Urlop

60 8 3
                                    

-Witaj cię moi kochani. - przywitała ich radośnie starsza kobieta. - Moje piękne wnuczęta, co was tutaj sprowadza?

-Przyszliśmy prosić Dumbledore'a o trochę czasu, byśmy mogli zająć się dziećmi. - odbarla blondynka. - Mogła byś chwilę na nie popatrzeć Eileen?

-Oczywiście z wielką przyjemnością kochana. - uśmiechnęła się i przejęła maluchy. - I mów mi mamo.

-Dziękuję, mamo. - przytuliły się ciepło i para udała się w stronę gabinetu dyrektora, starzec siedział przy swoim biurku popijając herbatę i zagryzając czekoladkami.

-Oh młodzi rodzice, wreszcie wróciliście. - zachichotał brodacz.

-Tak ale tylko na chwilę. - odparł czarnowłosy przeszywając go chłodnym spojrzeniem.

-Jak to na chwilę? To kiedy zamierzacie wrócić do pracy?

-Żartujesz Albusie, prawda? - oburzyła się kobieta. - Teraz mamy dzieci i musimy się nimi opiekować, jak ty sobie to wyobrażasz?

-Możecie przecież zostawić je ze skrzatami. - ton starca przybrał bardziej poważne brzmienie, co nie podobało się parze.

-Słyszałeś go Sever? - zaśmiała się ironicznie. -Posłuchaj mnie starcze. - warknęła stając z nim twarzą w twarz. - Jesteś już stary, i zdurniały, nie miała bym problemu stracią cię z twojego "tronu".

-Kochanie, spokojnie. - położył jej dłoń na ramieniu czarnowłosy.

-Dobrze wiesz, że gdyby nie ja ten świat stał by w plomieniach, tak samo jak twoje martwe ciało. - oczy dziewczyny z sekundami coraz bardziej bielały, a wyładowania dzieliły milimetry od wybuchu.

-Lucy, uspokój się załatwimy to inaczej. - próbował ją uspokoić mężczyzna, a starzec tylko się bezczelnie przyglądał.

-Jesteś słaby, boisz się mnie, bardzo dobrze. - mówiła przerażającym głosem.

-Chciałem ci tylko przypomnieć Destino. - wstał od biurka i zaczął mówić równie mrocznym głosem. - Że to co się stało to była tylko i wyłącznie twoja wina!

-Słucham?!

-Gdyby nie zachciało ci się bawić w karanie Severusa, to nie musielibyśmy zmieniać czasów! - krzyknął, aż za wibrowały szyby w oknach, to tylko jeszcze bardziej rozjuszyło dziewczynę.

-Proszę was możemy porozmawiać jak cywilizowani... - nie zdążył dokończyć, ponieważ przedmioty zaczęły świstać w powietrzu, unoszone mocą blondynki.

-Mi robisz wyrzuty? Ile osób wykorzystałeś by dojść do władzy?!

-Przynajmniej nie zamordowałem nikogo z zimna krwią tak jak ty. - starzec w środku był przerażony, lecz był zbyt dumny by zaprzestać temu przedstawieniu. - Tobie się to podobało, lubiłaś patrzeć jak twoja ofiarą skamle byś ja wreszcie zabiła!

-Dosyć! - wrzasnął z całych sił czarnowłosy, złapał ukochana za rami i pociągnął w swoją stronę. - Lucy idź do dzieci, ja z nim porozmawiam.

-Ale...

-Już! - warknął, miał dość tej szobki chciał tylko chwilę spokoju, czy to tak wiele? - A ty starcze siadaj. - brodacz widząc iż dziewczyna wychodzi odrobinę się uspokoił i wykonał polecenie czarnowlosego.

-Wybacz mi Severusie, nie chciałem tego powiedzieć.

-Przestań już mi mydlić oczy, znam cię zbyt dobrze. - powiedział stanowczo. - Dasz na teraz urlop, Lucy będzie musiała zostać z dziećmi dopóki nie pójdą do szkoły, ja wrócę do pracy za dwa lata, nie zamierzam słuchać odmów.

-Dobrze mój synu. - uznał się przegranym i skruszał.

-Nie nominuj mnie twoim synem, obrzydza mnie to. - skrzywił się. - Kiedy wrócę ma na mnie czekać moje stanowisko i nie interesuje mnie kogo znajdziesz na moje miejsce, czy na miejsce mojej narzeczonej ale gdy wrócimy, będziemy tu pracować, rozumiesz?

-Tak...

-A teraz powiedz mi szczerze, boisz się Lucy. - uśmiechnął się dumnie. - Przeraża cię jej potęga, potęga której nigdy nie dorównasz.

-Severusie...

-Przyznaj się!

-Tak...

Mężczyzna wrócił do dziewczyny i swojej matki, zastał je czytające niemowlakom na dobranoc. Stanął we framudze drzwi i przyglądał się im.

-Przyjdź do nas na święta mamo. - powiedziała uśmiechnięta, widać było, iż ta rodzina daje jej spokój i szczęście. - Chce byśmy byli razem, tak jak powinno być.

𝑫𝒊𝒎𝒆𝒏𝒔𝒊𝒐𝒏𝒔 𝒂𝒏𝒅 𝑻𝒊𝒎𝒆𝒔: 𝑭𝒊𝒙𝒊𝒏𝒈 𝒕𝒉𝒆 𝒘𝒐𝒓𝒍𝒅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz