Hokus pokus

275 21 6
                                    

Następnego ranka Harry wyjątkowo nie budzi się spocony i zmęczony, jakby przebiegł maraton

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Następnego ranka Harry wyjątkowo nie budzi się spocony i zmęczony, jakby przebiegł maraton. Przeciwnie, jest odprężony, zrelaksowany i ma wyśmienity nastrój. Mgliście wspomina, że chyba we śnie głaskał jakieś kotki. Schodzi do pokoju wspólnego, próbując przypomnieć sobie więcej szczegółów tego puchatego snu, ale z zamyślenia wyrywa go głos Rona:


– Hokus pokus, miód majonez, twoja stara to polonez! – wrzeszczy entuzjastycznie przyjaciel. Gdy zauważa na schodach Harrego, doskakuje do niego z wyrazem nieopanowanej, dziecięcej radości. Jego uśmiech przypomina wielki, dojrzały banan.


– Stary, to jest zajebiste! – krzyczy mu prosto w ucho i wymachuje przed nosem czymś, co wygląda jak czarna cegła. – To taka mugolska zabawka, którą można sterować mocą umysłu! Czad, nie?


Brunet przygląda się magicznemu urządzeniu i dostrzega na nim srebrny napis „Nokia". Ron musi widzieć wymalowaną na twarzy Harrego konsternację, bo odwraca się za siebie i desperacko szuka potwierdzenia swoich słów:


– No powiedzcie mu, chłopaki...

Dwóch przedstawicieli Złotej Gwardii gorliwie potakuje głowami, a podbudowany Ron wbija w Harrego dumne spojrzenie. Z chwilą gdy odwraca głowę, fasada pęka. Lucas nie wytrzymuje i krztusi się śmiechem, a jego współtowarzysz z całych sił walczy, aby zachować kamienną twarz.


– Mocą umysłu, huh?  –Harry uśmiecha się niewyraźnie, czując na sobie wyczekujące spojrzenie przyjaciela. – To... może nam zademonstrujesz?


Jak na zawołanie, Ron zaczyna kręcić się wokół własnej osi i klaskać, a następnie z całą mocą na jaką go stać, recytuje ponownie magiczną inkantację. Wygląda na to, że jest słodko nieświadomy znaczenia wypowiedzianych słów, co najmniej jakby były po łacinie. Czarodziejska formuła przynosi jednak efekt – telefon w jego dłoni zaczyna dzwonić, a Ron nie posiada się z radości i dumnie prezentuje Harremu wyświetlacz. Ten, z trudem zachowując powagę, kiwa głową w niemal ojcowskim geście, po czym zerka na płaczącego ze śmiechu Jamiego. W rękach młodego ochroniarza spoczywa taka sama czarna cegiełka z zielonym wyświetlaczem.


– Nie próbowałeś kiedyś odebrać? – pyta Harry, nie ukrywając już rozbawienia.


– No co ty! – oburza się Ron i zezuje na przyjaciela, jak na skończonego idiotę. – Przecież to grozi czyrakami odbytu!


Na śniadanie schodzą w piątkę, przekomarzając się przy tym i robiąc wokół siebie wesoły harmider. Nie uchodzi to uwadze rozkochanych w Legendarnym Gryfonie nastolatkom, które jak zawsze gdy Harry pojawi się na posiłku, zapominają czym jest głód fizyczny i zachłannymi spojrzeniami pożerają czarodziejskiego celebrytę.

Jamie rozbawia stół Gryfonów przypadkową anegdotką o kromce chleba, ktoś komuś kradnie tosta, ktoś opluwa kogoś herbatą w wyniku histerycznej reakcji. Po chwili już cała sala wlepia w nich roześmiane spojrzenia i z zaciekawieniem śledzi ten poranny stand-up. Reakcje są życzliwe, poza jedną. Harry łapie kontakt wzrokowy, a zimno stalowych oczu mrozi go od środka. Pełne wrogości spojrzenie wycelowane jest prosto w niego.

Jeszcze 4 godziny temu przeprowadziliśmy całkiem cywilizowaną rozmowę. Co zmieniło się od tego czasu?

No tak, przecież się nienawidzimy, odpowiada kwaśno sam sobie.

Dobry humor znika tak szybko jak się pojawił, a w Harrym wzbiera gorzkie rozczarowanie. Pieprzony dzieciak, cały czas pogrywa w swoje gierki, a on znowu dał się złapać.

Nagle ogarnia go niesamowite znużenie i czuje się bardzo staro. Za staro na przejmowanie się jakimś kapryśnym bachorem.


– Tościka? – wyrywa go z zamyślenia Jamie. Chłopak uśmiecha się promiennie, ale badawcze spojrzenie zdradza, że jego uwadze nic nie umknęło.


Harremu nie udaje się odpowiedzieć, bo wrota sali otwierają się z impetem, a w nich pojawia się ekscentryczna dama z peletonem piór za plecami. Zanim którykolwiek z nauczycieli zdąży zareagować, na kobietę wylewa się dzbanek lepkiego, dyniowego soku, który znalazł się tam nie wiadomo skąd.

Sekundę później, i równie niewytłumaczalnie, obok oniemiałej dziennikarki materializuje się Lucas.


– Ah, te dzieciaki – perfekcyjnie udaje oburzenie. – Najmocniej przepraszam. Zaprowadzę Panią do łazienki.


Uśmiecha się rozbrajająco i szarmanckim gestem bierze ją pod ramię.


– Niestety Hogwart od czasów średniowiecza nie dorobił się jeszcze kanalizacji wewnątrz budynku, dlatego potrzeby natury fizjologicznej załatwiamy w wychodkach na błoniach. Rozumie Pani, to zabytek.

Mruga porozumiewawczo do zachwyconych Gryfonów i wyprowadza oszołomioną kobietę z sali.

Sny grzesznych dusz #drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz