1

322 11 0
                                    

Karolina Ziembińska to jedna z najbogatszych Polek, jest właścicielką firmy architektonicznej i kobietą, która zawsze stawia na swoim. Miała życie wręcz idealne, kochającego,  przynajmniej z pozoru, męża, domy w wielu częściach kraju i wiele innych rzeczy, na które przeciętny człowiek nie mógł sobie pozwolić. Wszystko zaczęło się sypać jednego dnia, a ona sama miała wrażenie, że w jednym momencie straciła najważniejsze elementy życia.

Przeglądając maile w pracy, tak jak zawsze, trafiła na anonimowego maila, z konta którego nawet nie sposób namierzyć, bo jego istnienie wygasa po godzinie. Był on krótki i zawierał kilka plików zdjęciowych, tego co na nich ujrzała nie zapomni chyba nigdy.

Tomek, jej mąż, wiceprezes firmy budowlanej, człowiek wręcz idealny. Karolina żartowała nawet kiedyś, że idealnie się dopełniają, ona–projektuje, on–buduje według jej planu. Człowiek, którego kochała przez lata, z którym planowała się zestarzeć, widniał na ekranie jej MacBook'a obściskując się ze swoją asystentką. Pozwoliła sobie nawet pomyśleć, że jej dawno nie całował tak jak Angeliki. Pozostałe cztery pliki zawierały podobne zdjęcia, tyle że na każdym był z inną kobietą i w innym miejscu. Każde zdjęcie było podpisane: datą, godziną i lokalizacją. Karolina przekonała się, że to miejsca jego rzekomych delegacji. Patrzyła na fotografie pustym wzrokiem w głowie układając plan pozbycia się tego faceta ze swojego życia.

Od tamtych wydarzeń minęły dwa tygodnie, Ziembińska siedziała teraz w swoim gabinecie i przeglądała skrzynkę mailową, za nadzieją że dzisaj nie zobaczy na niej żadnych niespodzianek. Według niej, najlepszym sposobem na zapomnienie o facecie, który zmarnował ci osiem lat życia było rzucenie się w wir pracy, a przynajmniej tak jej się wtedy wydawało. Właśnie czytała propozycję zaprojektowania nowego budynku liceum, które niebawem miało powstać przy szkole podstawowej, kiedy usłyszała cichy dźwięk. Dopiero po chwili zreflektowała się, że dzwoni jej telefon i przysięgła sobie w duchu, że jeśli to Tomek to naśle na niego jednego ze swoich ochroniarzy. Przekonała się jednak, że dzwoni jej brat, Karolina spojrzała na zegarek i stwierdziła, że czternastolatek powinien być teraz w szkole.

– Dzwonisz żeby zapytać kiedy była bitwa pod Grunwaldem, czy chcesz zaszpanować nowym Iphone'm? – zapytała nawet nie siląc się na choćby zdawkowe powitanie.

– Po pierwsze, mi też miło cię widzieć siostrzyczko. Po drugie, wiem kiedy była bitwa pod Grunwaldem, a po...

– Tak? To kiedy? – przerwała mu.

– W tysiąc czterysta osiemdziesiątym dziesiątym – odparł Damian przewracając oczami-A po trzecie to dzwonię, żeby się przekonać czy pracujesz, czy tylko udajesz że to robisz.

Ziembińskiej przeszło przez myśl, że gdyby nie pracowała, to zapewne zapijałaby smutki w jednym z okolicznych pub'ów, ale nie miała zamiaru o tym wspominać.

– No więc? W jaki niby sposób chcesz się o tym przekonać?

– Doszedł do ciebie mail od naszej szkoły?–zapytał – Bo nie jestem pewien czy Grochowska umie je wysyłać – w tym momencie Karolina spojrzała na nadawcę e-maila  uświadamiając sobie, że nick groszek67@gmail.com z którego pochodziła propozycja, należał do dyrektorki podstawówki do której miała okazję chodzić. Prychnęła pod nosem widząc pseudonim starszej kobiety i wróciła wzrokiem do telefonu.

– Doszedł – odparła.

– I? Masz zamiar to projektować?

– A ja wiem? Dobrze wiesz o tym, że znalazłabym dużo bardziej opłacalny i ciekawszy projekt do realizowania, z resztą już i tak mam ich całą masę.

– Opłacalność tego przedsięwzięcia interesuje cię pewnie najmniej, a każdy powód jest dobry żeby trochę częściej odwiedzać swoją rodzinę

Karolina westchnęła i rozważała argumenty za i przeciw podziwiając panoramę Warszawy. Na ulicach panował większy ruch niż zwykle, zerkając na zegarek Ziembińska zorientowała się że są godziny szczytu i wszystko stało się jasne.

– Halo? Jesteś tam? – zapytał Damian domagając się uwagi.

– Biorę to – odpowiedziała a dosłownie sekundę później rozległ się dźwięk szkolnego dzwonka, architektka mimo woli się skrzywiła.

– Wiem, że do szkoły chodziłaś dziesięć lat temu, ale nie rób miny jakby ci ktoś wepchał cytrynę do gęby. Mam teraz lekcję z naszym groszkiem, dać ci ją do telefonu?

– Dawaj, tylko FaceTime'a wyłącz – mruknęła pod nosem, na linii zaległa cisza zaburzana jedynie przez krzyczące na korytarzu dzieci.

– Dzień dobry, pani Ziembińska? – rozległ się głos w telefonie.

– Dzień dobry pani dyrektor, to ja.

– Dziecko jak ja cię długo nie słyszałam... – zaczęła swój wywód Władysława Grochowska. Wspominała jaka to nieznośna była małoletnia Karolina, ale za to jakie dobre miała stopnie. Ziembińskiej nie chciało się tego słuchać więc powiedziała, że się śpieszy, podała nauczycielce swój numer, powiedziała żeby ta skontaktowała się z nią po szesnastej i zakończyła połączenie.

                                                                                   

PrzedawnienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz