Rozdział 13

1.1K 57 12
                                    

Słowa i czyny. Dwa czynniki doprowadzające do skrajnych zachowań drugiej osoby. Podstawowym pytaniem jakie powinniśmy sobie zadać która z tych opcji rani bardziej, słowa. Tak właśnie, żadna krzywda czy rzecz jaką byśmy nie zrobili nie zrani tak mocno jak słowa. Niestety większość osób to wie, będą stosować technikę słów, by jeszcze bardziej zaburzyć sposób w jaki postrzegasz samego siebie. A zależy to tylko i wyłącznie od ciebie, czy się tym przejmiesz i będziesz to rozpamiętywać, czy machniesz na to ręką i zapomnisz o tym. Dlatego jeśli ktoś ci tego nie powiedział jesteś piękny i silny. Dasz radę pamiętaj.

Potrzebowałam tych słów w pewnym okresie mojego życia. Potrzebowałam mówienia, że dam radę i jestem silna a nie cały czas, że piękna. O ile jest to bardzo miłe to w pewnym okresie mojego życia była to najgorsze obelga jaką mogłam usłyszeć. Miałam straszne problemy z swoim wyglądem, chociaż wszyscy uważali, że moje ciało jest perfekcyjne, więc nie powinnam mieć kompleksów.

Ciało. Właśnie, ciało. Co ma moja sylwetka do kompleksów które mam? Mogę być szczupła i mieć kompleksy, mogę mieć wyćwiczone ciało i mieć kompleksy, mogę mieć szczupłe nogi i mieć kompleksy. Mogłabym wyliczać w nieskończoność, nie zależnie od sylwetki, twarzy czy czegokolwiek innego mogę mieć kompleksy. Nie muszę być grubsza czy mieć pryszcze, by mieć kompleksy.

- Halo, ziemia do El! - Ocknęłam się z chwilowego transu spoglądając w bok, zniecierpliwiona Victoria próbowała dosięgnąć coś z lodówki, ale moja osoba skutecznie jej to uniemożliwiała. Dziewczyna wydała z sobie dźwięk irytacji, położyła dłonie na moich barkach i z całej siły przesunęła mnie w bok. Przewróciłam oczami strzepując ręce dziewczyny z mojego ciała, wyjęłam z lodówki byle co posyłając brunetce pełne politowania spojrzenie.

- Pieprz się - Prychnęła wyjmując potrzebne rzeczy do sałatki na którą się uparła, by zrobić. Westchnęłam zabierając z blatu dzwoniący telefon, nie patrząc kto dzwoni odebrałam pośpiesznie.

- Halo? - Mruknęłam wpatrując się w krojącą owoce dziewczynę.

- Kurwa, potrzebuje cię Eli - Wstrzymałam powietrze, to był głos Vincenta. I może bym się nie przejęła ale tylko wtedy, gdy miał poważne problemy dzwonił do mnie i to mówił.

- Co jest? - Odchrząknęłam po dłuższej ciszy, słyszałam jak chłopak głośno sapię, oraz próbuje złapać większy oddech.

- Nie mów nic Victorii, przyjedź w nasze miejsce tylko... - Nie dokończył przez mój pisk.

- Pewnie! - Rozszerzyłam oczy patrząc na zdezorientowaną brunetkę. Odchrząknęłam przybierając neutralny wyraz twarzy - Znaczy okej, zaraz będę - Poprawiłam się machając lekceważąco ręką, by dać dziewczynie znak, że nic się nie dzieje. Zmarszczyła brwi, ale posłusznie odwróciła się do mnie tyłem i dokończyła krojenie.

- Tylko...nie jestem sam Eli. Jest ze mną Ethan i... - Przerwał wypuszczając głośno powietrze - ...jest ze mną Rafe, proszę cię o nic się nie pytaj. Po prostu przyjedź - Nie mogłam w to uwierzyć. Mój Rafe wrócił. Wrócił i nic mi nie powiedział. Kurwa, znowu te myśli.

Zniszcz, Zniszcz, Zniszcz

Zacisnęłam mocno szczękę, rozłączając się rzuciłam do kuzynki szybkie ,,wychodzę" i prędko pobiegłam do drzwi. Nie zwracając uwagi na zdezorientowaną matkę siedzącą na tarasie wsiadłam do auta, odjechałam z piskiem opon nerwowo zaciskając palce na kierownicy. Cholernie mocno bolało mnie to, że Rafe nie powiedział, że wrócił. Chociaż równie mocno bolało mnie pojechanie nad małe jeziorko, właśnie tam wyznaliśmy sobie z Vincentem uczucia. Od tam tego czasu było to nasze miejsce najczęstszych spotkań w samotności.

Na miejscu byłam zdecydowanie za szybko, za szybko, by się przygotować psychicznie na słowa które zostaną wypowiedziane. I gdybym wiedziała o tym wcześniej nigdy w życiu nie odebrałaby tego cholernego telefonu.

Wybiegłam z auta trzaskając drzwiami, ruszyłam biegiem przez małe pole, po kilku minut dostrzegłam trzech chłopaków siedzących na ziemi z poobijanymi twarzami, zapewne nie tylko twarzami.

- O mój Boże - Przyłożyłam rękę do ust patrząc rozszerzonymi oczami na Ethan'a, Rafe'a, Vincenta i tak na przemian. Jak zaczarowani poderwali głowy do góry patrząc na mnie z niemałym skupieniem. Ostrożnie podchodziłam do nich jakbym bała się, że zaraz na mnie naskoczą i coś mi zrobią - Co tu się odpierdoliło?! - Krzyknęłam łapiąc w dłonie twarz Rafe'a, który natychmiastowo strącił moje dłonie głośno prychając.

- Nie dotykaj mnie - Syknął - Kurwa, na nic się nie przydasz. Mogłeś zadzwonić do Victorii, lub byle kogo, a nie do niej. Bardziej nam zaszkodzi niż pomoże - Kolejny raz prychnął przymykając oczy. Rozchyliłam lekko usta patrząc z niedowierzaniem na blondyna - Nie patrz tak na mnie, mówię prawdę. Jesteś cholernie nie potrzebna, było iść na imprezę i się szmacić z jakimś typem. Tylko do tego się nadajesz - Pomrugałam kilka razy chcąc upewnić się czy mój Rafe powiedział takie słowa. Jednakże on już nie był mój, nie po tym co powiedział.

Starłam szybko niechcianą łzę, wstałam na równe nogi patrząc dalej w niedowierzaniu na moje wszystko. Na osobę która była dla mnie wszystkim.

- Kurwa, co ty właśnie powiedziałeś?! - Parsknęłam żałosnym śmiechem - Ja się szmacę?! A ty kurwa jesteś niby lepszy?! Mam ci przypomnieć, że to ty przeleciałeś prawie całe miasto?! Kurwa, pierdolcie się wszyscy. Mam was tak cholernie dość! - Wrzasnęłam szybko biegnąc w nie znanym mi kierunku, miałam w dupie nawoływania Ethan'a i Vinca, nie obchodziło mnie to czy są ranni czy nie. Miałam to tak cholernie gdzieś co się z nimi stanie, nie obchodzili mnie. W tam tym momencie nie było ważne nic prócz mnie.

Kurwa, zachowywałam się jak jebana egoistka, ale potrzebowałam wszystko przemyśleć. Nawet kosztem mojej relacji z chłopakami, w tam tym momencie nie obchodziło mnie co będzie za kilka minut, kilka godzin czy za kilka dni. Liczyła się tylko samotność czułam, że bym wybuchła jakbym dłużej tam została. Musiałam uciec, musiałam wszystko przemyśleć.

Byłam typem osoby która ponad wszystko ceni samotność, kochałam spędzać czas sama ze sobą. Jednakże większość czasu przebywałam z ludźmi, dlatego tak bardzo ceniłam sobie każdą chwilę bycia samej ze sobą.

- Kurwa - Syknęłam patrząc na głęboką ranę na nodze spowodowaną, przez jakiś drut o który zahaczyłam. Jęk irytacji opuścił moje usta czując cholernie okropny ból. Ból który był mi potrzebny do życia, zapomniałam o tym psychicznym, bo skupiłam się na fizycznym. Ruszyłam przed siebie co chwilę się krzywiąc, jednakże doszłam do jakiejś żółtej ławeczki na której usiadłam z niewyobrażalną ulgą, po prostu niebo. Przymknęłam powieki, upajając się chwilą błogości, oraz spokoju. Westchnęłam ciężko słysząc wibrowanie telefonu, nie odebrałam jednakże, dzwoniąca osoba się nie poddawała, a ja traciłam powoli cierpliwość. Przewróciłam oczami szybko wyciągając telefon.

I to był ten moment. Moment w którym wiedziałam, że zjebałam.

- Pani Elice Varn? Pańska matka...

******

Witam, witam w czternastym rozdziale! Na starcie chciałam przeprosić, że wstawiam tak późno, ale najzwyczajniej w świecie nie miałam czasu.

Rozdział może być słaby ponieważ czuje się cholernie źle, ale miałam wenę i musiałam ją po prostu wykorzystać!

Także życzę miłego dnia, wieczoru czy nocy i widzimy się może w tym tygodniu!

Tik tok: Devvilltown

Tell me you love me|| 18+ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz