Słodkich Snów Aniołku

88 9 0
                                    

Lucy zapukała do starych, drewnianych drzwi, na Spinner's End, których było tam wiele. Po odczekaciu kilku sekund usłyszała ciepły głos, wołający "Już otwieram", wejdzie otworzyło się i stanęła w nim wysoka kobieta z ciemnymi, opadającymi na ramiona włosami i dużymi brązowymi oczami.

-Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - zapytała z uśmiechem.

-Cóż, jestem nowa w okolicy... - odparła niepewnie młoda czarownica, nie miała przygotowanego rządnego planu, musiała pójść na żywioł. - I słyszałam, iż twój synek nie sypia zbyt spokojnie nocami.

-Tak, to prawda, wybacz jeżeli Ci to zakłóca spokój. - mówiła trochę zakłopotana. - Ale nic na to nie mogę poradzić.

-Nie nie spokojnie, w żadnym wypadku mi to nie przeszkadza. - wytłumaczyła się pospiesznie, uśmiechając głupkowato. - Ale mam coś na to, mogę wejść?

-Tak, jasne... - kobieta wpuściła niepewnie nieznajomą blondynkę i zaprosiła do salonu. - Kawy? Herbaty?

-Dziękuję ale nie kłopocz się. - odmówiła grzecznie. - Więc przejdźmy do rzeczy, param się alchemią...

-Alchemią? - zdziwiła się kobieta.

-Ah tak, wybacz mi moje zachowanie, nie zdarzyłam się przedstawić. - wstała z kanapy i skłoniła się w pół. - Jestem Lucy Destino, czarownica.

-O, nie spodziewałam się, ja jestem Elieen, również jestem czarownicą.

-Wiem o tym, dlatego do ciebie przyszłam, mam dla małego eliksir "Słodkich Snów Aniołku", jest to produkt od podstaw stworzony przezemnie. - powiedziała dumnie. - Pozwala maluchom przesypiać spokojnie całą noc.

-Dziękuję bardzo, nie trzeba było.

-To drobiazg Elieen. - wręczyła fiolkę kobiecie i usiadła spowrotem.

-Ile kosztuje?

-No co ty, to prezent, nie ma ceny, dla mnie zapłatą za pracę będą przespane noce twojego dziecka.

Kobiety rozmawiały przez dłuższy czas, dogadywały się wyśmienicie, tematy ro, mów sprowadzały się na dzieci i życie pomiędzy mugolami. Wychodziło na to, iż kobiety się bardzo polubiły, w trakcie zawziętej dyskusji na temat tego, że dziewczynki są grzeczniejsze, młody Severus zaczął kwękać.

-Obudził się. - powiedziała kobieta. - Wybacz, muszę do niego zajrzeć.

-Pujde z tobą, jeżeli to nie jest dla ciebie problem.

-Nie ma żadnego problemu.

Lucy tak bardzo się cieszyła mogąc oglądać Severusa za dzieciaczka, kiedy jeszcze był niewinny i nie gburowaty. Dzieciątko uśmiechało się do niej cały czas, a jego ciemne oczka byszczaly z radości w świetle porannego słońca. Ich spokój zakłóciły zatrzaskujące się drzwi i krzyk.

-Gdzie jest obiad!?

-Wybacz, nie zdążyłam zrobić... - kobieta bała się swojego męża, który wracał zawsze upity do domu i dopóki nie zaśnie nie daje żyć swojej rodzinie. - Przyszła do nas sąsiadka.

-Dzień dobry, jestem...

-Gówno mnie to obchodzi! - krzyknął na blondynkę. - A ty kobieto rób mi obiad, natychmiast!

-Już, już... - głos kobiety drżał i się łamał. - Potrzymasz małego Lucy? - zapytała zakłopotana.

-Jasne.

-A ten bachor znów ryczy?!

-Ej nie mów tak na niego, to twój syn. - oburzyła się blondynka. - I płaczę bo Ty krzyczysz.

-A tobie kto pozwolił się odzywać?! - ojciec Severusa był niewyobrażalnie wielkim dupkiem i seksistą. - Wszystkie jesteście popieprzone!

-Powstrzymaj język Snape. - warknęła młoda kobieta.

-Jak śmiesz szmato! - podniósł rękę by ją uderzyć.

-Expeliarmus! - zaklęcie odepchnęło mężczyznę na ścianę, trochę skołowany wstał otrzepujac się.

-Zasrane czarownice! Wynoszę się stąd! - krzyknął dobitnie i wskazał palcem na matkę Severusa. - A z tobą rozliczę się później. - wyszedł trzaskając drzwiami.

-Wybacz Lucy, że byłaś tego świadkiem.

-Nie martw się, to nie twoja wina, on powinien się zastanowić, co sobą reprezentuje.

-Musiał by się stać cud... - jej oczy zaszkliły się. - Żeby się od niego uwolnić.

-Nie cuda są tu potrzebne.

𝑫𝒊𝒎𝒆𝒏𝒔𝒊𝒐𝒏𝒔 𝒂𝒏𝒅 𝑻𝒊𝒎𝒆𝒔: 𝑭𝒊𝒙𝒊𝒏𝒈 𝒕𝒉𝒆 𝒘𝒐𝒓𝒍𝒅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz