元友達

1K 69 75
                                    

Chciałaś przeanalizować ostatnie informacje, jakie do ciebie dotarły, lecz przeszkodził ci w tym lekki ból w ramieniu. 

Spojrzałaś na nie, a w nim siedziała mała strzykawka.

Otworzyłaś swoje oczy jeszcze szerzej z zaskoczenia. 

- Z tego co wiem, nie działają na ciebie trucizny - powiedział Dazai z lekkim uśmieszkiem - Przepraszam, że użyłem ciebie jako żywej tarczy, ale mamy niespodziewanego gościa.

Spojrzałaś na niego pytającym wzrokiem i spojrzałaś w lewo.

Zza drzew zaczęły wychodzić dwie osoby.

Był to Mori i Akutagawa.

Zauważywszy ich, szybko wstałaś i otrzepałaś się z trawy, która pozostała na twoich spodniach oraz wyciągnęłaś strzykawkę jak gdyby nigdy nic i wyrzuciłaś ją gdzieś w trawę.

- Wybacz [T/I], nie celowałem w ciebie - odezwał się Mori.

- Pan Mori! - odpowiedziałaś entuzjastycznie.

Zrobiłaś pierwsze kroki w ich stronę, lecz poczułaś pociągnięcie i nagle znalazłaś się w miejscu, w którym byłaś parę chwil wcześniej. 

Był to Dazai, który zdążył złapać cię za nadgarstek i przyciągnął cię do siebie obejmując cię w talii jedną ręką, a drugą wciąż trzymając cię za rękę. 

- Co ty odpierdalasz - zapytałaś groźnie. 

- Nie myśl sobie, że cię tak po prostu im oddam - powiedział w pół poważnie i w pół śmiechem. 

Próbowałaś się lekko szarpać, aby wydostać się z jego uścisku, ale niestety nic to nie dawało. Nie mogłaś użyć nawet swojej umiejętności, ponieważ jego dehumanizacja na tobie działała. 

Mori na ten widok tylko zmierzył Dazaia groźnym wzrokiem, lecz opamiętał się i szybko się uśmiechnął. Wiedziałaś, że to jeden z najfałszywszych uśmieszków na całym świecie. 

- Przyszliśmy w pokojowych zamiarach - zaczął Mori. 

- A na powitanie rzucasz trucizną? Myślę, że definicja pokoju jest u ciebie inna - odpowiedział Dazai. 

- Słuchaj, dobrze wiesz po kogo tu jesteśmy - kontynuował Mori - oddaj dziewczynę, a nic nikomu się nie stanie. 

Poczułaś kropelkę potu na swoim czole. Fajnie byłby oglądać jak Portowa Mafia się o ciebie stara, ale czułaś, że nie chcesz aby ten skończony debil w płaszczu wąchał kwiatów od spodu. 

Lecz nawet jak chciałaś, nie mogłaś zrobić nic. Dazai cię trzymał dosyć mocno. Jedynie co zrobiłaś to westchnęłaś. 

Niech dzieje się wola nieba. 

- Dlaczego miałbym ci ją oddać, co?

- Nie rób z siebie idioty w tym momencie. Oddaj ją. Trzeci raz nie powtórzę - warknął Mori.

Spojrzałaś na Moriego jak i kątem oka na Dazaia. Ta kłótnia wyglądała jakby ojciec kazał synowi posprzątać w pokoju, a temu by się nie chciało. 

- Powiedz. W jaki sposób chcesz ją wykorzystać. Albo dokładniej. W jaki sposób chcesz wykorzystać jej umiejętność. Bo wątpię, aby sama jej osoba cię obchodziła - zaczepił Dazai.

Spojrzałaś się na Moriego. Dazai zadał bardzo dobre pytanie, na które odpowiedź cię ciekawiła. 

Mori się nawet nie odezwał. 

- Chcesz podbić cała Yokohamę? Czy może Japonię? Albo nawet i cały świat? W sumie z nią jest to możliwe. Jej umiejętność nie powinna nawet istnieć. Jest za silna. Ty o tym dobrze wiesz i chcesz to wykorzystać na własną korzyść. Pozbyłeś się informacji o niej w Rządzie tylko po to, aby ci nie przeszkadzał.

To co mówił Dazai, nawet cię nie dziwiło. Mówił prawdę, choć trochę bolesną. 

Chciałaś usłyszeć odpowiedź Moriego, tylko od niej zależy czy wrócisz do Portowej Mafii. 

Gdy Mori powoli otwierał usta, aby odpowiedzieć, poczułaś lekkie uderzenie w kark, a przed twoimi oczyma zaczęło robić się ciemno.

Odlatujesz. 

Słyszałaś tylko pojedyncze wypowiedzi. 

- Dazai!...

- Atsushi zabierz ją!...

- Kunikida gaz do dechy!... 


Ciemność. 


Po jakimś czasie wreszcie się przebudziłaś. Leżałaś na łóżku szpitalnym.

Gdzie ja jestem?

Rozejrzałaś się po pomieszczeniu. Nie był to szpital, tylko coś w stylu pokoju pielęgniarki. 

Spojrzałaś na zegarek. Jest już późne popołudnie. 

Nikogo nie było w otoczeniu. Gdy postanowiłaś wstać z łóżka, aby porozglądać się i zorientować gdzie jesteś, ktoś otworzył drzwi. Stanęłaś w pozycji do ataku z płomieniem w dłoni. 

Nagle zauważyłaś, że przez drzwi przechodzi facet w płaszczu.

Spojrzał na ciebie, lekko zdzwiony twoją postawą.

- Wstałaś lewą nogą - zapytał.

- Dazai... Gdzie do kurwy jestem i gdzie jest Mori - twoja pozycja do zaatakowania wcale się nie zmieniła, chciałaś jak najszybciej wrócić do Portowej Mafii. Spalisz ten budynek, jeżeli będzie trzeba.

Dazai chciał się lekko zbliżyć do ciebie, lecz ogień w twojej dłoni się powiększył.

Zrozumiał sytuację.

- A ty nadal o nim i Portowej Mafii - powiedział wzdychając i siadając na krześle za nim.

Po tym jak usiadł, ogień znikł, a ty się lekko rozluźniłaś, lecz wciąż byłaś czujna. 

- Chcę tam po prostu wrócić, czy to jest tak ciężko zrozumieć?

- Słuchaj, jakbym mógł, to bym cię dawno dla nich oddał, lecz nie mogę - odpowiedział patrząc się na swoje zawinięte bandaże na dłoniach. 

- Czyli, że to nie ty wydajesz tu rozkazy? 

- Nie przeceniaj mnie - odpowiedział dumnie uśmiechając się. 

- To zaprowadź mnie do osoby, która to robi. 

- Będziesz błagać?

- Będę grozić. 

------------------------------------------------------------------------------------

Writer POV:

Writer POV:

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.









| Z popiołu powstałeś, w popiół się obrócisz | Dazai Osamu x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz