7. Popiół

4.5K 279 117
                                    

"Wszystko zależy od materiału ludzkiego. Ogień walki jednych spopieli, innych wypiecze jak najtwardszą cegłę, a z nielicznych wytopi prawdziwą stal."

Andrzej Pilipiuk, Wampir z MO

Cały wieczór i pół nocy poświęciłam na wkuwanie. Przerobiłam pobieżnie materiał z obu wykładów, ale czasu było tak niewiele, że tyle samo z tego zapamiętałam. Miałam nadzieję, że Wojnar nie będzie zadawał szczegółowych pytań, bo dat, dokładnych tytułów i nazwisk autorów z epoki średniowiecza nie byłam w stanie przyswoić w tak krótkim czasie. To było po prostu niemożliwe.

Położyłam się spać koło trzeciej, ale nie mogłam zasnąć. Chyba nigdy w życiu niczego się tak nie bałam, jak jutrzejszej wizyty w gabinecie Wojnarowskiego. Dlaczego ten mężczyzna mnie tak przerażał? Dlaczego tak bardzo przejmowałam się tym, co sobie o mnie pomyśli? Zastanawiałam się też, co będzie, jeśli źle odpowiem na wszystkie zadane mi pytania. Może wyrzuci mnie za próg i powie, żebym już nigdy nie ośmielała się kalać swoimi nędznymi stopami podłogi jego gabinetu. Ostatecznie nie zmrużyłam oka na dłużej niż piętnaście minut, wobec czego widok mojej twarzy w porannym świetle był upiorny. Ale może to i dobrze. Im brzydziej będę się prezentować, tym wyżej w rankingu Wojnara, czy jakoś tak...

Nie mogłam sklecić myśli, a co dopiero pełnego zdania, kiedy tata zapytał mnie w kuchni, czym się tak strułam. Nie czym, tylko kim.

— Oj tato... Długo by opowiadać... — ziewnęłam szeroko i oparłam głowę o dłoń.

— Już masz z czymś problem na studiach? — zapytał, nawet nie kryjąc pretensji w głosie.

— Żeby tylko jeden...

— Mówiłem... To był głupi pomysł, ale widać ty sama zawsze musisz dostać po tyłku, żeby przyznać rację. Jeszcze możesz zrezygnować. Nawet bym się ucieszył. Po co ci te durne studia...

Tymi słowami chciał chyba podnieść mnie na duchu, ale osiągnął odwrotny skutek. Po wypiciu kilku łyków kawy, bo nic innego nie chciało przejść mi przez gardło, wyszłam przed dom i stanęłam, wpatrując się w szare niebo. Szare i ponure jak oczy profesora, który już gdzieś tam czyhał na moje zdrowie psychiczne.

Jak w transie dotarłam na przystanek i wskoczyłam do tramwaju. Nawet przed maturą ustną z angielskiego tak się nie stresowałam. Gdybym zjadła cokolwiek na śniadanie, niechybnie urozmaiciłabym współtowarzyszom podróży ich krótki pobyt w tramwaju. Byłam tak otępiała, że nawet nie zajrzałam do swojego drogocennego zeszytu. Mój mózg i tak nie przyjąłby już ani odrobiny wiedzy. Był opuchnięty, obolały i miał dosyć. Ja też.

Powlokłam się schodami na trzecie piętro, gdzie znajdowała się jama Bazyliszka. Zapukałam do drzwi, na których widniało nazwisko Wojnarowskiego i godziny przyjęć.

To dziś. To jest ten dzień, kiedy umrę w środku i sama w swojej głowie będę kroczyć za własną trumną. Nawet sypnę garść piachu na grób. A na grobowcu będą wyryte słowa "Zmarła śmiercią tragiczną przez wstyd i upokorzenie".

Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Profesor Artur Wojnarowski siedział za swoim biurkiem i coś zawzięcie pisał na komputerze.

— Dzień dobry — przywitałam się bez cienia uśmiechu. Bo wcale mi do niego nie było, ani trochę.

— Proszę zostawić drzwi otwarte — powiedział Wojnar, nie racząc nawet na mnie spojrzeć. Milutko. No i Piotr miał rację co do tych otwartych wrót jamy Bazyliszka. Przynajmniej będzie łatwo uciec w razie gdyby zionął ogniem.

Mężczyzna wpisał coś do komputera po czym zatrzasnął wieko laptopa. Prezentował się jak zwykle onieśmielająco. Koszula z drobnego sztruksu w kolorze ciemnej zgniłej zieleni opinała jego tors i uwydatniała mięśnie. Zamrugałam, odwracając z zawstydzeniem wzrok.

Ramy oczekiwań - Zakończone ☑️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz