"Wiosna nie zna różnic wieku - każdy wydaje się młody i radosny. Troski idą na chwilę w zapomnienie,a serca pulsują przeczuciem nieśmiertelności."
Lucy Maud Montgomery, Uwięziona dusza — pamiętniki
Kilka dni po moim powrocie do domu mama czuła się już o wiele lepiej. Byłam przekonana, że to dzięki obecności Kingi. Mama mogła oderwać myśli od swoich problemów całymi dniami rozprawiając o zbliżającym się ślubie mojej starszej siostry. Przecież wiosna minie w mgnieniu oka, a uroczystość była zaplanowana na sierpień. W międzyczasie Kinga postanowiła zmienić projekt swojej sukni, bo krój, który był gotowy wcześniej okazał się wychodzić w tym roku z mody, a przynajmniej tak przeczytała Kinga w jakimś kolorowym magazynie dla kobiet. I tak oto wszystkie przymiarki i praca krawcowej poszła na marne, tak samo jak pieniądze, które zostały wyrzucone przez tę nieoczekiwaną zmianę w błoto. Kinga jednak obstawiała przy swoim, a mama jej przyklaskiwała, bo przecież na własnym ślubie trzeba czuć się pięknie, bo to tylko raz w życiu i żeby potem nie żałować należy iść za głosem serca.
Wychodziłam właśnie do pracy, był wczesny ranek, a one już siedziały z kubkami kawy w rękach, pochylone nad ekranem laptopa z najmodniejszymi kreacjami ślubnymi bieżącego roku. Pożegnałam się z nimi i z ulgą wyszłam przed oświetlony promieniami słońca dom. Jakoś nie umiałam się odnaleźć w tych wszystkich tematach okołoślubnych. Z kolei dobrze czułam się tam, dokąd właśnie zmierzałam. Aż zmrużyłam oczy, kiedy wychodząc przez furtkę spojrzałam na rozświetloną w słonecznych promieniach forsycję.
Tak jak się umówiłam z panem Fabianem, przychodziłam do pracy w cukierni od poniedziałku do piątku. Poznałam jeszcze jedną osobę z zespołu, a mianowicie Dariusza. Był to zamknięty w sobie rudowłosy dwudziestoośmiolatek, który nie mówił nic od siebie, lecz tylko to, co było konieczne do podstawowej komunikacji. Nie współpracowało mi się z nim za dobrze, a to ze względu na jego notoryczne milczenie. O wszystko zawsze musiałam pytać kilkukrotnie, bo ten za każdym razem milczał, aż w końcu zmuszałam go do odpowiedzi, stając przed nim i uniemożliwiając mu dalszą pracę.
— A więc? Na ile stopni nastawić tę nową gofrownicę? Bo pani Paulina mówiła, że spala gofry przy obecnych ustawieniach.
Nic. Zero odpowiedzi. Nawet zero kontaktu wzrokowego. Swoje piwne, prawie żółte oczy utkwił w przygotowywanym przez siebie kremie do babeczek.
— Panie Dariuszu... Jaką temperaturę ustawić? I gdzie się to robi? Próbowałam znaleźć w instrukcji ale nie chcę niczego zepsuć. To jest nowy sprzęt, wolałabym niczego nie zepsuć w drugim tygodniu pracy... Panie Darku...
Nagle Dariusz położył mi palec na ustach, momentalnie mnie uciszając. Cofnęłam się o krok cała czerwona na twarzy, a mężczyzna spokojnym ruchem zabrał palec i jak gdyby nigdy nic powrócił do ucierania gałki muszkatołowej w moździerzu.
— Szanowna pani Melanio Tchórznicka, ja tu próbuję pracować — odpowiedział, rzucając mi przelotne spojrzenie znad kremu, który wyglądał, jakby miał się za chwilę zważyć. Jeszcze tego brakowało, żeby zwalił na mnie winę za nieudany krem.
Dlaczego on odpowiadał jak robot? Dlaczego był tak niekomunikatywny? Dlaczego rozmawiając ze mną nigdy nie patrzył mi w oczy? Dlaczego mnie tak irytował? I dlaczego położył swój palec na moich ustach? Westchnęłam w duchu i postanowiłam się uspokoić. Naprawdę ciężko mnie było wyprowadzić z równowagi, ale Dariusz przekraczał wszelkie granice.
— Ja też próbuję pracować. Ale muszę uruchomić gofrownicę, a pan nie chce mi pomóc...
Wpatrywałam się w jego niezmąconą żadną emocją twarz. Czy on miał w ogóle równo pod sufitem? Bo czasem wydawało mi się, że brakuje mu piątej klepki.
CZYTASZ
Ramy oczekiwań - Zakończone ☑️
ChickLitMelania Tchórznicka od zawsze była skryta i nieśmiała. Za bardzo. Jej matka powtarzała to za każdym razem, kiedy dziewczyna unikała jak ognia różnych sytuacji. Występy w akademii szkolnej były dla niej torturą, a egzaminy ustne istną katorgą. Wszys...