Rozdział 11

14.1K 665 8
                                        

Na scenę wyszedł Carl, u którego wcześniej byliśmy dowiedzieć się, jakie numery mają nasze namioty. Pomimo tego, że było jeszcze w miarę jasno, światła ze sceny aż oślepiały.

- Witam Was w Tomorrowland! Miejscu, gdzie wszyscy mają tę samą pasję i ten sam cel. - zamilkł na chwilę - Muzyka i zabawa! - tysiące ludzi zaczęło krzyczeć i klaskać.

Carl przekazał najważniejsze informacje organizacyjne. "Cisza nocna" jest od czwartej w nocy do dziewiątej nad ranem. Między każdym koncertem są pół godzinne przerwy. Plan festiwalu na trzy dni można znaleźć koło ogromnej fontanny na środku całego obozu, lub poprostu odebrać go od Carl'a w jego namiocie.

Gdy Carl skończył przekazywać informacje, na scenę wyszedł pierwszy artysta i ludzie zaczęli się bawić. Wepchnęliśmy się wszyscy pod scenę.

Tańcząc do muzyki, będąc w takim miejscu i tak dobrze się bawiąc, czułam się niesamowicie. To było coś, na co czekałam od dawna. Mogłabym nawet powiedzieć, że ten festiwal był jednym z moich marzeń. Marzeń, które właśnie się spełniło.

Cholera, ten wyjazd do tej pory jest świetny. Nie zamartwiam się tym, co złego mi się przydarzy. Wręcz przeciwnie, jestem ciekawa co ciekawego jeszcze mnie spotka. Pierwszy raz od dłuższego czasu mogę powiedzieć, że czuję się szczęśliwa.

Pierwszy koncert właśnie się zakończył, więc jest pół godzinna przerwa. Poszliśmy po piwo. Każdy z nas wziął dwie butelki.

Jeśli dzisiaj skończy się na dwóch, to będę naprawdę z siebie dumna. Aczkolwiek istnieje możliwość, że wypiję jeszcze troszkę wiecej. O tak, ta możliwość podoba mi się bardziej, pomimo tego, że obudzę się z kacem.

Wróciliśmy pod scenę i czekaliśmy na kolejnego wykonawcę, który miał być już za dziesięć minut na scenie.

- I jak, podoba Ci się festiwal? - zagadał do mnie Oliver. Kiwnęłam głową, biorąc łyka piwa.

- A tobie? - zapytałam, starając się patrzeć na jego twarz.

Oliver, jak i reszta chłopców, podczas koncertu zdjął koszulkę, odsłaniając swój umięśniony tors.

Nie patrz w dół, nie patrz w... Cholera. Mój wzrok spoczął na jego mięśniach. Wcześniej nie przeglądałam się mu aż tak dokładnie. Był naprawdę wysportowany.

- Halo - pstryknął mi palcami przed twarzą - Wróć do świata żywych. - zaśmiał się.

Spojrzałam na jego twarz. Był totalnie rozbawiony. Zaczął pozować, robiąc głupie miny. Wybuchnęłam śmiechem, a po chwili chłopak do mnie dołączył. Ludzie zaczęli krzyczeć, więc odwróciłam się w stronę sceny, na której był już kolejny artysta.

Przez kolejne sześć godzin tańczyliśmy, bawiliśmy się i piliśmy piwo. Wypiłam trzy butelki. A może cztery? Nie liczyłam. Ostatni koncert skończył się koło drugiej trzydzieści, więc od razu ruszyliśmy do naszych namiotów. Śmiałam się z byle czego, podskakiwałam i gadałam jakieś głupoty. Oczywiście reszta moich przyjaciół zachowywała się tak samo. Dwa razy pomyliliśmy namioty. Za trzecim razem dotarliśmy do prawidłowych.

Weszłam do wnętrza, a za mną Oliver, śmiejący się bez powodu. Odbyliśmy typową, pijacką rozmowę o wszystkim co ślina przyniosła nam na język. Rozmawialiśmy tak z dobrą godzinę. Zbliżała się cisza nocna.

Położyłam się, weszłam w śpiwór i momentalnie się uspokoiłam. To samo zrobił Oliver. Nagle stałam się bardzo zmęczona, więc moje oczy same się zamknęły. Zanim zasnęłam, poczułam rękę na mojej talii. Uśmiechnęłam się, a chwilę później już spałam.

Beside YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz