21.
Tyle dni minęło odkąd Malfoy ostatni raz zmrużył oczy. Nie była to oczywiście jego zasługa, a Eliksiru Bezsennej Nocy, który pił szklankami do śniadania, obiadu i kolacji, a raczej zamiast tych posiłków. I to nic, że ręce trzęsły mu się tak, że ledwo mógł utrzymać kubek. To nic, że miał przekrwione oczy, sine powieki i skórę cienką jak papier. To nic, że był skrajnie niedożywiony, bo jego ciało przestało produkować ślinę i jedzenie rosło mu w ustach, a przeżuwanie zabierało za dużo wysiłku. Wszystko było lepsze od więzienia w jego głowie i piekła, jakie tam przeżywał.
Nocami snuł się po zamku jak duch i często zastanawiał się, czy już nim nie jest. Doba nagle rozciągnęła się o 8 godzin i przez pierwsze kilka dni był tym zachwycony – wymykał się do biblioteki, czytał książki, przeglądał eliksiry albo chodził na długie spacery. Po tygodniu jednak samotność stała się tak przytłaczająca, że aż fizycznie bolała go w piersi. Desperacja zaprowadziła go do łazienki Jęczącej Marty – która jak niegdyś – stała się jedyną powierniczką jego łez. Miał 24 godziny na rozmyślanie o swoim życiu każdego dnia. 24 godziny, 1440 minut, 86 400 sekund każdego dnia na utwierdzanie się w przekonaniu, że jest nikim i dla reszty tego świata znaczy również tyle, co nic.
Na zajęciach potrafił patrzeć całe 45 minut w jeden punkt przed sobą. Typowany do odpowiedzi, wzruszał jedynie ramionami i chował się głębiej w cieniu kaptura czarnej bluzy, która od teraz była stałym elementem jego wizerunku. Nie obchodziło go, ile punktów stracił przez to jego dom, bo szczerze, nie obchodziło go już nic. Jest pusty, wypatroszony od środka ze wszystkich emocji, myśli, trosk i zmartwień.
Tik-tak, tik-tak.
To zegar czy seria z karabinu maszynowego? Przykłada dłonie do skroni. Głowa pulsuje mu niemiłosiernie, a świat podskakuje lekko w takt okrutnego tykania. Zamyka na chwilę oczy i skupia się na oddechu, ale gdy je otwiera, nadal jest ciemno, jakby ktoś zgasił słońce.
Zaciska powieki ponownie, otwiera i widzi dziesiątki twarzy wpatrzone w niego z zaciekawieniem. Wszystkie wydają się chłodne i nieznajome, chociaż mija je przecież codziennie na korytarzach. Dziewczyna najbliżej niego podnosi różdżkę i przykłada ją do skroni Malfoya. Wyraz jej twarzy zmienia się. Teraz uśmiecha się szyderczo i władczo. W jej ślad idzie reszta i nagle Draco ma wokół blond włosów aureolę z różdżek, które boleśnie wbijają mu się w skórę.
– Odsuńcie się, kurwa – krzyczy z histerią w głosie i łapie za kilka patyków. Klasa reaguje na to, jak na dobry żart i wybucha histerycznym śmiechem. Śmiech jest ostry i rani jego uszy niczym eksplozja. Zatyka je rękami, ale to nic nie daje. Jego dłonie są przeźroczyste.
Gdzieś zza krańców świadomości docierają do niego szydercze wyzwiska i obelgi. Potem czuje na twarzy ślinę i podeszwy butów.
– Zasrana zakała – słyszy ociekający pogardą głos Zabiniego.
– Gorsze, niż szlam. Trzeba to wytępić, bo się rozprzestrzeni – wtóruje mu z okrutną satysfakcją Pansy.
Czuje na żebrach twarde kopnięcie.
– Nie dotykaj go, bo się ubrudzisz – ostrzega ktoś w tłumie.
– Racja, Potter, podaj kij.
I wtedy wybucha kolejna salwa śmiechu, która doprowadza go na skraj szaleństwa. Krzyczy, ale oni śmieją się głośniej. Ich twarze wykrzywia upiorny uśmiech, a głosy do złudzenia przypominają syczenie węży.
Draco zrywa się, z całych sił próbuje ich odepchnąć, ale bez skutku – zamknęli każdą drogę ucieczki. Osaczają go, pastwią się nad nim, bawią się w jakąś chorą grę, a on nie zna zasad.
– Zabiorę go do skrzydła szpitalnego.
– Pójdę z Tobą, Harry.
Harry.
Nie, nie, tylko nie on, myśli rozpaczliwie, ale słowa musiały opuścić jego usta, bo słyszy w tle okrzyki poruszenia. Twarze znowu śmieją się wrednie. Twarze, które wyglądają jak zjedzone przez szczury.
Nagle wszystko cichnie, choć to typ niepokojącej ciszy przed burzą. W dodatku nie potrafi zlokalizować, gdzie jest. Obraz jest ciemny, rozmazany i pulsuje w rytm bicia jego serca. Szybko i nierówno, za szybko, żeby oddychać. Czuje jak płuca wypełniają się gliniastą mazią, jakby łykał błoto zamiast tlenu. Przed oczami robi się czarno i...
– Chryste, Malfoy, oddychaj – głos Harrego wyciąga go na powierzchnię szkolnego korytarza. Gryfon trzyma go za ramiona, a zielone oczy lustrują badawczo wszystkie reakcje. Draco mógłby przysiąc, że zauważył w nich troskę, ale wtedy pada pytanie:
– Malfoy, pomóc ci się zabić?
Szare źrenice rozszerzają się w bezbrzeżnym szoku.
– C-co?
To jedyne, co udaje mu się z siebie wydusić.
– Pytałem, czy chcesz eliksir snu – powtarza brunet z wyraźnym zawahaniem. – Ile nocy już nie spałeś?
Ile mamy jeszcze czekać, żebyś to wreszcie zakończył?, słyszy w głowie Malfoy.
Grunt znowu ucieka mu spod nóg. Nie potrafi odróżnić rzeczywistości od wytworu jego oszalałej wyobraźni. Wszystko łączy się i zlepia, wiruje i opada.
Opada.
Leży na czymś lodowatym. Szczerze ma nadzieję, że w swoim grobie.
Ale nie, w grobie miałby wreszcie święty spokój, a tutaj z n o w u ktoś coś od niego chce. Otwiera oczy, ale bez rezultatu – i tak widzi tylko ciemność. Czyli dalej dryfuje w mrocznych odmętach jego własnej psychiki.
– Mam dość. Nie chce już... – szepcze z rezygnacją. – Chce się wreszcie obudzić – dodaje błagalnie.
– Draco... To nie jest sen – słyszy w odpowiedzi i słowa te mrożą mu krew w żyłach.
Słyszał je tysiące razy w Pokoju Zemsty, gdzie Potter pastwił się nad nim na wszystkie możliwe najokrutniejsze sposoby.
Nie, nie wróci tam. Nie da rady przejść przez to piekło po raz kolejny.
Wierzga z całych sił, drapie, krzyczy. Demony czają się na niego, próbują znowu go wykorzystać. Jeden z nich siada na nim okrakiem, miażdży mu klatkę. Nie może się ruszać. Czuje się jak w kokonie, związany tysiącem bandaży.
Tylko czemu kokon kołysze się miarowo?
Przód-tył.
Przód-tył.
Jak kołyska. Hm, przyjemnie.
– Oddychaj razem ze mną, dobrze? – dociera do niego gdzieś zza światów. – Wdech-wydech, wdech-wydech. Bardzo ładnie. Jeszcze raz.
Wykonuje polecenia. Oddycha.
– Nie bój się, jestem przy tobie.
Czuje, jak ktoś głaszcze go po plecach. Otwiera zaskoczony oczy, ale... szybko je zamyka.
Tym razem nie chce się obudzić.
CZYTASZ
Sny grzesznych dusz #drarry
FanficTo sen, to jeden z tych snów, które ostatnio cały czas go prześladują - powtarza w myślach. - To nie jest sen - padają słowa. Chłopak rozgląda się po pomieszczeniu w panice. Spokojnie, to znowu ten sen, gdzie jesteśmy w Pokoju Życzeń, zaraz się ob...