11. Inferno

4.9K 277 111
                                    

"Złośliwy październikowy powiew sunął przy ziemi, zimny i bezwstydny, usiłując wcisnąć się pod ubrania w poszukiwaniu ciała, które mógłby liznąć i wychłodzić."

Maxime Chattam, Plugawy Spisek

Następnego dnia zajęcia zostały odwołane ze względu na dni otwarte na wszystkich wydziałach uniwersytetu. Mogłam więc cały dzień poświęcić na pisanie eseju. Czytając notatki profesora czułam się trochę tak, jakbym czytała mu w myślach. Jego spostrzeżenia były zaskakujące, ale za każdym razem niezwykle trafne. Mężczyzna miał nie tylko przenikliwy umysł, ale też interesującą wrażliwość. Kiedy w południe zeszłam do kuchni i natknęłam się na kilka pozostałych babeczek w kształcie serduszek, miałam ochotę wywalić je przez okno. Z drugiej strony, gdybym nic mu nie dała w zamian za tę zapinkę, czułabym się chyba jeszcze gorzej.

Westchnęłam ciężko i położyłam czoło na blacie stołu, czekając aż ekspres zrobi mi podwójne espresso. W całej kuchni rozbrzmiewał pomruk maszyny, więc nie usłyszałam kroków mamy.

— O... A ty nie na uczelni? Czyli jednak zrezygnowałaś? — zapytała. Czy mi się zdawało, czy w jej głosie wyczułam rozczarowanie? Przecież gdyby rzeczywiście tak było, powinna się ucieszyć. Odwróciłam się w jej stronę.

— Nie, nie zrezygnowałam. Po prostu dzisiaj są godziny rektorskie, zajęcia odwołane.

— Aha... Słuchaj, Melka, tak sobie pomyślałam, kiedy w niedzielę powiedziałaś o tym rzuceniu studiów... Może ty znowu byś zaczęła chodzić do tej pani psycholog? Była duża poprawa.

— Nie... Mamo. To z rzuceniem studiów to była chwilowa słabość. Po prostu za dużo rzeczy się na raz złożyło i już myślałam, że nie dam rady im sprostać. Ale jak widzisz udało się — uśmiechnęłam się krzywo, zawstydzona własnym zachowaniem.

— A co się działo? Tak bardzo przejęłaś się tym rowerem? Przecież tata mówił, że kupi ci nowy. Po prostu tak się złościł, ale on tak zawsze przecież. Co innego mówi, co innego potem robi.

— Nie, to zupełnie o co innego chodziło. Spóźniłam się na taki jeden wykład, a potem wszystko się poprzewracało jak kostki domino. W dodatku starościna roku jest do mnie uprzedzona. Nie wiem, o co jej chodzi, ale wywaliła mnie z grupy na Facebooku, nie mam więc dostępu do bieżących informacji. Muszę sobie radzić sama...

— Co to za żmija? — oburzyła się mama, a ja miałam ochotę się roześmiać. Gdyby Żaneta rzuciła takim pogardliwym tekstem w kierunku mojej mamy, nie tak by to wszystko wyglądało. Mama też wyjęła filiżankę żeby zrobić sobie espresso.

— W końcu się to na tobie zemści. Nie dowiesz się o jakimś egzaminie, o zmianie sali, daty, czegokolwiek i znowu będzie problem. Może spróbuj z nią jeszcze porozmawiać?

Na samą myśl o tym, że mogłabym prosić o coś Żanetę, żołądek ścisnął mi się boleśnie ze strachu.

— Nie... Mamo, dam radę. Może z kimś innym z roku się zapoznam i ta osoba będzie mi dawać znać, w razie czego.

— Ja bym ci jednak radziła spróbować, za duży koszt tak odpuścić. Jeśli ci zależy na tych studiach, próbuj do skutku. No już szkoda by było, jak zaczęłaś.

Westchnęłam i już nic nie odpowiedziałam. Nie miałam najmniejszej ochoty odzywać się do starościny, choćbym miała przypłacić to gorszymi ocenami.

— A ty dzisiaj nie w pracy? — zapytałam, chcąc jakoś uciec od tematu.

— A wiesz... Gorzej się czułam i wyszłam wcześniej... — westchnęła mama, opadając na krzesło przede mną.

Ramy oczekiwań - Zakończone ☑️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz