11 - Display

5.9K 397 16
                                    

-Naprawdę uważasz, że on pasuje do tej roli? - spytał mnie Sebastian.
-Oczywiście! - wykrzyknęłam - Kogo innego wybrałbyś do roli Kapitana Ameryki?
-Niby tak... Nie wiem czemu, ale za nim nie przepadam. - skrzywił się.
-Ja tam uważam, że jest wspaniały. - stwierdziłam - I bardzo przystojny. - powiedziałam po namyśle.
-To już wiem czemu go nie lubię. - odpowiedział z poważną miną, chociaż widzę, że ma ochotę się zaśmiać.
Wracaliśmy z kina i rozmawialiśmy. Starałam się nie myśleć o moim bracie, co zresztą chyba mi wychodziło. Lecz nadal nie mogłam przestać o tym myśleć. Josh nie zawsze taki był. Przed śmiercią rodziców był wesoły, miły, zabawny, zawsze bawił się ze mną, gdy byłam młodsza. A teraz... Traktuje mnie jakbym to ja była odpowiedzialna za ich śmierć. Jakbym to ja ich zabiła. On nie pomyślał o tym, że mi też jest ciężko bez rodziców. Zwłaszcza, że nie umarli w naturalny sposób. Nie umarli ze starości. Albo na jakąś złośliwą chorobę. Zostali otruci...
-Bardzo dobrze się bawiłem. - rzekł Sebastian jednocześnie przerywając moje rozmyślania.
-Czyli już się nie bawisz dobrze?
-No, co ty... Nie oto mi chodziło. - tłumaczył się trochę zmieszany.
-No myślę... - próbowałam powstrzymać śmiech. Oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Nagle usłyszałam jakiś szelest tuż za mną, lecz się nie odwróciłam. Przestałam się śmiać. Szłam wyprostowana i pewna. Idąc cały czas słyszałam te dźwięki. Na parkingu, naprzeciwko chińskiej restauracji stał samochód Sebastiana. Przy samochodzie pozwoliłam sobie na jedno spojrzenie, aby sprawdzić kto to był. Przed oczami mignęła mi blond czupryna. Już oczywiście wiedziałam kto nas śledził.
-Ej, ty! - krzyknęłam ruszając z miejsca - Chodź tutaj!
-Alice, co się stało? - Sebastian podszedł do mnie i złapał za ramiona. Patrzył się na mnie z troską i... Zrozumieniem?
Tak, chyba to to.
-Poczekasz chwilę? Muszę coś załatwić...
-Oczywiście, tylko nie każ długo na siebie czekać. - Odparł Sebastian puszczając moje ramiona.
Ja w tym samym czasie rzuciłam się w pogoń za blondynem. Wybiegłam z parkingu i skręciłam w pierwszą uliczkę. Chłopak był cały czas przede mną, lecz wykonywał różnego typu akrobacje, by na przykład przecisnąć się między jadącymi samochodami. Puściłam się pędem. Na moje nieszczęście byłam okropnym biegaczem. Chociaż bez problemu omijałam przeszkody. Biegnąc po chodniku czułam, że moje płuca nie wytrzymają tego. Na skrzyżowaniu chłopak zatrzymał się na chwilę, co dało mi kilka niezbędnych sekund i go złapałam. Ian przyparł do muru i zdyszany wpatrywał się we mnie.
-Co ty kurwa odpierdalasz? - spytałam ledwo mogąc złapać oddech.
-Ja? To ty mnie gonisz... - odpowiedział z wyższością.
-Nawet nie próbuj kłamać, widziałam, że nas śledzisz. - przeszywałam go wzrokiem.
-OK, ok. - odparł - Śledziłem was. Zadowolona?
-Nie. - powiedziałam niemal natychmiast -Czy masz zamiar powiedzieć czemu to zrobiłeś?
On jednak zamiast odpowiedzieć mi złapał mnie za ramiona i obrucił tak, że to teraz ja byłam przyparta do muru. Oszołomiona nie mogłam wypowiedzieć żadnego słowa. Ian wykorzystał tą chwilę i zaczął mnie rozbierać. Zsunął bluzę z moich ramion, całując mnie gdzie popadnie.
-Będziesz moja. - szeptał między pocałunkami - Od kiedy cię zobaczyłem, obiecałem sobie, że będziesz moja.
Naparł ustami na moją szyję gryząc ją tak mocno, że ledwo ustałam na nogach. Próbowałam się wyrwać, ale w tym samym czasie poczułam mocny ból policzka. Uderzył mnie w twarz.
-Nawet nie próbuj. - warknął i przerzucił mnie sobie przez ramię jak worek kartofli. Niósł mnie kawałek, aż wszedł w uliczkę, która kończy się wielkim murem. Gdy chciał mnie postawić odepchnęłam się nogami od jego klatki piersiowej. Wystrzeliłam do przodu i spadłam na brzuch. Ból był taki ogromny, że ledwo słyszałam swoje myśli. Podniosłam się i chciałam pobiec, lecz poczułam ucisk na nadgarstku. Zamachnęłam się wolną ręką, która trafiła w gardło. Chłopak puścił mnie, gdyż ledwo co łapał oddech. Gdy on zwinął się z bólu ja kopałam go w brzuch, a plecy oglądałam pięściami. Po chwili opanowałam się i uciekłam.
Przed wyjściem z uliczki usłyszałam stłumiony głos.
-I tak będę cię pieprzył. - wycharczał Ian - I to tyle ile będę miał na to ochotę.
Oszołomiona zwiałam ile sił miałam w nogach. Na szczęście dobrze pamiętałam drogę do samochodu i już po pięciu minutach byłam na miejscu.
-Alice! Co ci jest? - spytał widocznie zmartwiony Sebastian.
-Nic. - wysapałam - Proszę Cię... Jedźmy już.
Bez słowa wsiedliśmy do auta. Przez całą drogę oboje ni odezwaliśmy ani słowem. Podjeżdżając po mój dom Sebastian odwrócił się w moją stronę.
-Mam nadzieję, że chociaż trochę ci się podobało. - uśmiechnął się leniwie.
Ja tylko cmoknęłam go w policzek i wysiadłam z samochodu. Drzwi od domu były otwarte, więc weszłam po cichu. Odwróciłam się by zamknąć drzwi, gdy nagle usłyszałam za sobą kroki.
-Gdzie byłaś? - Josh opierał się o ścianę i przyglądał mi się badawczo.
-Nie powinno Cię to interesować.
Wyminęłam go i udałam się na schody. Mając już stopę na schodku usłyszałam głos brata.
-Nie zapominaj kim jestem.
Słysząc to parsknęłam śmiechem.
-To TY nie zapominaj kim JA jestem. - powiedziałam.
Josh nie odpowiedział, więc weszłam po schodach do swojego pokoju. Przy łóżku ściągnęłam buty i rzuciłam się na łóżko.
Po chwili odpłynęłam.

__________________________________________

Znowu musieliście tyle czekać.
Za co bardzo was przepraszam. Myślę, że skoro są wakacje to będę więcej rozdziałów dodawała. Ale nic nie obiecuję.
Niedawno założyłam sobie Twittera. Możecie tam sprawdzać jak idzie mi praca, czy w ogóle zaczęłam i co było moją inspiracją.
A oto i mój Twitter - @BrynFey
Mam nadzieję, że ktoś kto to czyta ma Twittera i zainteresuje się moim ;)))
Życzę wam udanych wakacji :D

The Queen of Singing Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz