Poppy Pomfrey

118 8 1
                                    

Gdy Lucy przebudziła się całą obolała i nadal zmęczona, Severusa już przy niej nie było, kolejny raz poczuła się samotna, nie dało się opisać jak bardzo jej serce krwawi. Wstała ospale z łóżka i podeszła do gabinetu pielęgniarki, pukając usłyszała zaproszenie, po czym weszła niepewnie. Starsza kobieta siedziała przy swoim biurku skrupulatnie coś zapisując.

-O Lucy, wstałaś już. - powiedziała łagodnym tonem i wstała od biurka. - Powinnaś odpoczywać, straciłaś dużo energii.

-Ja... - zawstydziła się dziewczyna i zaczęła maltretować skrawek swojej koszuli nocnej. - Chciałam przeprosić, za to co się wydarzyło wczoraj. - starsza kobieta podeszła do ślizgonki i objęła ją ramionami, co mocno zaskoczyło dziewczynę, która w tym momencie nie miała pojęcia co zrobić, po krótkiej chwili oddała uścisk, wtulając się w kobietę, niczym dziecko w matkę.

-Nie masz za co przepraszać, zdenerwowałaś się, rozumiem. - westchnęła, kobieta obwiniła tylko siebie za zaistniałą sytuację. - Dużo ostatnio przeżyłaś, domyślam się jak ci jest ciężko.

-Może i tak ale mimo to, nic mnie nie usprawiedliwia. - spuściła głowę, wyglądała jak zbity szczeniak. - Skrzywdzilam cię.

-To nic wielkiego, mogłam być ostrożniejsza. - kobieta zgubiła się na sekundę we własnych myślach. - Może nie powinnam pytać, lecz twój organizm mocno się zmienił od ostatniej wizyty u mnie i...

-Chyba wiem o co chcesz zapytać. - blondynka uśmiechnęła się głupkowato, lecz zaraz potem spoważniała. - Ja...mam moc podruzowania w czasie i pomiędzy rzeczywistościami.

-Z tego co mogłam wywnioskować po twoich badaniach, jesteś z przyszłości, prawda? - kobieta była podekscytowana, mimo to nie dawała tego po sobie poznać.

-Tak. - odparła krótko.

-To oznacza... - kobieta otworzyła usta że zdumienia. - Że ojciec dziecka nadal żyje.

-Tak. - zmarszczyła brwi, akurat tego tematu nie chciała poruszać, to wszystko było dla niej takie trudne, najpierw ból po stracie ukochanego, teraz zmaganie się z tym iż pomimo tego, że on żyje, nie może go chociażby przytulić.

-Więc w czym problem? - zdumila się zmartwiona miną dziewczyny. - Jestem pewna, że zaakceptował by dziecko, gdybyś mi tylko powiedziała.

-Słuchaj Poppy, problemy są dwa. - westchnęła głęboko, czuła jak głos zaczyna jej drżeć z żalu. - Pierwszy jest taki, że ten mężczyzna w tych czasach mnie praktycznie nienawidzi i dam sobie rękę uciąć, iż nie uznał by dziecka. - w głowie huczało jej od natłoku myśli i wspomnień, które potrafiły tak bardzo krzywdzić. - A drugim problemem jest to, że nie mogę się tu zatrzymać na dłużej, nawet jeżeli bym chciała, zostaje tylko do za gojenia się ran, potem muszę dalej cofać się w czasie, jest zbyt dużo do stracenia, bym teraz myślała o swoich potrzebach i uczuciach.

-Rozumiem, lecz nie zmienia to faktu, iż w ciebie bardzo wierzę kochana. - starsza kobieta pogładziła ślizgonkę po jej blod lokach, zrobiła to z takim uczuciem, że przez ułamek sekundy dziewczyna poczuła spokój. - Wierzę w ciebie Lucy.

-Ale ja w siebie nie wierzę... - po chwili krótkiej ciszy, dziewczyna stwierdziła że ma dość na dziś emocji. - Dziękuję za słowa otuchy Poppy.

-Ah tak, chciałam Ci jeszcze tylko coś napomknąć.

-Słucham.

-Severus czuwał przy tobie całą noc. - blondynka oblała się bordowym rumiencem, a pielęgniarka uśmiechnęła się tylko porozumiewawczo. - Wyszedł nad ranem.

-Ja... - ślizgonka zrozumiała, iż kobieta domyśliła się tego co próbowała tak skrupulatnie ukrywać. - Dziękuję.

𝑫𝒊𝒎𝒆𝒏𝒔𝒊𝒐𝒏𝒔 𝒂𝒏𝒅 𝑻𝒊𝒎𝒆𝒔: 𝑭𝒊𝒙𝒊𝒏𝒈 𝒕𝒉𝒆 𝒘𝒐𝒓𝒍𝒅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz