12. Magnes

4.7K 281 125
                                    

"Albo pozostaje włóczyć się bez celu, co robię, albo- porozmawiać z Kimś. Ale nie ma z kim! Trzeba łykać to wszystko samemu, przetrawiać samemu. A czasem tak chciałbym do kogoś mówić naprawdę — jak małe dziecko. A przecież, kiedy mam mówić, zmieniam wszystko w żart i nic nie mówię. Słów mi brakuje —tylko ciągła niepewność, żeby się nie obnażyć zanadto, żeby nie zdradzić co się myśli naprawdę. Duma jakaś idiotyczna, żeby zostawić dla siebie tylko i potem móc się grzebać w myślach czy wspomnieniach i użalać się nad sobą, ach, jak użalać!"

Rafał Wojaczek

— Ktoś cię napadł? Skrzywdził? — zapytał nerwowo ojciec. Ręce mu drżały i wypuszczał nosem powietrze jak rozjuszony byk.

— Nie, tato, naprawdę... Po prostu się potknęłam na schodach — odparłam, pociągając nosem.

— I dlatego znajduję cię całą zapłakaną, śmierdzącą jakimś zielskiem, w okolicy siedliska tej całej gównażerii? Napastował cię ktoś? Wykorzystał? No mów! Nogi z dupy powyrywam gnojom!

— Tato... Naprawdę... To było tylko głupie nieporozumienie. Oni sobie żartowali, a ja mam inne poczucie humoru. Zrobiło mi się przykro. To wszystko.

— Coś ty w ogóle sobie myślała? Impreza w akademiku? Do reszty zdurniałaś. Najpierw te idiotyczne studia, teraz to. Studiować jej się zachciało...

Ojciec zaklął pod nosem i skręcił na podjazd szpitala. Uparł się, że trzeba zbadać moją kostkę, chociaż ja twierdziłam że to nic wielkiego.

— Zobaczymy. W szoku jesteś. Możesz inaczej odczuwać.

Na badaniach wyszło, że to tylko lekkie skręcenie, na granicy zwichnięcia. Ale nogę miałam oszczędzać, obkładać czymś zimnym i smarować jakąś maścią.

Dopiero kiedy późnym wieczorem znalazłam się we własnym pokoju, wszystko do mnie wróciło ze zdwojoną siłą. Ściągnęłam z siebie sweter nasiąknięty imprezowym zapachem i rzuciłam w kąt, tak samo spodnie. W łazience zmyłam z siebie smród dymu i ślady rozmazanego tuszu do rzęs z twarzy. Chciałam o tym wszystkim jak najszybciej zapomnieć. Nic. Stało się. Kolejny raz wygłupiłam się przed innymi ludźmi. Nic nowego. Jutro będzie kolejny dzień.

Mama uparła się, żebyśmy nie rezygnowały z planowego wyjścia do kina. Uległam jej namowom, chociaż prawdę powiedziawszy najchętniej przeleżałabym cały weekend albo i resztę życia pod kocami w łóżku.

— Nie możesz pozwolić, żeby ta sytuacja cię z powrotem zablokowała. Miałaś pecha trafić na jakichś troglodytów. Trudno. Po prostu to nie są twoje klimaty.

— Mamo... Ja zawsze mam pecha. To inni są normalni, a ja odstaję.

Mama nie zaprzeczyła. Sięgnęła po swoje ukochane perfumy amerykańskiej marki i popsikała nimi stanowczo za dużo.

— Mamo, bo ludzie z kina zaczną wychodzić...

— Co? Za dużo? 

Powąchała swoją sukienkę i skrzywiła się, po czym pobiegła zmienić na inną. Przewróciłam oczami.

Pokuśtykałam opierając się o kule pożyczone od Gosi. Mama nie chciała nawet słyszeć o odmowie, więc z poczuciem lekkiego upokorzenia przyjęłam pomoc.

— Przynajmniej z tydzień pochodzisz z kulami.

— Mamo! Nie ma mowy! W poniedziałek mam tylko jedne zajęcia, z których została mi do wykorzystania nieobecność, więc luz. A we wtorek...

We wtorek był wykład z Wojnarem i nie miałam najmniejszej ochoty chodzić za profesorem żeby usprawiedliwiać kolejną nieobecność.

— We wtorek pewnie będzie już lepiej. Dam radę — dokończyłam, a mama już więcej nie wracała do tematu.

Ramy oczekiwań - Zakończone ☑️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz