12 - Rope

5.7K 393 21
                                    

Kompletna pustka w głowie. Musiałam napisać piosenkę, a nie miałam żadnych pomysłów. Nie potrafię tak po prostu. Wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju z zamiarem pójścia do kuchni. Będąc już tam usiadłam przy stole. Po chwili do pomieszczenia wszedł Josh. Podszedł do mnie i rzucił na stół kopertę.
-Do ciebie. - powiedział i wyszedł z kuchni.
Wzięłam list do ręki. Na przodzie widniało moje prawdziwe imię, a mianowicie :
Antoinette Skylar Howie.
Już wiedziałam od kogo ten list. Nikt inny nie znał moich prawdziwych imion. Zabrałam kopertę i poszłam na górę. W pokoju od razu wrzuciłam go do kosza na śmieci. Nie chciałam wyrzucać go na dole, bo wiedziałam, że jakby Josh się dowiedział nie byłby zadowolony. Z zawrotną prędkością znalazłam się na łóżku, gdzie znajdował się mój notes. Na kartce pojawiały się słowa. Pisałam wszystko co mi przychodziło do głowy. Wszystkie swoje frustracje, problemy wylewałam na papier.
Pisałam o tym co czuję. Szczerze. I tylko szczerze. Po jakimś czasie odsunęłam notes w bok, a sama zwinęłam się w kulkę. Leżąc tak patrzałam na drzwi. Skupiałam się na każdym centymetrze. Często mnie to uspokajało. Gdy już się rozluźniłam Usłyszałam, że ktoś idzie po schodach. Momentalnie się wyprostowałam. Chwilę po tym drzwi się otworzyły, a w progu stanął Josh. Był dziwny. Uśmiechał się, ale było widać, że jest sfrustrowany.
-Dzwonił telefon. - rzekł. - Do ciebie. Jestem pewien, że nie zgadniesz kto dzwonił... - uśmiechnął się pod nosem.
-Kto... - lecz w tej samej chwili, gdy to powiedziałam zrozumiałam. - Nie... Nie, kłamiesz. To nie może być prawda. Czego oni ode mnie jeszcze chcą? - wypowiadałam słowa z prędkością karabinu maszynowego.
To pytanie sprawiło, że uśmiech mojego brata zniknął. Podniósł ręce i schował w nich głowę.
Po chwili podniósł ją i wszedł w głąb pokoju. Usiadł na końcu łóżka.
-Nie wiem. - zawahał się chwilę - Naprawdę nie wiem. Choć... Chyba się domyślam. - spojrzał na mnie wymownie i podniósł jeden palec i wskazał nim mnie - I myślę, że Ty także coś przypuszczasz.
Oczywiście, że tak. Josh mnie znał. Może i bił mnie, wyzywał, poniżał, ale i tak mnie znał jak nikt inny.
-Ale czemu ja?! A ty to co? - wstałam z łóżka - Przecież mamy tych samych rodziców. I ty jesteś starszy.
-Dobrze wiesz, że z wielką chęcią zamienił bym się z Tobą miejscami.
Prychnęłam.
-Oczywiście. Ty pierwszy się do tego pchasz. Ale powiem Ci jedno. Na moje szczęście lub nie, ty nigdy nie będziesz na moim miejscu. Jestem pewna, że po prostu stwierdzili, że jesteś zbyt głupi, aby pełnić takie stanowisko. - kończąc zdanie poczułam pięść na nosie. Bolało. Jak cholera. Lecz nawet się nie skrzywiłam. Zaczęłam śmiać się bez opamiętania.
-Tylko na tyle Cię stać? - spytałam próbując się uspokoić lecz na próżno - No dawaj. O tu. - wskazałam palcem swój lewy policzek, gdzie już czułam spływającą z nosa krew. Po chwili dostałam o co prosiłam. I jeszcze raz, ale tym razem w prawy. Ból był nie do zniesienia. Ale ja i tak tylko się śmiałam. Przyzwyczaiłam się do takich sytuacji. Można przyzwyczaić się do bólu fizycznego. Chociaż ból, który czułam w środku. To dopiero męczarnie. Świadomość tego kim byłam, a kim jestem teraz, że jedyny członek bliskiej rodziny, który żyje bije Cię i szczerze nienawidzi. A dlaczego? Z zazdrości. O to kim miałam kiedyś zostać. Lecz uciekliśmy od tego. I co mam teraz? Jeszcze gorsze bagno, niż wcześniej.
Czy tak naprawdę musi wyglądać moje życie? Prawdopodobnie tak.
Po chwili ciosy ustały. Brat zdyszany spojrzał na mnie z nienawiścią w oczach.
-Masz mi coś do powiedzenia?
-Tak. Powiem powoli żebyś zrozumiał. - spojrzałam na niego, lecz zanim zdążył odpowiedzieć ja odpowiedziałam na jego pytanie - Spier-da-laj.
Na twarzy Josha można było zauważyć rządzę mordu. W połowie drogi zatrzymał rękę. Opuścił ją i nie spuszczał ze mnie wzroku. Przechylił głowę i się uśmiechnął.
-Nie. Nie zbiję Cię.
-Nie? - spytałam nie dowierzając.
-Nie. Mam o wiele lepszy pomysł. - powiedział i zaczął głaskać mnie po ramieniu. W górę i w dół. Sunął ręką po mojej szyi, a potem zszedł niżej. Odsunęłam jak poparzona.
-Co ty robisz? - spytałam łamiącym głosem. Nie doczekałam się odpowiedzi. Za to czułam jego ręce na sobie.
-Zostaw mnie! Odpierdol się, zboczeńcu! - wykrzyczałam na całe gardło. Josh poderwał się i usiadł na mnie na łóżku. Ręką zasłonił mi buzię.
-Zamknij mordę. Jeśli choć piśniesz to nie ręczę za siebie.

Podniósł mnie i przerzucił sobie przez ramię jak worek kartofli. Wyszedł z pokoju i zszedł na dół. Po chwili byliśmy w jego pokoju. Rzucił mnie na jego wielkie łóżko, a sam zaczął czegoś szukać w szafce przy łóżku. Za chwilę wyciągnął z niej sznur. Usiadł na mnie okrakiem. Sznurem związał moje ręce tak mocno, że ledwie je czułam. Końcówkę sznura przywiązał do metalowej ramy łóżka. Kończąc swoją robotę uśmiechnął się zadowolony z siebie. Przeniósł swój wzrok na mnie. Przybliżył się przycisnął swoje wargi do moich. Natarczywie próbował wetknąć swój język do mojej buzi co mu się nie udawało. Zębami przygryzłam wargi, żeby mu to utrudnić. Josh nic nie zarażony tym zszedł wargami niżej. Przez chwilę całował moją szyję, ale nagle odpiął wszystkie guziki koszuli naraz. Całował mnie po całym ciele. Na próżno próbowałam się wyrwać. Ręce miałam związane, a reszta ciała była unieruchomiona jego ciężarem. Pocałunkami powoli zszedł na linię moich spodni. Nie śpiesznie zsuwał mi dresy. Gdy skończył byłam w samej bieliźnie i cała zapłakana. Nie czekając, ani chwili brat ściągnął mi sportowy stanik i majtki. Zrobiwszy to sam zaczął rozpinać guzik swoich spodni. Nie skończył, gdyż dostał lampą w głowę. Josh bezwładnie opadł na moje nagie ciało. Nad sobą zobaczyłam Sebastiana, który przyglądał mi się z troską i ze zmartwieniem. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, a ja kiwnęłam głową. Zrzucił brata ze mnie i szybko zakrył choć kawałek mojego ciała. Podszedł do ramy łóżka i z nie małym trudem odwiązał supeł. Wstałam zabrałam ciuchy i wyszłam z pokoju. Szybko ubrałam się na korytarzu i wróciłam do pokoju. Wchodząc popatrzałam na chłopaka i wybuchnęłam płaczem. On podbiegł do mnie i zamknął w szczelnym uścisku, ciągle powtarzając, że wszystko będzie dobrze. Ja postanowiłam mu zaufać.

___________________________________________

Od razu mówię, że rozdział średni. Nie miało tak wyjść!!! Ale za to długi. Nie będę was więcej nudziła. Powiem tylko jeszcze na koniec : BARDZO WAS PROSZĘ O KOMENTARZE!!!!!!!!
To dla mnie ważne. Zwłaszcza, że Coraz częściej myślę o zaprzestaniu pisania tego. Szczerze uważam, że coś tu zepsułam. Nie wiem jeszcze co, ale coś na pewno. Według mnie jest bez sensu. Tylko fragmenty nadają się do tego by to tu umieszczać. Dlatego proszę was. Piszcie co mam tu zmienić. Bo ja już nie mam pojęcia...

Następny postaram się dodać w środę. Lub kiedy indziej. To się zobaczy...

WASZA BRYN!

The Queen of Singing Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz