Jako dziecko próbował złapać w garść wodę, ale zawsze gdy otwierał pięść, nieuchwytny płyn wylewał mu się przez palce. Pamięta, jak bardzo go to denerwowało i jednocześnie wprawiało w zdumienie, mimo że nie był to nawet żaden rodzaj magii, a podstawowa fizyka. Teraz to rzeczywistość wymyka się z rąk jak woda, a on czuje ten sam szok i gniew, że świat pogrywa z nim w jakąś dziwną grę, której zasad nie rozumie.
To, co wydaje się realne, okazuje się senną marą, z kolei materialne obiekty rozpływają się w jego palcach jak dym z papierosa. Nic nie jest pewne, nic nie jest stałe, niczego nie może przewidzieć, ale spodziewać musi się wszystkiego.
Nieustannie czuje się jak na deskach teatru. Zakłada maskę, odgrywa rolę zapisaną mu na kartkach scenariusza. Sztuka jest zaplanowana w najmniejszym szczególe - nic nie dzieje się bez przyczyny, a on sam nie ma na nic wpływu. Nie kontroluje swoich myśli, nie ma władzy nad swoim ciałem.
W snach jest niczym więcej jak szmacianą marionetką... tylko kto pociąga za sznurki?
Tym razem ich spotkanie – o ile można je tak nazwać – następuje zupełnym przypadkiem. Harry wraca pod osłoną nocy z biblioteki, niosąc w ręce książkę, której zdecydowanie nie wyniósł stamtąd legalnie. Ich drogi spotykają się na rozwidleniu korytarza, ale Malfoy przechodzi mu przed nosem jak duch, nie racząc go ani odrobiną uwagi.
Idzie przed siebie pewnym krokiem, ale wzrok ma nieobecny. To budzi w Gryfonie niezdrową ciekawość, która – jak wtedy na szóstym roku – każe mu śledzić Ślizgona i czujnie obserwować każdy jego ruch. Podąża za chłopakiem bezszelestnie, trzymając kilkumetrowy dystans. Idą tak przez korytarze w kierunku Sali Jadalnej.
Wychodzą na błonia. Listopadowa noc jest mroźna, z ust buchają obłoki pary, a wiatr szamocze ich włosami. Harry zauważa, że blondyn ma na sobie jedynie cienki materiał piżamy, który w żaden sposób nie chroni go przed jesienną temperaturą. Drży, ale z uporem maniaka prze przed siebie.
Zatrzymuje się dopiero przy skraju lasu i robi nieokreślony ruch ręką. Wygląda jakby rozważał coś przez chwilę, ale potem wchodzi w ścianę drzew i rozpływa się w gęstej ciemności. Harry wbiega za nim.
Zakazany Las jest tej nocy wyjątkowo mroczny i nieprzyjazny. Spowite czernią pnie i krzewy układają się w niepokojące kształty, a szara mgła jest tak gęsta, że wydaje się oblepiać nos i powieki.
Gryfon kątem oka zauważa śledzące ich cienie. Co jakiś czas słyszy groźny warkot, widzi mignięcie białych ślepi. Zakazany Las nie bez powodu jest zakazany, a zabawa w kotka i myszkę ze Ślizgonem przestaje być zabawna. W chwili gdy decyduje się obudzić Malfoya, ten wchodzi na suchą gałąź i łamie ją z ogromnym trzaskiem.
Otwiera oczy.
Wokół niego zdążył się już utworzyć ciasny krąg tysiąca błyszczących w ciemności punktów, które patrzą na niego wygłodniale. Malfoy instynktownie szuka różdżki, ale uprzytamnia sobie, że przecież jej nie ma. Wtedy dociera do niego, w jak beznadziejnej sytuacji się znajduje.
Harry chowa się za pniem i z ukrycia patrzy na drżące, blade ciało pośrodku kręgu. Draco jest przerażony. Wodzi rozpaczliwym wzrokiem dookoła siebie, szukając sposobu ucieczki, ale mroczne cienie otaczają go ze wszystkich stron. Stracił wszelki desygnaty Śmierciożercy – osoby wyzutej z emocji, która zabija z zimną krwią i kamienną twarzą. Z tej perspektywy Malfoy wygląda jak bezbronny, niewinny chłopiec i Harremu przestaje sprawiać satysfakcję obserwowanie jego strachu.
Coś, co przypomina zgrubiałe, obślizgłe kłącze – a w rzeczywistości jest chyba językiem – owija się wokół kostki blondyna i momentalnie zwala go z nóg. Chłopak desperacko młóci rękami ziemię, ale nie ma żadnych szans w starciu z bestią, która wciąga go pod koronę drzew. Chwilę później wiązka światła odcina obrzydliwy język.
Wybawca podbiega do chłopaka i ciągnie go mocno za ramię:
– Chodź, Malfoy – ponagla go, widząc, jak reszta wygłodniałych istot tylko oczekuje na rozwój sytuacji.
Reakcja chłopaka całkowicie go zaskakuje. Srebrnowłosy odskakuje jak oparzony, a pełne strachu oczy patrzą na niego, jakby był bazyliszkiem.
– Nie podchodź – chrypi Draco i cofa się na kilka kroków.
– Malfoy, nie czas na teatrzyk. Musimy się stąd zwijać – syczy zniecierpliwiony i próbuje pociągnąć go ze sobą.
Ten jednak wybiera Zakazany Las zamiast dotyku Pottera i ucieka na oślep w gęstwinę mroku.
Brunet nie może wyjść z szoku, więc traci go na chwilę z oczu. Szybko jednak rusza na pościg, a Lumos daje mu zdecydowaną przewagę. Dopada uciekiniera po minucie szaleńczego biegu. W impecie przewracają się na błotniste, leśne poszycie i tarzają w nim z głośnymi przekleństwami. Harry pamięta wiele bójek z Malfoyem – to był element stałej szkolnej codzienności. Zawsze byli na równi, ale tym razem blondyn jest wyraźnie słabszy. Gryfon przygniata go do podłoża, a wtedy ciało pod nim więdnie, tracąc wolę walki. Tylko dziwnie błyszczące, wielkie oczy patrzą na niego niemal błagalnie.
– Nie rób mi tego, proszę.
Harry słyszy drżący szept i sam drży na jego dźwięk. Nie wie, z kim pomylił go Malfoy w swojej iluzji, ale ktokolwiek to był, udało mu się zniszczyć Ślizgona, wyciągnąć z niego całe życie. Nigdy nie widział swojego wroga tak cierpiącego, jak gdyby poddał się już, bo wiedział, co go czeka. Był to strach, który boli, gdy się na niego patrzy, którego nie życzył nikomu.
– Malfoy, to ja, Harry – potrząsa nim za ramiona, ale czuje, jakby próbował wykrzesać życie ze szmacianej lalki. – Lunatykowałeś, jesteśmy w Zakazanym Lesie, musimy uciekać – wyrzuca z siebie słowa, próbując przemówić mu do rozsądku.
Oczy zaczynają patrzeć rozumniej, ciało odzyskuje sprężystość. Chłopak daje się wreszcie podnieść i ciągnąć za sobą. Harry trzyma go za nadgarstek aż do samego skraju lasu. Dopiero gdy wychodzą na oświetlone gwiazdami błonia, puszcza go i oddycha z wysiłkiem.
Patrzy na blondyna i próbuje połączyć elementy układanki, ale cały czas brakuje mu puzzli.
CZYTASZ
Sny grzesznych dusz #drarry
FanfictionTo sen, to jeden z tych snów, które ostatnio cały czas go prześladują - powtarza w myślach. - To nie jest sen - padają słowa. Chłopak rozgląda się po pomieszczeniu w panice. Spokojnie, to znowu ten sen, gdzie jesteśmy w Pokoju Życzeń, zaraz się ob...