2

10.5K 590 29
                                    

Weszłam do budynku i zobaczyłam (jak dla mnie coś okropnego) około 40 uczniów chodziło po korytarzu i wszyscy odwrócili się w moją stronę. Poczułam jak moje policzki momentalnie robią się czerwone i schyliłam głowę. Szkoła jest duża,  BARDZO duża. Wszystkie ściany pomalowane są na jasny odcień żółci. Zaczęłam szukać sekretariatu, aby odebrać swój plan lekcji. Idąc tak zauważyłam pełno pucharów sportowych oraz medali wiszących na półkach w gablotach. Większość jest za koszykówkę i gimnastykę. Ja nigdy nie dostałam, żadnego medalu, nie mówiąc o Pucharze z dziedziny sportu. Nadal czułam na sobie spojrzenia innych.
Skręciłam w lewo i zobaczyłam drzwi do sekretariatu. Weszłam i spojrzałam na starszą panią, siedzącą za mahoniowym biurkiem.

-Dzień Dobry, jestem tutaj nowa i chciałabym odebrać swój plan lekcji.  Nazywam się Alice Howie. - Powiedziałam na jednym wdechu, łamiącym się głosem.

-Spokojnie, kochanie nigdzie się nie pali... - Powiedziała pani i uśmiechnęła się wesoło wskazując głową krzesło po drugiej stronie biurka.  Ja tylko pokręciłam głową.

-No dobrze... - Westchnęła i podeszła do szafki i otworzyła pierwszą szufladę. Wyciągnęła zapewne mój plan lekcji.
-Proszę. - Podała mi kartkę z uśmiechem - Mam nadzieję, że twój pierwszy dzień tutaj będzie dobry.
-Dziękuję. - odburknęłam i szybko wypadłam z sekretariatu, wywracając się przy tym o próg.  Pospiesznie wstałam, otrzepałam czarne spodnie i ruszyłam przed siebie. Pierwszą mam matematykę.  Gabinet nr 65. Klasa jest blisko sekretariatu, więc nie musiałam jej długo szukać. Weszłam do klasy i udałam się do ostatniej ławki, unikając przy tym ciekawskich spojrzeń. Usiadłam w ławce i wyciągnęłam zeszyt oraz piórnik. Na całe szczęście dzwonek zabrzmiał chwilę po tym jak usiadłam. Przysięgam, że za chwilę dostałabym szału. Każdy patrzył się na mnie. Nauczyciel wszedł i wszyscy wstali z krzeseł i przywitali się. Pan w szarym garniturze uśmiechnął się i odpowiedział nam uprzejmie. Już myślałam, że go polubię, ale w tej chwili wywołał mnie na środek i kazał opowiedzieć coś o sobie. Nienawidzę tego robić.  Patrząc pod nogi szłam na środek.

-Eee...  Nazywam się A-Alice Howie. Yyy... Po-Pochodzę z Kentoucky iii... - Jąkałam się cały czas czując jak moje policzki płoną.

Słyszałam śmiechy innych i przebiegłam wzrokiem po klasie. Od razu opuściłam głowę, gdy zrozumiałam, że wszyscy się patrzą.
Usłyszałam westchnięcie nauczyciela, który kręcił głową z dezaprobatą.

-No dobrze, spokój... - Powiedział, jak zauważyłam po napisie na teczce Pan Corel. - Możesz usiąść,  Witamy w naszej szkole. - Zwrócił się do mnie i wskazał ręką moją ławkę. Szybko usiadłam w ławce. Lekcja minęła mi bardzo szybko, co mnie mile zaskoczyło. Pakowałam właśnie zeszyt, gdy podeszła do mnie jakaś dziewczyna.

-Cześć, jestem Max! - Wykrzyknęła, żebym mogła ją usłyszeć i wyciągnęła do mnie rękę. Nieśmiało ją uścisnęłam.

-Jestem Alice. - Powiedziałam trochę ciszej niż ona.

-Dało się zauważyć! - Odkrzyknęła z uśmiechem.  Ja tylko skrzywiłam się i odwróciłam wzrok. - Ej! Nie przejmuj się! Rozumiem jesteś tutaj nowa! - Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie.
-Dzięki. - mruknęłam.
-Ależ nie ma za co!  Chodź, pójdziemy razem, pokaż swój plan lekcji. - Podałam jej go.
-Super! Mamy razem wszystkie lekcje. - Pociągnęła mnie za ramię i pobiegła do następnej klasy.
Max jest zupełnym przeciwieństwem mnie.  Wszystkie lekcje minęły mi szybko w towarzystwie, jak się okazało Maxine, bo Max to tylko zdrobnienie.
Po lekcjach poszłam do sekretariatu, ponieważ tam mam poczekać na Josha, bo musi on podpisać jakieś dokumenty. Czekałam około 5 minut na swojego starszego brata.

-Dzień Dobry Pani - Uśmiechnął się do starszej pani za biurkiem.

-Dzień Dobry panie Howie, pańska córka już na Pana czeka. -

Prawie wybuchnęłam śmiechem, ale powstrzymałam się, bo wiedziałam, że Josh nie byłby zadowolony.

-Jestem jej starszym bratem. - Odpowiedział miło, ale widziałam, że nie jest zadowolony.

-Oj,  przepraszam...  Oczywiście jest Pan taki młody... Proszę to podpisać. - Podała mu długopis i wskazała miejsce na kartce w którym ma się podpisać. W tym samym czasie zadzwonił telefon sekretarki.

-Tu Elizabeth słucham... Tak, oczywiście... Słucham?... Ale... I co my teraz zrobimy? - Kobieta była bardzo zdenerwowana, gdy odłożyła słuchawkę.

-Przepraszam, ale mamy małe problemy z klubem muzycznym. W tym roku teksty do piosenek miała pisać pani Ride, ale zachorowała i nie ma kto teraz tego zrobić... - Mówiła tak szybko, że ledwo dało się ją zrozumieć. Mój brat, gdy to usłyszał szybko podniósł głowę znad papieru i patrzył na Elizabeth.

-Naprawdę? To się bardzo dobrze składa, ponieważ Alice pisze i komponuje naprawdę dobrze. - Powiedział zerkając na mnie.

Jak to usłyszałam myślałam, że go zabiję. Jak on mógł? Fakt robiłam to, ale nawet się mnie nie zapytał o zdanie.  Typowe dla Josha.

-Ale... - Zaczęłam ale nie dane było mi skończyć.

-Naprawdę? To Fantastycznie! Jutro powiem Ci co i jak.  Tak bardzo się cieszę. - strasznie piszczała, gdy to mówiła. Josh pożegnał się z sekretarką i udaliśmy się do auta. Wychodząc na korytarz odwróciłam się w jego stronę.
-Co to ma Kurwa być? - Krzyknęłam najgłośniej jak potrafiłam.

-Alice nie odzywaj się tak do mnie! - Brat, także nie był mi dłużny.
-Wiesz, że nie chcę tego robić, a ty i tak to zrobiłeś!  I lepiej zamknij ryj, bo nie mam zamiaru Cię dłużej słuchać! - odwróciłam się. Gdy usłyszałam, że coś do mnie mówi przyspieszyłam i pokazałam mu środkowego palca.

No  i jest!  :D
Wiem napewno pełno błędów, ale nie mam czasu sprawdzać :*
Komentujcie i głosujcie :D
Chciałabym bardzo podziękować za moją okładkę

imperfectasami
Głosujcie, Komentujcie i obserwuje ją!!! :D

The Queen of Singing Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz