Wieża Astronomiczna ma tej nocy w sobie jakąś tajemniczą aurę. Może to przez niebo mieniące się gwiazdami, jak rozsypany brokat, a może przez myśli Harrego, które krążą jednocześnie po wielu orbitach.
– Potter, gdzie twoja świta? – pada podszyte ironią pytanie gdzieś z ciemności.
Chłopak w okularach wzdycha.
– Tak myślałem, że cię tu spotkam, chociaż miałem ogromną nadzieję, że to się jednak nie stanie. Czy ty w ogóle kiedykolwiek śpisz?
– Rzadko – odpowiada głos ze znużeniem.
Teraz już widzi go wyraźniej. Stoi oparty o barierkę pod wschodnim filarem i patrzy przed siebie w nieokreślonym kierunku. Harry podchodzi na bezpieczną odległość i opiera się w tej samej pozycji kilka metrów dalej.
– Koszmary? – bardziej stwierdza, niż pyta. Już prawie słyszy chamskie: „ta, cały czas śni mi się twoja pokaleczona morda", ale nie, Malfoy nie odpowiada. Kiwa tylko posępnie głową.
– Znam to uczucie, gdy sen nie przynosi ulgi.
Przerywa, a po chwili dodaje w zamyśleniu:
– Będąc dzieckiem, uciekałem w sen, gdy rzeczywistość stawała się zbyt przytłaczająca. Teraz sny są gorsze niż rzeczywistość.
Przez głowę przelatują mu świeże jeszcze wspomnienia koszmaru dzisiejszej nocy. Krew, bezwładne ciała bliskich mu osób przelatujące przez ręce jak woda i to ogromne poczucie bezradności, które pozostało z nim na długo po przebudzeniu. Otrząsa się z tych niewygodnych myśli, tak jak pies strząsa z sierści krople deszczu. Wielkie srebrne oczy wpatrują się w niego uważnie. Czy to możliwe, że zobaczył w nich coś na kształt zrozumienia?
Przychodzę tutaj rozliczyć się z przeszłością, przypomina sobie słowa, które padły w tym samym miejscu zaledwie kilka tygodni wcześniej, a jednak w zupełnie innej atmosferze. I wtedy Harry zdaje sobie sprawę, jaki jest powód nocnych wycieczek swojego wroga do Wieży Astronomicznej i że powodem tym nie jest, jak do tej pory wierzył, potrzeba cyklicznego denerwowania znienawidzonego chłopca z blizną.
Czyi jednak Malfoy ma jakieś uczucia i chociaż bardzo głęboko próbuje zakopać w sobie wszelkie oznaki poczucia winy, te dopadają go, gdy jest całkowicie bezbronny – w snach. Harry uśmiecha się gorzko do własnych myśli.
Nocne męki, z którymi walczy Malfoy dają nadzieję na sprawiedliwość. Była zbrodnia, jest i kara.
– Rozumiem dlaczego moje sny wyglądają, jak wyglądają, ale twoje? Wybawiciel Świata i koszmary? Nie powinny ci się śnić w nagrodę orszaki anielskie i puchate kotki?
Głos blondyna wyrywa go z zadumy, a Harry prycha rozbawiony. Z jakiegoś powodu ślizgoński sarkazm tym razem go nie denerwuje. Może dlatego, że nie czuć w nim zwyczajowej agresji.
Odpowiada na pytanie zaskakująco szczerze, że nocami męczy go poczucie straty, że gdyby mógł cofnąć czas, wiele rzeczy zrobiłby inaczej. Gdzieś w trakcie rozmowy z głosu Malfoya znika ironia, na jego twarzy raz nawet pojawia się przyjazny uśmiech, a Harry przestaje odruchowo trzymać dłoń w pobliżu różdżki.
Tej nocy, po 7 latach walk, docinek i zgryźliwości, po raz pierwszy rozmawiają jak ludzie.
CZYTASZ
Sny grzesznych dusz #drarry
FanfictionTo sen, to jeden z tych snów, które ostatnio cały czas go prześladują - powtarza w myślach. - To nie jest sen - padają słowa. Chłopak rozgląda się po pomieszczeniu w panice. Spokojnie, to znowu ten sen, gdzie jesteśmy w Pokoju Życzeń, zaraz się ob...