny stały jak sparaliżowane. Nagle można było dostrzec jednego z jeźdźców stojącego za zamarzniętymi postaciami. Przed oczami Lucy stały zmrożone ciała Severusa i jej dzieci. Czarna postać wyjęłam wielki miecz i cięła gładko lód, wszystkie trzy postaci rozprysły się.

-Nieee!!! - zadudnił krzyk blondynki.

𝑫𝒊𝒎𝒆𝒏𝒔𝒊𝒐𝒏𝒔 𝒂𝒏𝒅 𝑻𝒊𝒎𝒆𝒔: 𝑭𝒊𝒙𝒊𝒏𝒈 𝒕𝒉𝒆 𝒘𝒐𝒓𝒍𝒅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz